„Atrakcyjna kokietka po 50-tce zainteresowała się moim mężem. Od razu spojrzałam inaczej na tego nudziarza”

zaintrygowana żona fot. Adobe Stock, tetxu
„Popisując się, dowcipkując i perliście chichocząc, co chwilę dotykała to uda Kazika, to jego ramienia. Wcześniej takie niby przypadkowe gesty mi nie przeszkadzały, ale kiedyś ocierała się o obcych gości, a nie o mojego małżonka”.
/ 09.09.2024 11:15
zaintrygowana żona fot. Adobe Stock, tetxu

Zuza była fajną babką. Dobrze mi się z nią spędzało czas. Uśmiechałam się pod nosem, gdy widziałam jak faceci robią wszystko, co im każe. Ale mina mi zrzedła, jak zaczęła tak robić z... moim facetem!

Gdy nasze dzieciaki były małe, to całą rodziną jeździliśmy w ferie w góry. Ale dziesięć lat temu ta nasza rodzinna tradycja wzięła w łeb przez... mój dysk, który, paskuda jedna, wyskoczył zaraz po sylwestrze. Niby wrócił na miejsce, ale gdy zapytałam lekarza, czy mogę jechać na narty, to spojrzał na mnie jak na wariatkę i wysłał mnie do sanatorium.

Podobało mi się to resetowanie

No to mój małżonek i synkowie ruszyli w Tatry, a ja, żeby się nie dołować, do uzdrowiska na różne zabiegi – masaże, gimnastykę, kąpiele, laseroterapię i inne takie, po których znów czułam się jak nastolatka, a może i lepiej. W każdym razie na jakiś czas. Stąd regularnie tam jeździłam. Bo po pierwsze, czas leciał nieubłaganie (tak samo jak mój kręgosłup się starzał), a po drugie podobało mi się to resetowanie, relaks i skupienie się całkowicie na sobie.

Podczas przerw między zabiegami spacerowałam, oddawałam się lekturze, delektowałam muzyką i korzystałam z dobrodziejstw błogiego lenistwa. Do domu wracałam naładowana pozytywną energią, gotowa by stawić czoła codziennym wyzwaniom. A czym w tym czasie zajmował się mój małżonek?

Mąż był nudny

Mąż grzebał przy swoim starym motorze, który nieustannie wymagał jakichś napraw. Oprócz tego bez umiaru oglądał transmisje sportowe i oddawał się innym nieciekawym męskim sprawom, o których wolałam nie mieć pojęcia.

Szczerze mówiąc, miałam zaufanie do swojego małżonka. Nie da się zaprzeczyć, że po takim czasie ogromne pożądanie już wygasło, w końcu zbliżaliśmy się do pięćdziesiątki, ale tym, co nas łączyło, była przyjaźń, wzajemne zrozumienie i szacunek... a także przyzwyczajenie i niechęć do zmian. I co w tym takiego dziwnego?

W pewnym momencie życia ludzie zaczynają bardziej cenić sobie komfort i poczucie bezpieczeństwa w relacji niż szalone, pełne emocji uniesienia. Mówiąc wprost, nie czułam zazdrości. Po części też dlatego, że Kazik nigdy nie był podrywaczem i nie stał się nim z dnia na dzień, gdy skończył czterdziestkę. Na szczęście ominął go kryzys wieku średniego. Nie pociągały go młodsze kobiety, chyba nawet trochę się ich obawiał, a flirt to nigdy nie była jego mocna strona.

Nie chciał rocznicowej imprezy

Ciężko mi to mówić, ale to ja zrobiłam pierwszy krok i go oczarowałam, gdyż ten mój chłopak czekałby pewnie do emerytury, zanim by się odważył. Nie powiedziałabym, że był pantoflem, potrafił postawić na swoim, jak mu się chciało, ale generalnie był taki leniwy i zrzędliwy. Lubił mieć święty spokój i dobrze zjeść. Kochał mnie i swój motocykl, a ja się cieszyłam, że w takiej właśnie kolejności.

Przyznaję, że niekiedy marzyłam, aby mnie rozpieszczał, zdobył się na miłe słowo, przyniósł kwiaty czy sprawił prezent bez powodu, zaprosił na romantyczną kolację...

Nasze 25-lecie małżeństwa miało nadejść już wkrótce, ale mój mąż miał w głowie tylko jedno – zniechęcić mnie do organizacji przyjęcia z tej okazji. Tuż przed moim corocznym pobytem w uzdrowisku mieliśmy nawet z tego powodu małą sprzeczkę.

– Kwiatuszku, czy faktycznie jest sens robić z tego takie halo? Ściągać krewnych i znajomych, z którymi od lat nie mieliśmy kontaktu?

– No jasne, że tak. Może to do ciebie nie dociera, ale ja jestem dumna z tego, ile jesteśmy razem i chcę to świętować. Najwyraźniej ciebie to nie obchodzi.

– Ale o czym ja mam gadać z tymi wszystkimi ludźmi?

– O mnie, jaka to jestem cudowna, jak mocno mnie kochasz, jakie to z tobą szczęście bez względu na to, ile lat minęło... – rzuciłam.

– A kasy ci nie szkoda? Jak już chcesz szastać pieniędzmi, to zamiast tego wykup sobie jakieś super zabiegi w uzdrowisku, rozluźniające, odświeżają...

– Nawet nie waż się kończyć – weszłam mu w słowo ostro. – Słuchaj, ja jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam na wyjazd, jak w tym momencie!

No i wyjechałam. Trochę poirytowana zachowaniem męża, zdecydowałam się nawet pojechać o dzień wcześniej.

Miała w sobie to coś

Personel ośrodka mnie przyjął, ale na tę jedną noc zostałam zakwaterowana w pokoju, który dzieliłam z drugą osobą. Zawsze rezerwowałam pojedynczy pokój, bo nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym odpoczywać, gdy w sąsiednim łóżku ktoś by chrapał całą noc, a za dnia ciągle marudził. Na szczęście moja współlokatorka okazała się zupełnie inną kuracjuszką niż wszystkie.

– Cześć, mam na imię Zuza! – powitała mnie energicznym uściskiem dłoni i promiennym uśmiechem. – To jak świętujemy nasz pierwszy dzień wolny od codziennej rutyny? Gdzie dziś idziemy się zabawić?

Była zadbana, wyglądała na jakieś czterdzieści lat. Smukła, z ikrą, atrakcyjna. Gdyby sytuacja była inna, pewnie bym odmówiła; w końcu nie przyjechałam do sanatorium, żeby włóczyć się po barach z młodszymi babkami. Ale ciągle siedziała mi w głowie złość na mojego faceta, który traktował mnie jak stare wygodne laczki, więc stwierdziłam, a co mi tam.

– No dobra, tylko szczerze mówiąc, to nie bardzo wiem, gdzie można tu się trochę rozerwać. Zwykle tylko chodzę na spacery.

– Kobieto, tobie to zdecydowanie – parsknęła śmiechem, a był on zaraźliwy – potrzebny jest kurs tego, jak być pogodną singielką! Trzeba korzystać, dopóki jeszcze jakiś koleś za tobą się obejrzy!

Gdy szła ulicą, przyciągała spojrzenia facetów. Miała w sobie to coś, ten magnes. Gdy jej to powiedziałam, na ułamek sekundy zrobiła się poważna.

– Dawniej też tak nie było. Całe moje życie kręciło się wokół zaspokajania potrzeb męża, opieki nad nim, prowadzenia mu domu. I co? Pewnego dnia po prostu mnie zostawił dla jakiejś młodej. Byłam załamana, ale postanowiłam wziąć się w garść. Słono go kosztowała ta zdrada. A teraz chłopina żałuje. Mało kto o tym wie, ale już przekroczyłam magiczną pięćdziesiątkę...

Moja mina wyrażała totalne zaskoczenie.

Zachwycała wszystkich

– Wyglądasz fantastycznie – powiedziałam z nutą zazdrości w głosie.

– To zasługa kasy mojego eks. W końcu to również moje pieniądze, ciężko tyrałam na nie jako kura domowa. Ty też lepiej zainwestuj w siebie, zamiast tracić kasę na jakieś rocznice ślubu. Postaw na nowy biust, zafunduj sobie lifting, zrób liposukcję...

Moje zdziwienie nie uszło jej uwadze.

– Ok, przejdźmy do czegoś innego. Jakie mamy plany na dzisiejszy dzień? Co powiesz na to, żebyśmy trochę ożywili tę emerytalną ekipę i zorganizowali potańcówkę?

– Oj, wątpię, czy to się uda... To tak jakbyś próbowała przesunąć górę.

Ale Zuza dała radę. Posiadała niezwykłą umiejętność wprawiania w drżenie ludzkich serc i ciał, a w szczególności męskich

Jej małżonek chyba był jakimś głupcem. Podczas pobytu w uzdrowisku zachwycała doktorów i kuracjuszy. Dwa tygodnie zleciały w mgnieniu oka.

Ani przez moment się nie nudziłam, a po powrocie do mieszkania, szczerze mówiąc, czułam się wykończona przeżyciami i ciągle trajkotałam o mojej świeżo poznanej koleżance. W końcu Kazik nie wytrzymał.

– Zuza zrobiła to, Zuza powiedziała tamto, zauroczyłaś się czy jak? Z tego co do mnie dotarło, raczej nie przypadłaby mi do gustu ta podstarzała femme fatale.

– No to kiepsko, bo wpadnie do nas z wizytą na długi majowy weekend – zamurowałam go tą rewelacją.

Zaprosiłam ją na weekend

No to już postanowione, Zuza wpadnie do mnie na weekend, chociaż wcześniej nie było to w planach. Mój mąż nie raczył się nad niczym zastanowić podczas mojej nieobecności, więc teraz dostanie za swoje.

– Chyba ci odbiło! Nie życzę sobie tej kobiety pod moim dachem! A jak już tu zawita, to nie licz na to, że będę ją zabawiał.

– I bardzo dobrze, nikt cię o to nie prosi. Przyjeżdża w odwiedziny do mnie!

Obawiałam się, że Zuza nie przyjmie zaproszenia, bo zapewne ma masę innych pomysłów na spędzenie tych wolnych dni. Ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, od razu się zgodziła.

– Twoja propozycja to dla mnie prawdziwy dar losu! Nie lubię samotnych weekendów, a jakoś nikt inny mnie nigdzie nie zaprosił – przyznała z rozbrajającą szczerością.

Mąż nie był zadowolony

W sobotni poranek zjawiła się z dwoma ogromnymi bagażami.

– Można by pomyśleć, że planuje u nas koczować z miesiąc – mruknął pod nosem Kazimierz, którego przymusiłam, żeby mnie podwiózł na stację kolejową.

Posłałam mu mordercze spojrzenie i pobiegłam przywitać moją znajomą.

Ścisnęła mnie serdecznie, a kątem oka zlustrowała Kazika

– Oho! Niezłego masz tu przystojniaka.

Małżonek wyraźnie się speszył, chyba nawet lekko poczerwieniał pod zarostem, a ja parsknęłam śmiechem.

Zaczęła go podrywać

Jadąc autem, liczyłam na to, że porozmawiamy i obmyślimy plan na najbliższe trzy dni jej wizyty, lecz Zuza nie pozwalała nikomu dojść do słowa. Ja zajęłam miejsce z tyłu, a ona z przodu. Opowiadała o swoim najnowszym zdobycznym trofeum, czyli młodym sąsiedzie, który praktycznie przewracał się na jej widok.

Niby nic nowego, takie jej historyjki już słyszałam, ale tym razem wyczułam w opowieści Zuzki jakiś fałsz. Popisując się, dowcipkując i perliście chichocząc, co chwilę dotykała to uda Kazika, to jego ramienia. Wcześniej takie niby przypadkowe gesty mi nie przeszkadzały, ale kiedyś ocierała się o obcych gości, a nie o mojego małżonka.

Ilekroć mój wzrok krzyżował się z oczami Kazimierza we wstecznym lusterku, zdawałam sobie sprawę, jakie ma zdanie na temat mojej koleżanki. Sama również byłam trochę zdziwiona całą sytuacją.

Spodziewałam się, że niekoniecznie przypadną sobie do gustu, ale nie przyszło mi do głowy, że Zuzanna zacznie go aż tak otwarcie podrywać – zupełnie jakby próbowała coś sobie udowodnić – co kompletnie zniechęciło go do dalszych kontaktów. Szczerze mówiąc, mi również to nie przypadło do gustu.

Byłam jeszcze w stanie zrozumieć, że zdecydowana niechęć Kazika wpływała na nią niczym czerwona muleta drażniąca byka na arenie. Ale za nic nie mogłam zrozumieć, dlaczego kompletnie ignorowała moje odczucia w tej sprawie. Przecież to był mój mąż!

Nie chciałam w to uwierzyć

Kiedy dotarliśmy na miejsce, wpadłam na pomysł, aby na chwilę uwolnić się od obecności mojego małżonka i chłopców. Zaproponowałam im przechadzkę po lesie w towarzystwie naszego czworonoga, licząc na to, że zajmie im to około dwóch godzin. W międzyczasie planowałam uporać się z kwestią Zuzy.

Moim zamiarem było taktowne poproszenie jej o zaprzestanie kokietowania, gdyż wprawiało to Kazika w zakłopotanie. Niestety, mój plan spalił na panewce, ponieważ Zuza zdecydowała się towarzyszyć mężczyznom w leśnej eskapadzie, zamiast zostać ze mną w domu na babskiej pogawędce przy filiżance kawy…

Prawie cztery godziny minęły, zanim się pojawili. Ich nastrój był wprost wyśmienity. Zuza trajkotała mi wesoło, chłopaków gdzieś wcięło, a Kazik natychmiast czmychnął do garażu. Kiedy tam zajrzałam, warknął na mnie wkurzony:

– Ogarnij ją jakoś!

– Ale o co ci chodzi? I ścisz głos, bo może usłyszeć… Poszła się niby odświeżyć…

– Co jest grane? Nie podoba mi się, jak chodzi za mną krok w krok, rzucając niejednoznaczne teksty – mamrotał podminowany. – Babka w jej wieku powinna mieć trochę ogłady, taktu, jakiekolwiek poczucie przyzwoitości…

– No tak! Denerwuje cię, że nie jest potulna, że ma własny styl, może nazbyt bezpośredni…

– Daj spokój! Ta kobitka usiłowała podrywać nawet twoich chłopaków. Studentów! Wstyd mi było za nią. Czemu młodzi woleli się nie pokazywać, co? Nie zdziwiłbym się, jakby nie wrócili na noc, bojąc się nocnych wizyt Zuzy....

– Tym razem to już przegiąłeś…

Zagotowało się we mnie

Nie dokończyłam myśli, bo usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi.

Do środka wślizgnęła się Zuza, miała na sobie jedwabny szlafroczek.

– Nie chciałam wam przeszkadzać, ale… – i w tym momencie wymówka, z którą się tu przyszła, poszła w niepamięć, gdyż znalazła nową, o niebo lepszą: – Ale masz świetny motocykl! Petarda! Obłędny! – pałała takim szczerym zachwytem, że Kazik spojrzał na nią odrobinę przychylniej.

No i doszłam do wniosku, że za bardzo poczuła się jak u siebie. Wierzyłam mężowi, ale wszystko ma swoje granice. Nie mogłam się zgodzić, żeby atrakcyjna kobieta, dla której podrywanie facetów to rozrywka, paradowała mi po domu w negliżu, na oczach męża i… i dzieciaków!

Chwyciłam ją delikatnie za ramię i wyprowadziłam z pomieszczenia, informując, że wycofuję propozycję noclegu u mnie i zamiast tego zarezerwuję jej pokój w pobliskim pensjonacie. Popatrzyła na mnie buntowniczo, jakby chciała zaprotestować, lecz chyba dostrzegła moją determinację, bo ostatecznie tylko przytaknęła z rezygnacją…

Kiedy wychodziła z mieszkania, przygnębiona i milcząca, nagle ujrzałam w niej zagubioną, niekochaną istotę, rozpaczliwie próbującą dogonić uciekający czas i odnaleźć uczucie… Poczułam wtedy współczucie, ale nie na tyle silne, by wpłynęło na zmianę mojej decyzji.

Edyta, 45 lat

Czytaj także:
„Po budowie domu chciałam w spokoju cieszyć się naszym gniazdkiem. Mąż miał jednak zupełnie inne plany”
„Żyłam w luźnym związku, oboje lecieliśmy na 2 fronty. Sytuacja się skomplikowała, gdy na teście pojawiły się 2 kreski”
„Mój narzeczony był wyjątkową ciapą. Gdy najadłam się przez niego wstydu w pracy, to był koniec”

Redakcja poleca

REKLAMA