„Babcia przyjaciółki uważała, że kobieta nie może być za mądra, bo nie znajdzie faceta. Wtedy Iwona olała edukację”

Moją przyjaciółkach na studiach była starsza pani fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Cioteczną babcia Iwony zmarła, zapisując jej cały swój majątek. Tym sposobem osiemnastoletnia Iwona stała się posiadaczką pięknego starego domu z ogrodem. Ale nie dane było jej się nim długo cieszyć, bo spłonął w pożarze, którego przyczyn nie udało się ustalić. Na jego miejscu rodzice Iwony postawili paskudny klocek, w którym do dziś mieszkali”.
/ 03.03.2023 22:00
Moją przyjaciółkach na studiach była starsza pani fot. Adobe Stock, Photographee.eu

– Za…łam się! – oświadczyła Iwona podniosłym tonem; trudno nam się rozmawiało, bo trzaski w słuchawce pozwalały mi wyłowić tylko pojedyncze słowa.

– Powtórz, bo nie zrozumiałam – poprosiłam przyjaciółkę.

Mówię, że się zakochałam!

– No proszę! Babcia Zyta wiedziała, gdzie cię wysłać po miłość – zachichotałam uradowana…

Wszystko zaczęło się jakiś rok wcześniej

Iwonie przyśniła się jej nieżyjąca od lat cioteczna babka.

„Ucz się angielskiego” – nakazała wnuczce.

Iwonę bardzo ten sen rozbawił. Śmiała się, opowiadając, że babka Zyta za życia miała do nauki języków raczej lekceważący stosunek, uważała bowiem, że zbyt mądra kobieta nie utrzyma przy sobie mężczyzny.

– Widać tam, gdzie teraz jest, ktoś ją przekonał, że nie ma racji – podsumowałam żartobliwie.

Kilka tygodni później Iwonę znowu odwiedziła babka. Tym razem gawędziły sobie we śnie… po angielsku.

– Ale o czym? – spytałam, szczerze przejęta, bo od dziecka pasjonowały mnie takie historie; uwielbiałam słuchać opowieści o duchach, wróżbach, magii, wierzyłam też w sny.

– Skąd mam wiedzieć, o czym?– wzruszyła ramionami Iwona. – Przecież ja ni w ząb nie rozumiem angielskiego.

– Może więc powinnaś zacząć się go uczyć – powiedziałam, czując intuicyjnie, że w przesłaniach od babki Zyty ukryty jest jakiś sens.

No i miałam rację. Wkrótce Iwona dostała niespodziewaną propozycję wyjazdu do USA. Jako pielęgniarka od jakiegoś czasu opiekowała się starszą panią. Okazało się, że jej podopieczna zapragnęła przed śmiercią odwiedzić grób swojego zmarłego i pochowanego w Stanach syna. Nie było mowy, żeby w taką podróż wybrała się sama, dlatego postanowiła zabrać ze sobą Iwonę. Gotowa była nie tylko sfinansować jej podróż i pobyt, ale też wypłacić solidną premię. Iwona nie była jednak zdecydowana.

– Wiesz, że okropnie się boję latać samolotem – mówiła. – Poza tym, jak ja się tam dogadam, nie znając języka?

Odparłam nie bez złośliwości, że cioteczna babcia już kilka miesięcy wcześniej radziła jej zabrać się za naukę. Starszych trzeba słuchać. To właśnie babka Zyta ostatecznie pomogła Iwonie podjąć decyzję o wyjeździe. Znów przyszła do niej we śnie.

– Strasznie krzyczała – opowiadała mi potem przyjaciółka. – Nazwała mnie tchórzem i straszyła, że jeśli nie pojadę, zostanę starą panną.

Owa emocjonalna perswazja okazała się skuteczna

Iwona, przełamawszy paniczny lęk przed podróżą samolotem, odleciała za ocean. Od tego czasu kontaktowałyśmy się jedynie telefonicznie. Dowiedziałam się, że Ameryka bardzo się jej podoba i wspólnie ze swoją podopieczną podjęła decyzję o przedłużeniu pobytu. Potem, niestety, stan starszej pani się pogorszył i w ogóle nie było już mowy o powrocie.

– Lekarz, który się opiekuje panią Marysią, nie daje większych szans na poprawę. Mówi, że to kwestia tygodni. Ale może to i dobrze… – zadumała się Iwona. – Pani Maria bardzo chce być pochowana obok syna…

Wiadomość, że moja przyjaciółka jest zakochana, nie była dla mnie zaskoczeniem. Przecież musiał być jakiś powód, dla którego babka wysłała ją na drugi koniec świata. Widać wypatrzyła tam dla ukochanej ciotecznej wnuczki odpowiedniego kandydata. Bardzo byłam go ciekawa, ale na razie musiałam się zadowolić przysłaną mejlem fotografią, na której przystojny brunet uśmiechał się do obiektywu. Kiedy tak patrzyłam w oczy ukochanemu Iwony, przypomniała mi się historia sprzed lat.

Byłyśmy wtedy w liceum. Któregoś dnia wpadłam na pomysł, żeby zabawić się w wywoływanie duchów. Instrukcję, jak to się robi, znalazłam w jednej z książek o magii. Spotkałyśmy się u mnie w domu we trzy: ja, Iwona i Renata z równoległej klasy. Wcześniej przygotowałam potrzebny sprzęt: kartkę z narysowanymi w kole literami i talerz, na którego spodzie flamastrem zaznaczyłam strzałkę. Usiadłyśmy przy stoliku, ręce położyłyśmy na odwróconym talerzyku.

– Musimy intensywnie myśleć o jakiejś zmarłej osobie, której ducha chcemy przywołać – instruowałam koleżanki.

– Może Jan III Sobieski – zaproponowała Renata szykująca się ambitnie do udziału w olimpiadzie historycznej.

– Eee tam! – wzruszyła ramionami Iwona. – Co będziemy królowi głowę zawracać. Lepsza będzie babka Zyta.

Cioteczną babcię Iwony wszystkie trzy dobrze znałyśmy. Zapraszała nas czasem na szarlotkę z renet z własnego ogrodu. Niestety, kilka miesięcy wcześniej zmarła, zapisując cały swój majątek ulubionej ciotecznej wnuczce. Tym sposobem raptem osiemnastoletnia Iwona stała się posiadaczką pięknego starego domu z ogrodem. Ale nie dane było jej się nim długo cieszyć, bo spłonął w pożarze, którego przyczyn nie udało się ustalić. Na jego miejscu rodzice Iwony postawili paskudny klocek, w którym do dziś mieszkali.

Duch babki Zyty nie dał się długo prosić

Już po kilku wezwaniach poczułyśmy, że talerzyk, na którym trzymałyśmy ręce, drgnął. My razem z nim.

– Babciu, jesteś tu? – wyszeptała Iwona.

Strzałka na talerzyku przesuwała się kolejno po literach. T…A…K.

– Dziewczyny, ja się boję! – jęknęła Renata. – Przerwijmy to!

– Głupia! – fuknęłam na nią. – Babcia na pewno nie zrobi nam krzywdy.

Ciociu, czy ja spotkam kiedyś swoją drugą połówkę? – chciała wiedzieć Iwona, niepoprawna marzycielka.

T…A…K.

– I wyjdę za mąż?

T…A…K.

– Babciu, a wiesz, jak będzie miał na imię mój przyszły mąż?

L…O…W…E...

– Mówi, że wyjdziesz za mąż z miłości – podpowiedziałam.

Przecież „love” pisze się przez „v” – rezolutnie zauważyła Renata.

– Cicho, to nie koniec! – syknęła Iwona.

Rzeczywiście, talerzyk cały czas przesuwał się po literkach.

L…L…

– Babcia się zacięła – rzuciła lekceważąco Renata, opuszczając rece.

Lowell? Jest takie miasto w Stanach, ale żeby imię?

Jednak my z Iwoną nie chciałyśmy odpuścić. Postanowiłyśmy spróbować jeszcze raz.

– Babciu, możesz powtórzyć? – poprosiła Iwona.– Bo nic nie zrozumiałam. Jak będzie miał na imię mężczyzna, który jest mi przeznaczony?

L…O…W…E…L…L – duch był uparty.

Cały czas powtarzał to tajemnicze dla nas słowo „Lowell”. Ostatecznie zgodnie uznałyśmy, że to jakieś bzdury. Przecież nie ma imienia Lowell. No, chyba że Iwona nazwałaby tak kota, którego przygarnie, kiedy już zostanie starą panną. Piętnaście lat później Iwona była już pewna, że staropanieństwo jest jej pisane. Miała nawet kota, a raczej kotkę, którą nazwała Zyta. Przybłąkała się kiedyś do jej rodziców i już została. Teraz, podczas pobytu Iwony w Stanach, ja się nią opiekowałam. Chwyciłam za telefon, wystukałam amerykański numer Iwony. Odebrała dopiero po siódmym sygnale.

– Cześć, Iwonka! Słuchaj, jak ma na imię ten twój ukochany? – spytałam.

– Rany boskie, u nas jest czwarta nad ranem! – jęknęła. – Nie mogłaś poczekać z tym do rana?

Nie mogłam! Pamiętasz, jak kiedyś wywoływałyśmy duchy? W liceum?

– Nie pamiętam, daj mi spokój!

– Powiedz tylko, jak ma na imię ten twój facet? Tom, John, Wiliam…?

– Ale ty jesteś uparta. Ma na imię Lowell. Zadowolona? To dobranoc – moja przyjaciółka się rozłączyła. Stałam z telefonem w ręce, nie mogąc się poruszyć.

Lowell? Ki czort! Przecież nie ma takiego imienia. Chyba. Nagle poczułam, że za moimi plecami ktoś stoi. Odwróciłam głowę. To była Zyta, kotka Iwony. Patrzyła na mnie z takim napięciem, że aż mnie przeszły dreszcze.

Twoja pani spotkała mężczyznę życia – wyszeptałam.

Dałabym sobie głowę uciąć, że kotka uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała powiedzieć:

– No przecież wiem…

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA