„Myślałam, że jestem już za stara, by coś dobrego mnie w życiu spotkało. W wieku 65 lat znalazłam miłość w internecie”

starsza zakochana para fot. Adobe Stock
Myślałam, że resztę moich dni spędzę w smutku i samotności, bo w moim wieku... Dziś wiem, że wiek nie ma tu nic do rzeczy, bo wszystko jest dla ludzi. Póki tego chcą.
/ 04.02.2021 11:39
starsza zakochana para fot. Adobe Stock

Poprawiłam apaszkę i zerknęłam w lustro. Ciemny kostium dodawał mi powagi. Spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta, czas już wychodzić z domu. To przedpołudnie nie należało do przyjemnych. Wybierałam się na pogrzeb znajomej. Znamy się, a właściwie znałyśmy się już dobre trzydzieści lat.

– Jak ten czas leci – podzieliłam się spostrzeżeniem z koleżanką, z którą wracałyśmy nieśpiesznie z cmentarza.
– Oj, tak, tak – pokiwała głową. – Jeszcze wczoraj biegałyśmy za chłopakami, a dziś trzeba żegnać się ze światem.
– Ty chociaż masz męża, dzieci, wnuki na miejscu – westchnęłam. – Masz do kogo wracać, pogadać, pokłócić się...
A ja sama w tych czterech ścianach.
– Możesz nas odwiedzisz? – zaproponowała – co będziesz siedzieć sama?
– Nie – podziękowałam. – Jakoś źle się czuję, chyba położę się wcześniej.

Dowlokłam się do mieszkania w jakimś dziwnym nastroju. Przez skołataną głowę przetaczał się rój myśli. Sześćdziesiąt pięć lat. Ile czasu mi zostało? I co mam z tego życia? – zastanawiałam się. Co powie ksiądz po mojej śmierci? Kto po mnie zapłacze? Dzieci i wnuki zajęte swoimi sprawami, a mąż już dawno w grobie. Ogarnęła mnie melancholia. Chyba się starzeję, bo takie myśli przychodzą mi do głowy.

Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam w fotelu. Czy ja żyję, czy tylko wegetuję? Zakupy, dom i tak w kółko. Prawdziwe życie przemyka obok. Zawsze chciałam pojechać na Lazurowe Wybrzeże, zobaczyć Luwr.... Ech, życie... Przyszły mi do głowy słowa mojego byłego szefa.
– Kobieto, obudź się, póki czas – mawiał często, kiedy po raz kolejny odmawiałam pójścia na pracową imprezę.
– Panie Jurku, to już dla młodych – uśmiechałam się smutno.
– A ktoś tu jest stary? – udawał zdumienie, rozglądając się po pokoju.

Takie żarty były miłe, ale patrzyłam w lustro i widziałam kurze łapki pod oczami, bruzdy wokół ust. Młoda już dawno przestałam być i, niestety, wiedziałam o tym. Coraz bardziej popadałam w melancholię, kiedy zadźwięczał dzwonek u drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zaraz uśmiech wypłynął mi na twarz.
– Wchodźcie, wchodźcie – zawołałam na widok syna i wnuczki objuczonych wielkimi pakami. – A co wy tam macie?- spojrzałam zdziwiona na ich zaczerwienione i zasapane twarze.
– Cześć, mamo – Marek cmoknął mnie w policzek. – Dawaj Zuzka tę klawiaturę i mysz – zwrócił się do córki.
– Jaką mysz? – wystraszyłam się. – Ja nie znoszę żadnych zwierząt w domu, przecież wiecie... A już na pewno nie myszy, brzydzę się – machałam nerwowo rękami.
– Widzisz tato? – wnuczka popatrzyła sceptycznie na ojca – Mówiłam, że to nie dla babci. Trzeba było jej kupić kotka – roześmiała się.
– Nie gadaj, tylko bierz się za robotę - komenderował Marek. – Rozpakuj, a ja polecę jeszcze do samochodu po stolik.

– Zuza, coście mi tu przywieźli? – napadłam wnuczkę, gdy zostałyśmy same.
– Babciu, to niespodzianka – jęknęła. – Tata zaraz ci wszystko wyjaśni.
– Mamo, kupiliśmy Zuzi nowy komputer, wiesz taki przenośny laptop i ty dostaniesz ten poprzedni. Jest jeszcze całkiem dobry – syn stanął w drzwiach.
– Ale to lepiej komuś sprzedać, albo do piwnicy wynieść – zaczęłam.
– Nie. Postanowiliśmy oddać go tobie – Marek ustawiał cały sprzęt na przyniesionym stoliku.
– Synu, ale po co mi komputer? – zrobiłam wielkie oczy.
– Po to, żebyś miała zajęcie w długie zimowe wieczory. Jutro przyjdzie tu mój znajomy i zainstaluje Internet. A Zuza nauczy cię obsługi...

Tydzień później miałam już Internet i byłam po paru godzinach 'kursu", który zafundowała mi wnuczka, ale... Nie mogłam się przemóc. Koleżanka, z którą rozmawiałam wyśmiała moje obawy.
Teraz już nawet czterolatki potrafią obsługiwać komputer, a ty, stara baba i się boisz – popukała się w czoło.
Nadszedł kolejny, smętny wieczór i zasiane ziarenko zaczęło kiełkować. W telewizji nie było nic ciekawego, na czytanie nie miałam ochoty. Pokręciłam się trochę po mieszkaniu, poprawiłam zasłony, dokręciłam kran, poustawiałam buty i nogi same zaniosły mnie do zakazanego miejsca w pokoju.
– Raz kozie śmierć – powiedziałam głośno. – Zuzia mówiła, że nic nie wybuchnie i nie strzeli i że tego nie da się zepsuć – mamrotałam sama do siebie wciskając guzik. O dziwo, nic się nie stało! Komputer cicho zamruczał i ekran zajaśniał niebieskim blaskiem.
– Hura – roześmiałam się i zachęcona powodzeniem, zaglądając do instrukcji zostawionej mi przez wnuczkę, weszłam w Internet. Udało się! Na początek przeczytałam aktualne wiadomości.
– Niesamowite – pokręciłam głową. – Nie muszę codziennie kupować gazet.

Po kilku dniach przyszła pora na internetowe grupy. Wybrałam takie adekwatne do swojego wieku czyli dla pięćdziesięciolatków i starszych. Trochę się w tym gubiłam i co tu dużo mówić, nie umiałam tak po prostu rozmawiać z kimś nieznajomym. Ale zaparłam się i napisałam trochę o sobie. Po pewnym czasie odezwał się Jerzy. Nim się spostrzegłam, ta pisemna rozmowa potoczyła się błyskawicznie. Jerzy okazał się sympatycznym starszym panem z miasta nad naszym morzem.

A ja uwielbiam morze i co roku spędzam tam urlop. Może się kiedyś widzieliśmy, minęliśmy w tłumie?
Nawet nie wiem kiedy nasza znajomość nabrała osobistego charakteru. Już nie snułam się wieczorami po mieszkaniu. Teraz brałam kąpiel, robiłam herbatę i siadałam przed komputerem. Tego wieczora Jurek spytał, czy może do mnie zadzwonić, bo bardzo chciałby usłyszeć mój głos. Nie powiem, trochę spanikowałam. Bo od rozmowy przez telefon do spotkania będzie już bardzo blisko. Co będzie, jeśli się sobie się spodobamy? Nie chodziło mi wcale o fizyczną atrakcyjność, bo w tym wieku liczą się już inne wartości niż szeroka klata i zabójcze spojrzenie. Po namyśle jednak dałam mu swój numer telefonu i z bijącym sercem czekałam... Gdy podniosłam słuchawkę przywitał mnie miły, męski głos. Czułam się jak nastolatka rozmawiająca pierwszy raz ze swoim chłopakiem. Postanowiliśmy się umówić. Nie chciałam, żeby Jerzy przyjeżdżał tutaj, wolałam spotkać się u niego. Zresztą to okazja, żeby znów zobaczyć morze i powdychać jodu.
– W takim razie do jutra – zakończył Jurek naszą rozmowę.

Odłożyłam słuchawkę spocona jak mysz. I wtedy dopadły mnie czarne myśli. A jeśli to jakiś zboczeniec? Czy ja go dostatecznie znam? Nazajutrz z duszą na ramieniu spakowałam kilka drobiazgów, wsiadłam w autobus i pojechałam. Umówiliśmy się na dworcu. Wystroiłam się i teraz czułam się przez to głupio. Stałam na tym dworcu i czekałam, a tłum coraz bardziej się rozrzedzał.
"Nie przyszedł" – pomyślałam z żalem i zawróciłam do kasy. W tej samej chwili wpadłam w ramiona jakiegoś mężczyzny. Pierwszą moją myślą było, że bardzo ładnie pachnie.
– Basia? – usłyszałam znajomy głos.
– Przepraszam za spóźnienie. Korki...
Początek był całkiem niezły. Jurek też. Poszliśmy do kawiarni, potem nad morze. Do domu wróciłam w euforii i od tego czasu spotykaliśmy się regularnie. Znów czułam się atrakcyjną kobietą. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia.

Aż któregoś razu spóźniłam się na autobus i Jerzy zaproponował, żebym przenocowała u niego. Kiedy weszliśmy do mieszkania, zaproponował herbatę i kolację. Poszłam za nim do kuchni i to co rzuciło mi się w oczy, to była kolekcja noży. Trochę mnie to zmroziło.
– Zaczął je zbierać mój ojciec i zaraził mnie – wyjaśnił Jurek, widząc moją zdziwioną minę. Spójrz na ten – sięgnął po jakiś wielki okaz. – Podobno jest z XVII wieku... widzisz jaką ma rzeźbioną rękojeść? A jaki ostry... jak brzytwa – mówił, nie zwracając uwagi na to, co się ze mną dzieje.
Zrobiło się mi słabo. Nogi miałam jak z galarety. Czy mi się wydawało, czy mówiąc, że nóż jest ostry spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie...
– Wiesz co, Basieńko? Mam w piwnicy pyszne ogóreczki. Posiedź chwilkę, ja zaraz wrócę – i już go nie było.
Teraz miałam pewność. Poszedł do piwnicy, kolekcja noży... Pewnie zwabia kobiety, morduje, okrada... Mój Boże! Serce waliło mi jak młotem. Uciec już nie zdążę, ale nie będę czekać, aż mnie zabije. Pobiegłam do kuchni, wzięłam pierwszy lepszy nóż, a z torby wyjęłam wszystkie pieniądze.
– Sam robiłem te ogórki, zobaczysz jakie dobre – Jurek już stał w kuchni. Hm... nie wyglądał jakby planował morderstwo, w dodatku naprawdę trzymał w ręku słoik. – Co się stało? – spytał, widząc moją przerażoną minę.
– Tyle mam, nie musisz mnie zabijać. Weź i to – rozpięłam łańcuszek.
– Co ty mówisz? – Jurek patrzył na mnie jak na wariatkę. – Dlaczego miałbym cię zabijać? I po co mi to dajesz?
– Bo te noże i piwnica – mówiłam z płaczem. – Tyle się słyszy o takich naciągaczach i mordercach... – przyznałam się do koszmarnych podejrzeń.

Nigdy nie zapomnę jego miny. Odstawił ogórki na stół, osunął się na krzesło z wyrazem osłupienia na twarzy, a w końcu ryknął śmiechem.
– Miejże litość, kobieto – wykrztusił. – Fundujesz mi takie emocje... Chcesz, żebym tu padł na zawał?
Było mi strasznie wstyd. Dopiero teraz opadło ze mnie całe napięcie. Poczułam się bezpieczna i strasznie naiwna.
– Przepraszam – wykrztusiłam czerwona jak burak.
– Jak mogłaś pomyśleć coś takiego?
– Jurek spoważniał. – Myślałem, że dobrze nam razem...
– Bo jest dobrze – odparłam.
I naprawdę jest. Niedawno postanowiliśmy, że zamieszkamy razem u niego, a moje mieszkanie oddam Zuzi. To ona przecież nauczyła mnie obsługi komputera!

Więcej prawdziwych historii:
„Nie umiałam winić matki za brak reakcji, gdy pijany ojciec się do mnie dobierał. Nigdy nie kochała ani mnie, ani jego”
„Chce mi się płakać na myśl, że muszę nakarmić córkę piersią. Teściowa nazywa mnie wyrodną matką, bo nie daję rady”
„Całe życie nienawidziłem ojca. Ten pijany śmieć niszczył życie mi, siostrze i mamie. Co ona w nim widziała?”

Redakcja poleca

REKLAMA