Wreszcie nadszedł wielki dzień. Pierwsze wrażenie: szok. Żadne opowieści nie potrafiły oddać piękna pulsującego życiem Szarm! Stragany z pamiątkami kusiły cudownościami, bary z sziszą uwodziły zapachami i feerią barw. Gdzie się nie obejrzałyśmy – restauracje, kasyna, kluby tenisowe, dyskoteki i salony piękności. A kiedy wzięłyśmy ręczniki i poszłyśmy na plażę, wprost oniemiałyśmy z wrażenia. Prowadząca na plażę promenada otoczona była bujną roślinnością. Co chwilę zatrzymywałyśmy się, żeby zrobić sobie zdjęcie wśród cyklamenowych bugenwilli, karmazynowych hibiskusów, bananowców i agaw. Po kilku krokach nasze stopy tonęły już w gorącym, złocistym piasku.
Na chwilę zamarłyśmy z zachwytu na widok morza, które przy brzegu miało kolor akwamaryny, potem robiło się wręcz rażąco lazurowe, a dalej przybierało barwę szafiru. Zamówiłyśmy po drinku i zajęłyśmy leżaki pod rattanowym parasolem. Żyć nie umierać.
Anita przywłaszczyła sobie Omara
Szybko zaprzyjaźniłyśmy się z grupką Polaków mniej więcej w naszym wieku, którzy grali obok w piłkę siatkową. Przyłączyłyśmy się. Przyjechali się dobrze bawić, zupełnie jak my, więc aż żal by było robić to oddzielnie. Wpadł mi w oko Robert, dobrze zbudowany blondyn, z tatuażem na łydce. Ale jemu z kolei wyraźnie spodobała się Anita. Ilekroć skoczył do trudnej piłki i zatonął w piasku, wyciągał rękę właśnie do mojej przyjaciółki, by pomogła mu wstać. Pasowali do siebie. Oboje jasnowłosi, roześmiani, energiczni, więc się wycofałam – skoro i tak nie miałam szans – i tylko kibicowałam ich kiełkującej znajomości.
Czułam, że ta dwójka spędzi ze sobą nie tylko nadchodzący tydzień. Kiedy poszliśmy wieczorem na dyskotekę, królowali na parkiecie. Od tej pory plażowaliśmy razem: ja, Anita i paczka Roberta z Łodzi. Połączyliśmy też stoliki, żeby jeść wspólnie posiłki. Wszystko zmieniło się w sobotę, kiedy Anita postanowiła spróbować parasailingu, czyli lotu spadochronem holowanym przez motorówkę. Punkt startowy znajdował się na północnym krańcu naszej plaży.
Interes prowadziło trzech chłopaków. Jeden kierował motorówką, drugi robił zdjęcia, trzeci zakładał kapok, szelki i tłumaczył, co robić w trakcie lotu. Mina Anity zdradzała rozczarowanie tym, że Omar, bo tak miał na imię przystojny instruktor, nie poleci razem z nią. Niemniej kiedy wróciła, była tak rozanielona, że ja też postanowiłam spróbować. Nic z tego. Anita przywłaszczyła sobie Omara i chłopak stracił zainteresowanie pracą. Po obiedzie, zamiast odpocząć w pokoju, jak miałyśmy w zwyczaju, Anita znowu popędziła na plażę.
Po powrocie zaczęła rozpływać się w zachwytach nad Omarem, bo to z nim się spotkała. Jaki on szarmancki, jakie prawi komplementy! Jaki ma piękny uśmiech, jakie mięśnie! Polacy nie dorastają mu do pięt! Popukałam się w głowę.
– Zwariowałaś? Czy może zamierzasz sprawdzić prawdziwość legend o sprawności arabskich kochanków?
Anita tylko się śmiała. Użyłam więc innego argumentu.
– A co z Robertem?
Wzruszyła ramionami i udała, że nie rozumie, o co pytam.
– A co ma być?
Wtedy po raz pierwszy poczułam niepokój
Ale przecież Anita nie była dzieckiem. Nie będę jej trzymać za rączkę i pilnować na każdym kroku. Jednak kiedy po plażowaniu z paczką z Łodzi stwierdziła, że nie idzie z nami na imprezę, bo ma spotkanie „na mieście”, zmroziło mnie. Wzięłam ją na bok i obsztorcowałam, jak na dobrą przyjaciółkę przystało:
– Co ty wyprawiasz? Rozumiem, że dałaś się oczarować tej wszechobecnej, barwnej, aromatycznej egzotyce, ale… życie ci niemiłe? Znasz tego faceta, jego zwyczaje? A słyszałaś o dziewczynach, które pchały się tam, gdzie nie trzeba? Chcesz trafić do arabskiego burdelu?!
Wyrwała rękę z mojego uścisku.
– Odczep się. Nie jesteś moją matką, więc sobie daruj. Co, zazdrościsz, bo nie znalazłaś sobie faceta, a ja aż dwóch, tak?
Zatkało mnie. To nie była Anita, jaką znałam. Jakby ją coś opętało. Poszła sama do pokoju. Ja spędziłam jeszcze trochę czasu z łódzkimi znajomymi, a gdy wróciłam do hotelu, Anity już nie było. Zostawiła na łóżku porozrzucane ubrania. Brakowało jednej sukienki. Krótkiej, czarnej, obcisłej. Świetny wybór, pomyślałam ironicznie.
Tej nocy nie zmrużyłam oka
Czekałam na powrót przyjaciółki. Bałam się o nią jak diabli. Dopiero gdy usłyszałam stuknięcie drzwi, z ulgą zapadłam w sen. Z awanturą postanowiłam poczekać do rana. Przed wyjściem na śniadanie, gdy upewniłam się, że jest cała i zdrowa, spytałam ją o plany. Anita zaczęła od przeprosin. Było jej wstyd za to, co wcześniej powiedziała. Obiecała, że będziemy spędzać razem czas. Ucieszyła mnie ta deklaracja, ale zaraz po niej przyjaciółka zaczęła rozprawiać o Omarze. Ledwo wytrzymałam do końca opowieści, powstrzymując się od komentarzy, żeby mi teraz dla odmiany nie zarzuciła, że jestem uprzedzona.
Anita zarzekała się, że jest ostrożna, spotyka się z nim tylko w miejscach publicznych. Omar to jej bratnia dusza, łączy ich niesamowita więź, jakieś magiczne przyciąganie. Rany, miałam ochotę solidnie nią potrząsnąć, żeby się opamiętała. Jednak nie mogłam nic zrobić. Gdybym zaczęła obrzydzać jej tego faceta, nasza przyjaźń zawisłaby na włosku. Faktycznie, starała się. Spędzała z nami czas. Była jednak bardzo rozkojarzona, bez przerwy zerkała w stronę motorówki ciągnącej spadochron.
Wieczorami znikała
Robert wychodził z siebie, żeby odzyskać jej zainteresowanie, ale w końcu uświadomił sobie, że przegrał. Po ostatniej nocy w Szarm el-Szejk Anita zjawiła się dopiero nad ranem. Po zaczerwienionych oczach poznałam, że płakała. Cóż, wszystko się kiedyś kończy. Próbowałam jej tłumaczyć, że przeżyła cudną wakacyjną przygodę, ale relacje na odległość nie mają szans na przetrwanie, więc niech po prostu wywiezie z Egiptu miłe wspomnienia. Sądziłam, że mnie posłuchała.
Po powrocie do Wrocławia spotkałyśmy się dopiero miesiąc później. Anita promieniała. Czyżby nowy facet? Niestety, okazało się, że znajomość Anity i Omara trwała w najlepsze. Pisali do siebie maile, esemesy, rozmawiali na Skypie. Postanowiłam nie panikować. Związek dwojga ludzi, których dzieli wiele krajów i Morze Śródziemne, wcześniej czy później wygaśnie. Po dwóch tygodniach coś się jednak zmieniło.
Anita zwierzyła mi się, że Omar ma kłopoty. Jego mama poważnie zachorowała i konieczna była operacja. Omar potrzebował pieniędzy. Sprzedał wszystko, ale nadal sporo brakowało. I co zrobiła Anita? Otóż dołożyła mu resztę. Całe swoje oszczędności! Nie mogłam uwierzyć. Tak na nią nawrzeszczałam, że nie odzywałyśmy się do siebie przez trzy tygodnie.
To Anita pierwsza zadzwoniła
Powiedziała, że operacja się udała. Mama Omara wraca do zdrowia i bardzo chciałaby poznać narzeczoną syna. Narzeczoną? Miałam jej wygarnąć, jaka jest naiwna i głupia, ale Anita nie dała mi dojść do słowa. Facet ją wykorzystywał, a ona ćwierkała jak skowronek. Na koniec oznajmiła, że znów leci do Szarm. Sama. Do narzeczonego. Zastanawiałam się gorączkowo, jakim sposobem odwieść ją od tego pomysłu.
Wreszcie znalazłam w internecie forum, na którym dziewczyny zwierzały się ze swoich arabskich miłości. Dzieliły się na po uszy zakochane oraz te, które przejrzały na oczy. Te drugie ostrzegały koleżanki przed popełnieniem życiowego błędu. Forum nazywało się „Habibi”, czyli po arabsku „kochanie”. Każda z nich słyszała to słowo. Standardowa odzywka specjalistów od europejskich naiwniaczek. Zaczyna się od komplementów, romantycznych wyznań. Potem kwitnie miłość na odległość.
Wreszcie pojawiają się prośby o pieniądze. „Chora matka” należy do najczęstszych argumentów. Proszą również o pieniądze „na komputer”, żeby dalej mogli kontaktować się ze swoimi ukochanymi. Omar był jednym z takich facetów. Wysłałam jej linka do forum „habibi”. Zagroziłam, że jeśli nie przeczyta całej dyskusji, w życiu się do niej nie odezwę.
Milczała przez tydzień
W końcu zadzwoniła i poprosiła o spotkanie. Umówiłyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na rynku. Anita wyglądała normalnie, ani nie była przesadnie wesoła, ani specjalnie smutna. Usiadła przede mną i przez chwilę tylko patrzyła mi w oczy. Wykorzystałam sytuację i od razu przeszłam do rzeczy.
– Anita, jeśli zamierzasz do niego jechać, to trudno. Ale zrób dla mnie kopię dowodu osobistego i paszportu. I masz dzwonić codziennie.
W akcie desperacji wyciągnęłam z torebki paczkę prezerwatyw i położyłam na stoliku.
– I używaj tego!
– Kocham cię, Misiu – szepnęła Anita.
Przechyliła się nad blatem i mocno mnie przytuliła.
– Jeśli jeszcze kiedyś cię nie posłucham, proszę, skop mi tyłek.
Roześmiałyśmy się jednocześnie, choć ona przez łzy. Długo jeszcze rozprawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się z powrotu dawnej Anity, choć pewnie nie do końca takiej samej. Doświadczenie z Omarem musiało mocno podkopać jej pewność siebie, zaufanie do mężczyzn w ogóle, o wierze w magię miłości nie wspominając. Dlatego kiedy się rozstawałyśmy, kazałam jej wyciągnąć komórkę. Podyktowałam jej numer. To był telefon do Roberta. Zostawił mi go na wszelki wypadek. Stwierdziłam, że już mogę go jej przekazać. Tej znajomości z przyjemnością pomogę rozkwitnąć.
Czytaj także:
Babcia wprowadzała w domu pruski rygor. Zmuszała mnie do jedzenia wątróbki
Ukochany oczekiwał, że będę mu usługiwać. Ja nie umiałam nawet zaparzyć kawy
Gdy Wiesiek wrócił z USA, Zuza porzuciła mnie i syna. Pachniały jej dolary, czy dawna miłość?