Babcia zawsze mówiła, że uroda, młodość i popularność przemijają, a to, co mam w głowie zostaje na zawsze! Gnała mnie do nauki, co uważałam za mordęgę i szczerze tego nienawidziłam.
Nigdy nie przepadałam za szkołą
Od samego początku edukacji byłam przeciętną uczennicą. Robiłam tyle, ile musiałam, ale nie miałam szczególnej ochoty wkładać w naukę więcej wysiłku, niż było konieczne. Lekcje i prace domowe traktowałam w szkole jak zło konieczne – przychodziłam tam wyłącznie w celach towarzyskich. Nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem znajomości i zawsze miałam sporo koleżanek. Byłam lubiana i popularna, co bardzo mnie cieszyło. Szkoła była więc dla mnie miejscem rozwijania swojego wizerunku, nawiązywania przyjaźni i pierwszych miłości. Nauka była dla mnie zupełnie drugorzędna.
– Ucz się, dziecko, bo czym ty się zajmiesz w życiu, jak będziesz jechać na samych dwójach? – rugała mnie babcia.
– Będę modelką! Albo aktorką! Wiesz, że takie piękne kobiety zarabiają dużo więcej niż te, które całe życie siedzą w laboratoriach albo szpitalach? – wymądrzałam się, gdy miałam jakieś dwanaście lat.
Babcia tylko ciężko wzdychała i wznosiła oczy do nieba, ale wtedy się tym nie przejmowałam. Rodzice raczej mnie nie gonili do nauki, akceptowali to, że jestem trójkową uczennicą. Nie można być dobrym we wszystkim, prawda? A ja byłam świetna w tańcu, dbaniu o wygląd i poradach jak zdobywać chłopaków.
Pod koniec szkoły podstawowej prowadziłam nawet rubrykę w gazetce szkolnej, w której odpisywałam na listy dotyczące problemów miłosnych. W kwestii tego jak ładnie się ubrać, jak poderwać kolegę z klasy i jak nauczyć się układu tanecznego z MTV, byłam prawdziwą wyrocznią.
Lubiłam swoją popularność
Naprawdę czułam się dobrze w swojej skórze. Byłam lubiana, więc po co miałam w sobie coś zmieniać? Niestety, tak działa młodzieńcze myślenie… Wydaje nam się, że jeśli mamy całe grono kolegów i koleżanek, to jesteśmy doskonali i nie musimy w sobie niczego zmieniać.
W liceum byłam najpopularniejszą dziewczyną w całej szkole. Facetów miałam na pęczki, stale się o mnie bili i rywalizowali, a koleżanki zieleniały z zazdrości, gdy obserwowały kolejki, które się do mnie ustawiały. Czułam się jak królowa życia. Pewnie, rodzice czasem mruczeli coś pod nosem, żebym uczyła się do matury, ale nie przejmowałam się tym, zresztą jak zwykle. Zawsze się jakoś prześlizgiwałam, więc byłam pewna, że i tym razem się uda.
– Karina, ale od tej matury zależy, co dalej z tobą będzie! Czy pójdziesz na uniwersytet, czy będzie to dobra szkoła, czy kiepska… Naprawdę, przyłóż się do tego, bo to zaważy na całym twoim życiu. Wspomnisz moje słowa, mówię ci! I to może za wiele lat, kiedy mnie już tu nie będzie – tłukła mi do głowy babcia.
Ja jednak byłam zbyt zajęta randkami, perfekcyjnym malowaniem paznokci, organizacją wiekopomnych imprez i ślęczeniem przed telewizorem, gdzie podziwiałam i inspirowałam się stylem roznegliżowanych gwiazdek pop.
Maturę zdałam, ale ledwo
Zależało mi na tym, żeby zdać maturę, ale nie potrzebowałam żadnych wyższych wyników niż tylko te, które dawałyby mi świadectwo ukończenia szkoły. Zgodnie z oczekiwaniami, zdałam wszystkie egzaminy, choć można śmiało powiedzieć, że ledwo – z każdego przedmiotu miałam nieco powyżej trzydziestu czy czterdziestu procent.
– No i co ty teraz zrobisz? Do jakiej szkoły pójdziesz? – pytała mnie babcia.
– Babciu, ja jestem za ładna na siedzenie w szkole – odpowiadałam zarozumiale. – Pójdę do jakiejś agencji modelek i z miejsca mnie przyjmą!
Babcia zasznurowała wtedy gniewnie usta i niczego już więcej nie powiedziała – chociaż, gdy wychodziłam, zdawało mi się, że słyszałam zdanie: „Ładna, ale w głowie pusto aż świszczy…”.
– Jeszcze zobaczy, jak przyjdę do niej z milionami za kontrakt reklamowy – mruczałam pod nosem.
I naprawdę byłam przekonana, że tak będzie. No bo jak to: ja, gwiazda szkoły, przeświadczona o swojej ponadprzeciętnej urodzie, charyzmatyczna i powszechnie lubiana, miałabym nie zrobić kariery? Nie ma takiej opcji!
Tuż po maturze wyruszyłam do miasta
Rodzice nie oponowali. Chyba po prostu przyzwyczaili się, że nie należy mi wchodzić w drogę, bo i tak zrobię to, co będę chciała. A może już dawno mnie skreślili i założyli, że nic ze mnie nie będzie? Nie wiem. W każdym razie w mojej głowie byłam przekonana, że kariera stoi przede mną otworem. Wyjechałam do stolicy i natychmiast wyszukałam agencje modelek i kilka aktualnych castingów do sesji czy reklam. Niestety, z każdego z tych miejsc zostałam odesłana z kwitkiem…
– Niestety, jest pani za niska, dziękujemy – usłyszałam w jednym miejscu.
– Szukamy bardziej szlachetnej urody, może innym razem – powiedziano mi w innym.
Byłam zawiedziona, ale nie zamierzałam się tak łatwo poddawać. Dopiero po czterech miesiącach chodzenia po castingach z absolutnie zerową skutecznością zaczęłam w siebie wątpić. „O co im może chodzić? Pewnie o to, że nie mam takich ciuchów i kasy, jak dziewczyny z dużego miasta! Urodą i charyzmą na bank je wszystkie przewyższam, ale wiadomo, ludzie w agencjach oceniają tylko po pierwszym wrażeniu”, argumentowałam sobie w głowie.
– Proszę mi powiedzieć, co jest nie tak! Nie dam się znowu spuścić na drzewo. Chodzi o mało modne ciuchy? Czy o co? Bo przecież urody mi nie brakuje – zareagowałam żywo na kolejną odmowę.
– Ale niestety skromności już tak… Słuchaj, kochana, powiem ci to wprost: nie masz warunków na modelkę. Nie mówię, że nie jesteś ładna, ale brakuje ci symetrycznych rysów twarzy, plastycznej urody, wzrostu. Poza tym szukamy też kogoś, z kim mogłoby się dobrze pracować, a ty nie wysyłasz dobrych fluidów. Jesteś przeświadczona o własnej wspaniałości, a wcale nie masz tak dużo do zaoferowania. Idź do szkoły albo poszukaj innej pracy, bo niestety, ale w modelingu i przed kamerą nie czeka cię żadna kariera. Wybacz, że mówię tak bezpośrednio, ale szkoda, żebyś miała marnować czas – oznajmiła mi w odpowiedzi agentka.
Byłam naprawdę wściekła
Na początku oczywiście się obraziłam i wyszłam, trzaskając drzwiami. Miałam taki charakter, że nie zwykłam brać do siebie krytyki. „Co za sfrustrowane babsko! Jestem od niej sto razy ładniejsza, a ona mi będzie mówić, że nie mam warunków? Bezczelność!”, piekliłam się. W ramach protestu poszłam na kilka kolejnych castingów. Niestety i one skończyły się niepowodzeniem, a agenci odsyłali mnie z kwitkiem.
Wtedy po raz pierwszy zwątpiłam w samą siebie. Nie doszukiwałam się niesprawiedliwości świata ani złośliwości rekruterów, ale po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że może faktycznie nie jestem taka dobra, jak mi się wydawało… I może faktycznie powinnam znaleźć sobie w życiu inne zajęcie.
„Tylko jakie? Przecież ja niczego nie umiem, a z moimi wynikami matur przyjmą mnie co najwyżej do pracy na kasie”, pomyślałam przybita.
I właśnie wtedy, dosłownie kilka dni później, otrzymałam wiadomość o śmierci babci. Odeszła nagle, we śnie. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Natychmiast wróciłam do domu, żeby pomóc mamie zorganizować rzeczy w mieszkaniu babci i urządzić pogrzeb. Gdy przeglądałam babcine bibeloty, ubrania i albumy ze zdjęciami, nie mogłam się pozbyć dzwoniącego mi nieustannie w głowie zdania: „Wspomnisz moje słowa!”.
Prześladowało mnie jak jakieś fatum
– Przepraszam, że byłam taka głupia, babciu – wyszlochałam, gdy zostałam sama w sypialni babci. – Miałaś rację, a ja zupełnie cię nie słuchałam…
Usiadłam zrezygnowana na rogu łóżka i zaniosłam się głośnym płaczem. Uspokojenie się zajęło mi kilka minut. Gdy już udało mi się wziąć pierwszy spokojny wdech, rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Na starodawnej toaletce z dużym lustrem dostrzegłam kilka poprzyklejanych karteczek. Babcia zapisywała sobie w ten sposób rzeczy, o których miała pamiętać. Niektóre z karteczek dotyczyły nadchodzących wizyt u fryzjera czy lekarza, a niektóre były po prostu ciekawymi sentencjami, które babcia z jakiegoś powodu sobie wynotowała. Moją uwagę przykuła jedna z nich: „Na naukę nigdy nie jest za późno”.
Powtórzyłam ją sobie w głowie jeszcze kilka razy, aż w końcu udało mi się uśmiechnąć.
– Dziękuję, babciu. Wiedziałam, że nigdy nie zostawisz mnie samej – szepnęłam, po czym powoli wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Czytaj także:
„Grała trudną do zdobycia, ale łasiła się jak kocica. Ta mała cwaniara chciała podstępem położyć łapę na mojej kasie”
„Nie mogłem trafić szóstki w totka, więc chciałem pomóc szczęściu. W jedną noc przegrałem kasę na przyszłość dzieci”
„Mam 3 byłe żony i 6 dzieci, na alimenty wydaję krocie. Te harpie chcą mnie wykończyć, a ja za błędy słono płacę”