„Babcia w tajemnicy przed moją mamą, oddała jej drugie dziecko do adopcji. Nie miałam pojęcia, że mam bliźniaczkę”

Ukochany mnie naciągał fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Moja mama, choć to się wydaje niemożliwe, nie miała pojęcia, że urodziła dwie dziewczynki… Dla jej matki, a mojej babci, to było za dużo! Nie dosyć, że nieślubne, nie dosyć, że ojciec ich nie chce, to jeszcze bliźniaczki. A jednak – w życiu zdarzają się zadziwiające przypadki… Moja mama zaszła w ciążę, kiedy była dokładnie w naszym wieku”.
/ 27.02.2023 17:15
Ukochany mnie naciągał fot. Adobe Stock, Andrey Popov

W naszej rodzinie kobiety noszą imiona zaczynające się na „A”: babcia to Aldona, prababcia miała na imię Amelia, mamie w metryce zapisano Aniceta, chociaż wszyscy mówią na nią Niusia… Nic dziwnego, że i mnie nazwano Alicją, i choć niektórzy dowcipnisie na dzień dobry pytali, czy mam kota, byłam i jestem ze swojego imienia bardzo zadowolona.

Mam osiemnaście lat. Niedługo matura i studia…

Chyba pedagogika, bo bardzo lubię dzieci i łatwo się z nimi dogaduję. Zresztą w wolnych chwilach pracuję jako wolontariuszka w szpitalach i hospicjach. Tam zawsze jest potrzebny ktoś, kto ma serce i czas dla tych biedaków. Ostatnio poznałam Aleksandrę, też wolontariuszkę, tylko z dłuższym stażem, bo ona zaczęła pomagać wcześniej, jeszcze w gimnazjum. Przychodziła i rysowała dzieciakom obrazki, opowiadała im bajki, czytała książeczki albo po prostu była blisko, kiedy tego chciały. Maluchy ją uwielbiają; kiedy na korytarzu zobaczą jej rude włosy, aż piszczą z radości i proszą, żeby do nich przyszła w pierwszej kolejności…

Aleksandra jest bardzo miła. Ma śliczny uśmiech i piękne brązowe oczy. Od razu się polubiłyśmy, chociaż ja jestem zupełnie inna: wyższa, tęższa, ciemnowłosa, ale przede wszystkim nie taka ładna. Ona podoba się wszystkim, ja – niektórym. Ostatnio w chwili przerwy czytałyśmy gazetowe horoskopy. Okazało się, że urodziłyśmy się dokładnie tego samego dnia, roku i miesiąca, czyli jesteśmy zodiakalnymi Bliźniętami.

No co za przypadek! – roześmiała się Ola. – Jak w kinie! A gdzie się urodziłaś, bo ja w… – tu wymieniła nazwę miasta na południu Polski.

– Ja też tam – powiedziałam lekko zdumiona. – Zabawne!

Nie widziałyśmy w tym niczego nadzwyczajnego

Mało to dzieci rodzi się w tych samych miastach, w tym samym dniu, o tej samej godzinie? Tylko że kiedy potem opowiadałam o tym w domu, mojej babci Aldonie wypadła z rąk ulubiona filiżanka w niebieskie motyle. Babcia nigdy niczego nie tłukła, a tu nagle taka strata! Zerwałam się, żeby posprzątać, ale mnie powstrzymała.

– Zostaw, nieważne – powiedziała. – To mówisz, że taką masz koleżankę? Jest podobna do ciebie?

– Skąd! – zaprzeczyłam. – Przede wszystkim jest naturalnie ruda i nic z tym nie robi. Ma piękne włosy… gęste, błyszczące, z jaśniejszymi pasemkami. Super, mówię ci!

Gdybym była uważniejsza, zobaczyłabym, że babci się trzęsą ręce. Powiedziała, że nagle ją rozbolała głowa, i że musi się położyć. To było dziwne, bo babcia nigdy na nic nie narzekała, a teraz zamknęła drzwi do swojego pokoju i nie wyszła do wieczora. Ale ja miałam masę spraw na głowie, spotkania z przyjaciółmi, naukę, wybierałam się do kina, więc jakoś to wszystko mi umknęło. Do czasu… Przez następne dni babcia o nic nie pytała, mama także, ja zajmowałam się tym, co zwykle, dni mijały szybko i powoli zbliżała się jesień, choć na razie pogoda była piękna i ciepła. I wtedy Ola wymyśliła, żeby dla dzieci, którym lekarze na to pozwolą, zorganizować wycieczkę za miasto. Uznałam, że pomysł jest genialny, i szybko się włączyłam w przygotowania. Trzeba było załatwić transport, katering, opiekę medyczną, jakieś atrakcje. Podzieliłyśmy się obowiązkami i zaczęło iść jak z płatka.

Tamtej soboty nigdy nie zapomnę!

Nie dlatego, że wszystko się wspaniale udało i że nasi podopieczni i ich rodzice byli bardzo zadowoleni, ale dlatego, że właśnie tego dnia odnalazłam siostrę: podobną do mnie i niepodobną jednocześnie – bliźniaczkę, z jednej matki i jednego ojca. Był wczesny wieczór, kiedy wracałyśmy z Olą do domu.

– Śpieszysz się? – zapytała nagle. – Bo ja bym jeszcze chętnie wdepnęła na jakieś lody. Co ty na to?

– Super! Tylko muszę zostawić torbę. To blisko, może chcesz poznać moją babcię i mamę? Zapraszam.

Zadzwoniłam, żeby uprzedzić, że przyjdę z koleżanką, więc drzwi otworzyła mi mama, a babcia czekała na końcu przedpokoju. Kiedy weszłyśmy, bardzo pobladła, chwyciła się za serce i osunęła po ścianie jak bezwładny manekin. Usłyszałam krzyk mamy, ale nie mogłam zrobić kroku, bo mnie w takich sytuacjach na chwilę paraliżuje. Za to Ola zachowała się absolutnie profesjonalnie. Tylko jej umiejętnościom i przytomności umysłu zawdzięczamy, że babcia żyje. To samo powiedzieli zresztą ratownicy z karetki! Babcia miała zawał. Na szczęście wyszła z tego i po paru dniach już można było z nią rozmawiać. Nadal nic nie kojarzyłam i nie rozumiałam. Wydawało mi się, że szczęśliwy przypadek pozwolił uratować babcię. Do głowy mi nie przychodziło, że to widok Oli tak nią wstrząsnął; nie myślałam, że zachorowała przez Olę, tylko że żyje dzięki Oli! Co najdziwniejsze, moja mama też niczego nie podejrzewała, bo jak się późnej okazało, babcia o niczym jej nie powiedziała: ani o tym, że ja mam nową koleżankę, ani o tym, że ta koleżanka może być jej córką.

Moja mama, choć to się wydaje niemożliwe, nie miała pojęcia, że urodziła dwie dziewczynki…

Dla jej matki, a mojej babci, to było za dużo!

Nie dosyć, że nieślubne, nie dosyć, że ojciec ich nie chce, to jeszcze parka! A jednak – w życiu zdarzają się zadziwiające przypadki… Moja mama zaszła w ciążę, kiedy była dokładnie w naszym wieku. Poszła na urodziny do koleżanki, spotkała kolegę, wypiła sporo taniego wina i… stało się! Potem spotkali się jeszcze kilka razy, ale nie łączyła ich żadna miłość. Nasz tata to był chłopak z równoległej klasy mamy, nawet się zbyt nie lubili, ot, po prostu tak wyszło. Tak powiedział, kiedy go zawiadomiła, że spodziewa się dziecka. Całe dnie płakała, więc w końcu sprawy wzięła w swoje ręce jej mama, czyli babcia Aldona. Zaprowadziła córkę do lekarza i tam się okazało, że jest ciąża mnoga. Ta lekarka była najserdeczniejszą babci przyjaciółką, więc ją pierwszą zawiadomiła o wyniku badania.

– Ani słowa Niusi – usłyszała. – Muszę pomyśleć!

O tym, co wymyśliła, zawiadomiła matkę naszego ojca. Poszła do niej i po wielu godzinach podobno bardzo trudnej rozmowy ustaliły, że podzielą się dziećmi… Wtedy wydawało się im to najrozsądniejszym rozwiązaniem.

– Z jednym dzieckiem każda z nas sobie jakoś poradzi, nawet gdyby się coś posypało w życiu, to jedno się wychowa. Nie ma innego wyjścia. Ale tylko ty i ja o tym wiemy. Żeby się waliło i paliło, nikomu o niczym ani słowa!

Urodziłyśmy się duże. Nasza mama znosiła ciążę ciężko, siedziała głównie w domu, a na sam koniec poszła do szpitala na oddział tej pani doktor, która opiekowała się nią przez cały czas. Rodziła przez cesarskie cięcie, w pełnym znieczuleniu. Potem zobaczyła mnie…

– Zobacz, jaka duża dziewczynka! – usłyszała od babci – Nic dziwnego, że miałaś taki wielki brzuch!

To się może wydawać dziwne, ale mama niczego nie podejrzewała. Była młoda, nie miała żadnych wcześniejszych doświadczeń, to był jej pierwszy chłopak, pierwsza ciąża. Uwierzyła swojej mamie. Tymczasem babcia już wcześniej postarała się o pracę w innym mieście. Błyskawicznie sprzedała nieduży dom i załatwiła przeprowadzkę.

Zajęła się wnuczką

Córkę wysłała na studia. Ogarnęła przestrzeń wokół siebie… Zaczęła od nowa. W jej świecie także nie było mężczyzny, więc się na mężczyzn nie oglądała. Nie potrzebowała ich pomocy. Sama urodziła panieńskie dziecko, więc opieka nad niezamężną córką i malutką wnuczką to była dla niej pestka. Moja mama nigdy nie usłyszała od niej jednego słowa wyrzutu czy pretensji! Dostała samą miłość i wyrozumiałość. Musiała to docenić. Dla mamy szok i piekło zaczęły się dopiero wtedy, gdy się dowiedziała, że ma dwie córki, i że jedną jej odebrała właśnie ta jej ukochana matka. Najpierw w ogóle nie chciała z nią rozmawiać. Dopiero potem zaczęły się awantury i żale…

– Jak mogłaś? – pytała. – Czy ty wiesz, co zrobiłaś? Ukradłaś mi dziecko i dałaś je obcym ludziom!

Babcia próbowała się bronić.

– Nie obcym – powtarzała. – To była jej babka. Rodzona… Miała do niej prawo tak samo jak ja!

– Prawo ma matka, nie babka, szczególnie w takiej sytuacji… Boże, co ty gadasz?! Jeszcze bardziej się pogrążasz! Nie chcę cię znać!

Ja też się miotałam, bo przecież obie te kobiety były mi bliskie i obie kochałam nad życie. Poza tym bałam się o babcię. Miała chore serce, a mama jakby tego nie zauważała, jakby to jej nic nie obchodziło! Żadna z nich nie rozumiała, co się dzieje w moim sercu. Odzyskałam siostrę bliźniaczkę, ale straciłam bezpieczny, spokojny dom, bo to, w czym żyłam, w ogóle go nie przypominało. Ola też się usunęła i nie odbierała telefonów ode mnie, ale akurat to nie wydawało mi się dziwne – w końcu ją też oszukała najbliższa osoba, więc musiała mieć kocioł w głowie! Tymczasem ja chciałam się dowiedzieć, co z moim ojcem.

Przecież nawet nie wiedziałam, czy żyje

Ola mieszkała ze swoją babcią, ale tylko o niej wspominała, więc nie mogłam sobie przypomnieć żadnych informacji o reszcie rodziny. Do szpitala też przestała przychodzić. Jakby się zapadła pod ziemię! Byłam naprawdę nieszczęśliwa. Mama i babcia z sobą nie rozmawiały, ja nie mogłam się na niczym skupić. W szkole szło mi coraz gorzej, czułam, że jeśli nic się nie zmieni, po prostu zwariuję.

Pojawienie się Oli było dla mnie wybawieniem. Pewnego dnia zobaczyłam ją pod szkołą. Zaproponowała rozmowę. Przyznała się w dodatku, że sama nie ma zielonego pojęcia, co dalej i jest jak potłuczona, czuje się tak, jakby ktoś ją wyciągnął z głębokiego wiru. Nareszcie miałam przy sobie kogoś, kto wiedział dokładnie, co i ja czuję. Nie byłam sama… Ola wyglądała jak po ciężkiej chorobie. Musiała to wszystko bardzo przeżywać, bo mocno schudła i nie była już taka promienna jak kiedyś. Znalazłyśmy małą kawiarenkę, wybrałyśmy boczny stolik i zaczęłyśmy rozmawiać… Tylko że wcale nie było nam łatwo… Gdyby to wszystko przydarzyło się komuś obcemu, pewnie znalazłybyśmy jakieś wyjście, ale kiedy chodziło o nas, każde rozwiązanie wydawało się niedobre albo naiwne. Bo niby, co miałyśmy zrobić? Kleić rodzinę na siłę? Dowiedziałam się od Oli, że nasz ojciec nie żyje, a więc i ona wyrastała w niepełnej rodzinie… Mówiła, że wypadek samochodowy, w którym zginęli na miejscu nasz tata i dziadek, spowodował tata, który dopiero co odebrał prawo jazdy. Zawsze był trochę szalony.

Jakie to szczęście, że przynajmniej ty mi zostałaś – powtarzała wtedy Oli babcia. – To był cud, że wtedy się zgodziłam… Jakby los mnie jednocześnie ukarał i wynagrodził!

Ola mówiła, że kompletnie nie rozumiała, o co chodzi. Dopiero teraz te słowa nabrały dla niej właściwego sensu i znaczenia… Zapytałam, czy moja druga babcia się przyznała do tego, co zrobiły.

– Nie miała wyjścia – usłyszałam od Oli. – Zagroziłam, że mnie więcej nie zobaczy, więc wszystko potwierdziła… Tylko zaklina się, że niczego nie żałuje! Ze mnie kocha nad życie.

– Co teraz zrobimy? – zastanawiałam się. – Tego się nie da poskładać!

Więc postanowiłyśmy, że nic na siłę. Ustaliłyśmy, że będziemy się spotykać, rozmawiać, przyjaźnić się, ale nasze babcie i mamę zostawimy w spokoju. Ich żal i wzajemny gniew są tak duże, że nikt nie powinien się do tego mieszać. Ola spróbuje nawiązać kontakt z mamą, choć się tego boi, bo dla niej mamą do tej pory była mama naszego taty. Czy się porozumieją, czy się odezwie jakieś uczucie? Tego na razie nikt nie wie… Zrobiłyśmy sobie wspólne zdjęcie. Postanowiłyśmy, że je powiększymy i powiesimy w swoich pokojach po to, żeby mama i dwie babcie się z nami powoli oswajały. Może to jest jakiś pomysł? Dopiero na tej fotografii widać, że jednak jesteśmy trochę podobne! Oczy, nosy, uśmiech… prawie takie same. No i Ola to podobno wykapany tata, a ja wykapana mama.

– Gdyby ci ktoś opowiedział o takiej historii, uwierzyłabyś?– pyta Ola.

– Co ty – mówię – w życiu! To może dobre na jakieś kino familijne, ale nie na prawdziwe życie. Normalnie coś takiego się nie zdarza!

Patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem. Alicja i Aleksandra, czyli Ala i Ola… Z jednej mamy i tego samego taty, a poznały się dopiero na progu dorosłości.

Może to i lepiej? – mówię. – Pomyśl, ilu kłótni uniknęłyśmy! Teraz może być już tylko lepiej!

– A co zrobimy z babciami? – pyta Ola.

– Czarno to widzę.

– Nie martw się – odpowiadam. – Od przybytku głowa nie boli, miały po jednej wnuczce, dostały po jeszcze jednej. Taka promocja po prostu. W końcu to docenią! 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA