„Andrzej 8 lat temu porzucił mnie i Julkę. Teraz zaczął po kryjomu przychodzić pod jej szkołę”

kobieta przytłoczona samotnym macierzyństwem fot. Adobe Stock
„Gdy Julka się urodziła, łaskawie dał jej swoje nazwisko, a potem się na nas wypiął. Nigdy się nami nie interesował, a teraz przestraszył dziecko - bała się, bo obcy facet oferował jej podwózkę! Okazało się, że to mojej matce ciągle nie pasowało, że mam nieślubną córkę. Postanowiła z powrotem nas zeswatać.”
/ 18.03.2021 22:30
kobieta przytłoczona samotnym macierzyństwem fot. Adobe Stock

Pakowałam córkę do szkoły. Kupiłam Julce nowy plecak, bo w tym urwało się ucho, więc teraz zaczęłam opróżniać kieszenie w starym. W jednej z nich natknęłam się na czekoladę. Obecność łakocia zbiła mnie z tropu, bo Jula od urodzenia ma alergię na białko mleka krowiego i na orzechy, więc wszelkie przekąski przygotowuję jej sama.

– Skąd to masz? Czytałaś skład? Odtłuszczone mleko, serwatka – wymieniałam zdenerwowana. – Nie mów mi, że zamierzałaś to zjeść. Co z tobą, dziecko? Kupiłaś to?

Ktoś mógłby pomyśleć, że przesadzam, ale jako trzylatka Julka dostała wstrząsu anafilaktycznego. Nasza sąsiadka poczęstowała ją batonikiem. Nigdy nie zapomnę chwili, w której moja córka przestała oddychać. Lekarze ledwie ją uratowali. Od tamtej pory jeszcze bardziej pilnowałam tego, co je ośmioletnia dziś Julka.

– Taki elegancki pan dał mi pod szkołą – wyjaśniła, wzruszając ramionami.
– Jaki pan? – spytałam podejrzliwie. – Nie wolno brać niczego od obcych.
– Ale on był bardzo miły – broniła się Jula. – Powiedział, że jestem śliczna, i dał mi czekoladę. Przecież jej nie zjadłam… – spojrzała na mnie z wyrzutem.

Julka nigdy nie miała problemu z utrzymaniem diety

Doskonale wiedziała, jakich rzeczy nie może jeść. Pani doktor, do której chodziłyśmy, wszystko jej wytłumaczyła i mała nigdy się nie buntowała. Przynajmniej do tej pory.

– Znasz tego pana? Widziałaś go już kiedyś? – wypytywałam zaniepokojona.
– Tak, często stoi pod naszą szkołą.
– To tata którejś z twoich koleżanek?
– Nie.

Słowa córki poważnie mnie zaniepokoiły. Jak to możliwe, że nikt z nauczycieli nie zauważył tego faceta? Dorosły mężczyzna wystaje pod podstawówką i zaczepia małe dziewczynki – przecież to podejrzane. Matko święta, a jeśli to pedofil?! Ta myśl niemal zwaliła mnie z nóg. Skoro przychodził pod szkołę od jakiegoś czasu, to mógł obserwować Julkę. Dzisiaj dał jej czekoladę, a jutro zwabi ją do samochodu? O nie, nie zamierzałam ryzykować.

– Słyszałaś? Może to zboczeniec! – zwróciłam się do mamy, która akurat stała obok.

Julka poszła się bawić, a moja matka powoli zbierała się do domu. Od kilku lat mieszkałyśmy osobno i dzięki temu nasze stosunki nie były tak napięte jak dawniej. Choć mama kocha Julcię całym sercem, to czuję, że nigdy mi nie wybaczyła tego, że mam nieślubne dziecko.

– Wiesz… Julka mogła sama kupić tę czekoladę – zasugerowała.
– Czemu miałaby zmyślać?
– Może jej przykro, że inne dzieci jedzą rzeczy, których ona nie może.

Mało prawdopodobne. Julka była dobrym dzieckiem i nie zwykła kłamać. Skoro powiedziała, że dostała czekoladę, to tak było. Dlaczego nikt ze szkoły jeszcze nie zareagował? Następnego dnia zamierzałam udać się do szkoły i porozmawiać z dyrektorką. Niestety, szef zatrzymał mnie dłużej w pracy i z biura wyszłam grubo po 16. Cholera, Jula kwadrans temu skończyła lekcje – myślałam zdenerwowana. Jechałam najszybciej, jak mogłam. Cud, że nie dostałam po drodze żadnego mandatu.

Kiedy zaparkowałam pod bramą szkoły, odetchnęłam z ulgą. Jula była sama. Wysiadłam z auta i pomachałam do córki. Mała natychmiast do mnie podbiegła.

– Spóźniłaś się – zauważyła.
– Przepraszam, skarbie, musiałam dłużej zostać w pracy. Bardzo zmarzłaś?
– Trochę. Ten pan chciał mnie podwieźć do domu, ale powiedziałam, że czekam na ciebie.
– Co?! Chciał cię wziąć do samochodu?! Gdzie on jest? – rozejrzałam się wokół.
– Pojechał już do domu, ale powiedział, że jutro też przyjdzie.

Zdenerwowana wsiadłam do auta i zacisnęłam palce na kierownicy.

Już ja sobie pogadam z tym typkiem! Niech no go tylko zobaczę!

Sytuacja stawała się niebezpieczna. Wieczorem zadzwoniłam do szefa i poprosiłam o dzień wolnego, a nazajutrz zwarta i gotowa zawiozłam Julę do szkoły. Kiedy córka poszła na lekcje, ja ruszyłam do gabinetu dyrektorki. Od razu przeszłam do rzeczy.

Córka mówi, że jakiś „miły” mężczyzna od dawna wystaje pod szkołą. Dlaczego nikt się tym nie zainteresował?
– Julka nic nikomu nie zgłaszała, ale jeśli jakiś mężczyzna zaczepia uczennice, to z pewnością zarejestrowały go kamery.

To mnie niby miało uspokoić?! Co z tego, że szkoła zainstalowała monitoring, skoro nikt nie przeglądał nagrań? Dyrektorka zaczęła mnie przepraszać i obiecała załatwić tę sprawę. Tyle że ja nie chciałam czekać. Postanowiłam, że sama dorwę zboczeńca! Jeśli dziś przyjdzie pod szkołę, pożałuje, że się urodził. Zerknęłam na zegarek. Jula kończyła lekcje o 14.

Chciałam załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, a potem wrócić pod szkołę. Rozdrażniona wsiadłam w samochód i pojechałam do banku, potem zaliczyłam jeszcze wizytę w ubezpieczalni. Zanim się obejrzałam, był kwadrans po trzynastej. Podjechałam pod szkołę Julki. Zatrzymałam auto po drugiej stronie ulicy. Miałam stamtąd widok na cały budynek. Aż do 13.50 pod szkołą nie było żywego ducha.

Zaczęłam wątpić, czy ten mężczyzna w ogóle przyjdzie. Pochyliłam się, żeby schować dokumenty, i wtedy kątem oka dostrzegłam jakąś postać. Od razu wyskoczyłam z auta. Facet miał eleganckie ubranie i nienagannie przystrzyżone włosy. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo szedł drugą stroną chodnika. Jeśli to był on, nie mogłam od razu zaatakować. Z trudem wytrzymałam do dzwonka.

Uczniowie zaczęli wychodzić ze szkoły. W tłumie dostrzegłam moją Julkę

Widziałam, jak ten obcy staje przy bramie i za kimś się rozgląda. Z przerażeniem dostrzegłam, że kiwa w kierunku mojej córki! Uzbrojona w parasolkę natychmiast przebiegłam na drugą stronę ulicy. Byłam tak wściekła, że ledwie mogłam oddychać.

– Julka! – zawołałam.

Córka mnie zobaczyła. Facet chyba skojarzył, że jestem jej matką, bo zaczął się oddalać.

– Hola, hola, nie tak prędko! – zagrodziłam mu drogę. – Czego chcesz od mojego dziecka, draniu?! – wrzasnęłam.

Mężczyzna był bardzo wysoki. Jak ktoś, kogo chciałabym na zawsze wymazać z pamięci. Zadarłam głowę, omiotłam go wzrokiem i poczułam, jak nogi się pode mną uginają.

– Andrzej? Co ty tu robisz, do cholery? – spytałam zdezorientowana.

Dlaczego mój były chłopak zaczął przychodzić pod szkołę naszej córki? Przecież wypiął się na nas osiem lat temu, znikając zaraz po narodzinach Julki. Doskonale pamiętam, jak mi powiedział, że nie jest gotowy na ojcostwo. Przez te wszystkie lata nawet nie próbował nawiązywać kontaktu ze swoją córką, a teraz zjawia się jak gdyby nigdy nic i mąci Julce w głowie. Co on sobie wyobraża?!

– Mamo, ty znasz tego pana? – Julka pociągnęła mnie za połę płaszcza.
– Skarbie, chodźmy do samochodu.

Wzięłam córeczkę za rękę i pociągnęłam ją na drugą stronę ulicy. Andrzej ruszył za nami.

– Szukam was od jakiegoś czasu – odezwał się, gdy zapinałam Julę w foteliku. – Twoja mama powiedziała mi, gdzie Julka chodzi do szkoły. Uwierz mi, proszę, naprawdę bardzo żałuję tego, co zrobiłem…

Pięknie! – pomyślałam wściekła. – Zdradziła mnie własna matka. Ten palant nie jest mi do szczęścia potrzebny. Julce też nie. Nie ktoś tak nieodpowiedzialny i samolubny. Ludzie się zmieniają, ale nie aż tak. Osiem lat temu zostawił mnie na pastwę losu z chorowitym niemowlęciem. Po co on w ogóle wrócił? Musiał mieć w tym jakiś interes, bo nigdy nie uwierzę w nagłe przebudzenie się uczuć ojcowskich.

– Czego chcesz? – warknęłam.
– Jakie miłe powitanie…
– Na inne nie zasłużyłeś. Zniknij z naszego życia. To ci najlepiej wychodzi! – krzyknęłam i otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
To także moja córka, przypominam ci. Chcę naprawić swój błąd.
– Po ośmiu latach? Mocno za późno.

Ostentacyjnie trzasnęłam drzwiami, uznając rozmowę za skończoną

Nie wierzę w jego szczere intencje. Coś tu śmierdzi. W domu przepłakałam cały wieczór. Dawno pogodziłam się z jego odejściem. Miłość też umarła. Nie marzyły mi się powroty do dawnych czasów ani romanse z byłym. Nie ufałam mu i dlatego byłam przerażona. Bałam się, że namiesza Julce w głowie i ją przekabaci na swoją stronę, że stracę córkę. A jeszcze bardziej bałam się, że ona go pokocha, a on znowu zniknie. Nie chciałam, żeby Julka cierpiała. Roztrzęsiona zadzwoniłam do matki, ale rozmowa z nią jeszcze bardziej mnie zdenerwowała.

– Dlaczego się wtrącasz w moje życie? Po co dałaś Andrzejowi namiary na szkołę Julki? – spytałam z pretensjami.
– Zmienił się, wydoroślał. Dziecko powinno mieć ojca, a ty męża. W końcu do dziś nie ułożyłaś sobie życia, prawda?

Rozłączyłam się. Moja matka mogła sobie bronić Andrzeja, ale ja nie wierzyłam w jego nawrócenie. Nigdy nawet się nie zainteresował, czy jego dziecko ma co jeść. Olał nas totalnie! Tak naprawdę Jula nawet nie powinna nosić jego nazwiska. Cóż mi po tym, że ją uznał, skoro chwilę później zniknął? Niektórych grzechów nie da się odkupić. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale muszę chronić przed nim córkę. Bo to naprawdę podejrzane, że nagle się objawił… Różne myśli przychodziły mi do głowy.

Może z jakiegoś powodu już nie może mieć dzieci i Julka to jego jedyne potomstwo? Może dostanie spadek albo lepszą pracę, ale pod warunkiem że wykaże się posiadaniem rodziny? Może ma inne dziecko, które zachorowało i potrzebuje przeszczepu szpiku? Wiem, moja podejrzliwość rodziła iście filmowe scenariusze, ale… gdyby Andrzej miał szczere i uczciwe intencje, nie podkradałby się do Julki za moimi plecami, prawda? A przede wszystkim spróbowałby się czegoś o niej dowiedzieć. Choćby tego, co może, a czego nie może jeść. Brak tej wiedzy mógł być przecież śmiertelnie niebezpieczny.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo

Redakcja poleca

REKLAMA