„Baba w osiedlowym sklepie wzięła mnie za nastolatkę. Było mi wstyd, gdy zakupy musiał kupić mi mój były uczeń”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Eightshot Images
„Usłyszałam glos dochodzący zza moich pleców. Odwróciłam się gwałtownie, gotowa do zrugania żartownisia, gdy dostrzegłam mojego byłego ucznia. Krzyczał coś za mną, ale jego słowa zlewały się w jedną całość. Gdy w końcu zdołałam rozszyfrować dochodzące z jego ust słowa, zalała mnie fala palącego ze wstydu gorąca”.
/ 29.09.2022 09:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Eightshot Images

Mój mąż jest zapalonym kibicem. Ogląda wszystkie mecze swojej ulubionej drużyny, oczywiście najczęściej w towarzystwie kumpli, bo przecież nie ma to jak razem krzyczeć, dopingować albo narzekać na jakiegoś patałacha, który zepsuł kolejną świetną akcję.

Umawiają się raz u jednego, raz u drugiego i byłam pewna, że tym razem mają pójść do Marcina, kiedy mąż wpadł do domu po pracy, rzucił torbę na podłogę w przedpokoju i wykrzyknął:

– Lecę po piwo!

– Ale jak to? – wychyliłam się z kuchni, gdzie szykowałam zapiekankę na kolację. – Ktoś do nas przychodzi?

– Zmiana planów, do Marcina przyjechali teściowie, sama rozumiesz, że to okoliczności niesprzyjające – Andrzej był już jedną nogą za drzwiami.

– Wracaj! – zatrzymałam go w pół kroku. – To może najpierw naprawiłbyś spłuczkę w ubikacji? Woda się leje od dwóch dni! Skoro mają przyjść twoi koledzy, to przecież nie można tego tak zostawić!

Przyszła moja kolej, wyciągnęłam pieniądze i…

– Nie zdążę kupić piwa – mąż się zawahał. – Albo piwo, albo spłuczka…

– Spłuczka! – dla mnie akurat wybór był bardzo prosty.

– No nie, kochanie, tak nie można… – pokręcił głową Andrzej. – Już im obiecałem… A może?… – tutaj mąż spojrzał na mnie. – Może ty poszłabyś do sklepu?

– Ale na pewno naprawisz spłuczkę? – zapytałam.

Ochoczo pokiwał głową.

– I jeszcze w weekend sprawdzisz, co się dzieje z kołem w moim rowerze? – kułam żelazo, póki gorące.

– Sprawdzę! – potwierdził Andrzej.

Uznawszy, że zrobiłam dobry interes, wciągnęłam na siebie bluzę, złapałam portfel i wybiegłam do sklepu. W naszym osiedlowym markecie jest remont, więc zdecydowałam się podjechać dwa przystanki do większego. Dwa sześciopaki piwa nie są takie ciężkie. Na miejscu szybko znalazłam ulubioną markę męża i stanęłam w kolejce do kasy.

– Dowodzik proszę – usłyszałam.

– Słucham? – kasjerka tak mnie tym zaskoczyła, że w pierwszym momencie nie zrozumiałam, o co chodzi.

– Dowód – powtórzyła.

Uśmiechnęłam się nerwowo.

– Proszę pani, ja już od dawna jestem pełnoletnia. I pięć lat po studiach – wyjaśniłam z uśmiechem.

– Aha. To znaczy, że dowód osobisty także pani ma – kasjerka spojrzała na mnie lekko ironicznie.

Uśmiech spełzł mi z ust.

– Mam, ale nie przy sobie – wyjaśniłam nieco nerwowo. – Wyskoczyłam z domu tylko po piwo.

– To szkoda, trzeba go było zabrać. Bo piwo mogą kupić tylko osoby pełnoletnie, a moim obowiązkiem jest to sprawdzić! – kasjerka ucięła rozmowę.

W dodatku założyłam tę bluzę z kotkiem…

Poczułam, jak się czerwienię po sam czubek głowy. Kolejka już szemrała. Stali w niej właściwie sami faceci i byłam pewna, że wszyscy spieszą się na mecz. Tylko patrzeć, jak usłyszę od tego czy owego niemiłe słowa.

Pożałowałam, że nie powiedziałam Andrzejowi, żeby zadzwonił do któregoś z kumpli i powiedział, aby kupił piwo po drodze do naszego domu. Albo że nie ubrałam się tak, jak przystało na trzydziestoletnią kobietę, którą przecież byłam. Zamiast tego wybiegłam do sklepu w trampkach i bluzie z zabawnym kotkiem z przodu.

Moja kilkuletnia siostrzenica ją uwielbiała, to ona namówiła mnie na ten zakup, ale nie dało się ukryć, że ze swoim niskim wzrostem i delikatną budową wyglądałam w niej jak nastolatka.
Zrozumiałam, że nie mam się co kłócić, bo za nic nie dostanę tego piwa i poczułam, jak zbiera mi się na płacz.

„Jeszcze tego brakowało, abym się tutaj rozryczała jak dziecko!” – pomyślałam zła na siebie i na cały świat.

Zostawiłam dwa sześciopaki na taśmie, tak jak stały, powiedziałam grzecznie „do widzenia” i wyszłam. Stanęłam na chodniku, nie wiedząc, co dalej. „Pójdę do innego sklepu. Najwyżej chłopcy chwilę zaczekają na swoje piwo” – pomyślałam. Ruszyłam przed siebie, kiedy dobiegł mnie zdyszany głos.

– Pani profesor!

Odwróciłam się gwałtownie. Za mną biegł mój były uczeń z maturalnej klasy, Mateusz. Uczyłam go polskiego.

– Proszę! – podszedł i wręczył mi dwa sześciopaki piwa.

– Ale… Co to? – zdziwiłam się.

Było mi wstyd

– Widziałem, jakie ma pani kłopoty przy kasie. Najpierw chciałem powiedzieć, że jest pani moją nauczycielką, ale potem pomyślałem, że nas oboje wezmą za żartownisiów, więc po prostu kupiłem to piwo dla pani, i tyle.

– Dobrze, że chociaż ty miałeś przy sobie dowód – stwierdziłam cierpko, a jednocześnie poczułam ulgę.

– Nawet mnie o niego nie zapytali – odparł na to mój uczeń i spojrzał na mnie ze swojego metra dziewięćdziesięciu wzrostu. – A pani faktycznie wygląda bardzo młodo. Szczególnie w tej bluzie z kotem – zachichotał.

– Dziękuję – odparłam, starając się powstrzymać rumieniec wypełzający mi na twarz. – Za piwo i komplement.

Mężowi jednak nie przyznałam się, komu on i jego koledzy tak naprawdę zawdzięczają piwo, którym mogli oblać wygrany przez ich ulubioną drużynę mecz. Jakoś mi było głupio.

Czytaj także:
„Okłamałam faceta, że jestem w ciąży, żeby zamieszkać w jego wielkim domu. W końcu nie gnieżdżę się w bloku”
„Sąsiadka uwiodła mnie, żebym zrobił jej remont za darmo. Tak mnie owinęła wokół palca, że nawet za materiały zapłaciłem”
„Matka zniszczyła mi życie nadopiekuńczością. Mąż zostawił mnie z małym dzieckiem, bo nie umiałam odciąć pępowiny”

Redakcja poleca

REKLAMA