„Byłem zawsze wierny żonie, a ona zdradzała mnie, a z naszej sypialni urządziła sobie przybytek rozpusty”

zdradzony mąż fot. Adobe Stock, Paolese
„Dorota z wiekiem zaczęła coraz bardziej lubić seks. I ten ze mną dawno przestał jej wystarczać. Adrian nie był pierwszy. Wcześniej byli koledzy z pracy na wyjazdach integracyjnych, przypadkowi goście na wakacjach, nieznajomi zaczepiani w barze w czasie damskich wypadów. Słuchałem i nie wierzyłem w to, co słyszę”.
/ 23.08.2023 07:30
zdradzony mąż fot. Adobe Stock, Paolese

Miłość spadła na mnie i Dorotę jak grom z jasnego nieba. Myślałem, że zawsze będzie między nami dobrze, że razem się zestarzejemy. A potem się okazało, że ona jest inna, niż sądziłem. Nie twierdzę, że jestem święty, że nigdy nie skłamałem. To nie tak. Jasne, że zdarzyło mi się wykręcić chorobą od rodzinnego obiadu, bo chciałem obejrzeć mecz. Albo powiedzieć mamie, że mam wyjazdową konferencję, żeby nie jechać na wesele kuzynki, którą widziałem tyko raz w życiu. Ale zdrada to co innego… Miałem swoje zasady wpojone jeszcze przez dziadka i twardo się ich trzymałem przez całe życie.

Dla mnie zerwała zaręczyny

Zanim poznałem Dorotę – moją żonę – byłem w kilku stałych związkach. Każdy nowy zaczynałem dopiero wtedy, gdy poprzedni był zakończony. Nigdy na tzw. zakładkę. Dorota, gdy się spotkaliśmy, była zaręczona. Nie miałem co do tego wątpliwości – poznałem ją na weselu Piotra, wspólnego znajomego. Była na nim z narzeczonym. I choć wiedziałem, że to owoc zakazany, po tym pierwszym spotkaniu nie mogłem przestać o niej myśleć. Podobało mi się w niej wszystko. Jej poczucie humoru, uroda, styl, a nawet śmiech.

Trudno mi było się przyznać do tego samemu przed sobą, ale zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Na zabój. Ale wiedziałem, że nic nie mogę zrobić. Nie wykonałem żadnego ruchu, nie pytałem o nią Piotra. Starałem się zapomnieć. Nie miałem pojęcia, że Dorota też zwróciła na mnie uwagę. Dwa tygodnie po tym weselu dostałem esemesa: „Cześć. Tu Dorota. Jak wiesz kim jestem – to zadzwoń”.
Wiedziałem i zadzwoniłem.

– Cześć. Proszę, nic nie mów. Jak uznasz, że jestem wariatką, to się po prostu rozłącz. Za godzinę idę na kolację z narzeczonym. Mam zamiar zerwać zaręczyny… Jesteś tam jeszcze? – Dorota mówiła cicho, ale byłem pewien, że doskonale wie, co robi.

– Jestem.

– Jeżeli jeszcze nie rzuciłeś słuchawką, to zakładam, że wiesz, dlaczego chcę zerwać z narzeczonym. I że uważasz, że powinnam. Prawda? OK. Do usłyszenia… – powiedziała i się rozłączyła.

Trzy godziny później telefon znów zadzwonił.

– Zrobiłam to. A potem chodziłam dwie godziny po ulicach. Możemy się spotkać?

Tak po prostu się przytuliła

Dorota podała mi adres baru, w którym siedziała. Złapałem kurtkę i wezwałem taksówkę. Kwadrans później byłem na miejscu.
Dopiero gdy zobaczyłem Dorotę, zrozumiałem, co się dzieje. I że to wszystko jest naprawdę. Stanąłem w drzwiach i wziąłem głęboki oddech. Czułem, że to, co się za chwilę stanie, może zaważyć na całym moim dalszym życiu. W końcu zebrałem się na odwagę i podszedłem. Dotknąłem jej ramienia. Dorota drgnęła, podniosła głowę i nagle po prostu się do mnie przytuliła.

Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę stałem jak wryty z szeroko rozłożonym rękami. Dopiero po chwili ocknąłem się i mocno ją do siebie przytuliłem. Płakała.

– Przepraszam, wiem, że zachowuję się jak wariatka, że się nie znamy… Wiedziałam, że to, co zrobiłam, będzie trudne, ale nie, że aż tak… – zaczęła mówić dopiero po kilkudziesięciu sekundach.

Potem odsunęła się ode mnie i wytarła nos. Usiedliśmy przy stoliku. Zamówiłem drinki. Martini dla niej, whisky dla siebie. Podwójną, była mi potrzebna.

– To nie jest tak, że byłam zakochana w narzeczonym do szaleństwa i nagle wszystko wyparowało… Od kilku miesięcy miałam coraz większe wątpliwości, czy na pewno chcę z nim spędzić resztę życia – tłumaczyła. – Ale wiesz, jak to jest. Termin ślubu wyznaczony, zaproszenia wysłane. I tak dajesz się nieść z tym nurtem. Dopiero gdy spotkałam ciebie i poczułam takie motylki w brzuchu, jakich już dawno nie czułam, zrozumiałam, że nie mogę tego zrobić. Ani sobie, ani jemu. Jeżeli po kilku minutach znajomości inny mężczyzna potrafi wywołać w kobiecie takie emocje – to chyba znak, prawda?

Kiwałem głową, bo nie miałem nic mądrego do powiedzenia. Byłem gotów zgodzić się ze wszystkim, co powie, jeżeli tylko to oznacza, że mam u niej szansę.

Ekspresowe małżeństwo

Po tamtym spotkaniu daliśmy sobie czas. Na pierwszą prawdziwą randkę poszliśmy dopiero po miesiącu. Ale potem wszystko potoczyło się już ekspresowo. Pół roku później ja i Dorota byliśmy małżeństwem. To była skromna cywilna ceremonia i obiad tylko dla najbliższych. Dorota nie miała siły stawić czoła wszystkim ciotkom i wujom, którzy po porzuceniu narzeczonego ciągle mieli ją za skandalistkę.

Przez pierwsze dwa lata byliśmy nierozłączni. I zachowywaliśmy się jak zakochane dzieciaki. Znajomi mieli z nas ubaw. W kółko nam dokuczali.

– Hej, wynajmijcie sobie pokój! – słyszeliśmy ciągle, gdy zaczynaliśmy się całować w czasie imprezy czy na wycieczce po górach.

Ten przedłużony miesiąc miodowy nie mógł jednak trwać wiecznie. Zaczęły się drobne sprzeczki, fochy i ciche dni. Ale po każdej kłótni wspaniale było się godzić. I tak na tle innych znajomych par byliśmy moim zdaniem zawsze bardzo dobrym małżeństwem.

Długo spaliśmy osobno

Pojawienie się dziecka zmieniło dynamikę w naszym związku. Dorota nie lubiła zostawiać Kuby z opiekunką, więc prawie nie spędzaliśmy już czasu sami we dwójkę. Nawet w nocy, bo mały spał razem z nami w łóżku. Jak łatwo się domyślić – nasze pożycie małżeńskie poważnie na tym ucierpiało. Czy kusiło mnie, żeby tego, czego nie dostaję w domu, poszukać gdzie indziej? Jasne, że tak. Ale nigdy nie posunąłem się dalej niż do niewinnego flirtu.

Dopiero gdy Kuba poszedł do szkoły, udało mi się przekonać żonę, że pora, żeby zaczął spać w swoim łóżku. Gdy w końcu się udało – przez jakieś pół roku ostro korzystaliśmy z odzyskanej sypialni.

Lata mijały i nasze życie powoli zaczęło zbaczać na tory nazywane potocznie „stare dobre małżeństwo”. Codzienne życie, wakacje, seks od wielkiego dzwonu i od święta. Ale w tej codzienności byłem szczęśliwy. I wierzyłem, że Dorota też.

Zagraniczna pokusa

Z tamtego wyjazdu do Mediolanu próbowałem się wykręcić na różne sposoby. W pracy tego nie rozumieli – wszyscy wiedzieli, że ta konferencja to forma nagrody. Parę godzin nudnych wykładów i cały weekend w pięknym włoskim mieście. Ale naprawdę to był akurat bardzo zły moment. Kuba miał poprawkę, moja siostra była w szpitalu. Szefowie jednak postawili na swoim. Poleciałem.

Na pierwszym wykładzie usiadłem z tyłu. W pewnym momencie chyba przysnąłem. Ocknąłem się, bo ktoś dotykał mojego ramienia. Odwróciłem się.

– Halo. Już po wszystkim. Można iść na kawę – kobieta siedząca za mną była wyraźnie ubawiona tym, że przyłapała mnie na drzemce. Mówiła po angielsku z silnym włoskim akcentem. Rozejrzałem się dookoła. Sala już prawie opustoszała.

– Dzięki, ale ja po prostu analizowałem te mądrości, które usłyszeliśmy. Żeby nic nie stracić – zażartowałem. – Ale kawa brzmi OK.

Wyszliśmy razem do holu, gdzie podawano kawę i przekąski. Wypatrzyliśmy stolik w kącie i usiedliśmy.

– Francesca – przedstawiła się nieznajoma. I podała nazwę włoskiej firmy, w której pracowała.

Dopiero teraz się jej przyjrzałem. O takich kobietach mówi się po prostu, że mają klasę. Wysoka, szczupła, skromnie, ale bardzo gustownie ubrana. Wielkie ciemne oczy i burza lśniących włosów. Lekkie zmarszczki wokół oczu tylko dodawały jej uroku. Mówiła niskim, ciepłym głosem. Od razu ją polubiłem.

Francesca nadgryzła kanapkę i się skrzywiła. Odłożyła resztę na talerz.

– Mam pomysł. Dajmy sobie spokój z tymi wykładami. Patrzyłam w program, dziś nie zanosi się na nic ciekawego. Chodźmy zjeść coś przyzwoitego. Znam takie jedno miejsce…

Zgodziłem się od razu. Wszystko było lepsze niż drzemanie na niewygodnym krzesełku przez następne dwie godziny.
Knajpka, do której zaprowadziła mnie Francesca, była rzeczywiście urocza. Zamówiliśmy sałatę, sery i białe wino. Rozmowa potoczyła się w naturalny sposób. Zaczęliśmy od pracy, w końcu oboje byliśmy w delegacji. Ale szybko zeszliśmy na inne tematy. Jedzenie, podróże, filmy.

Mało brakowało

Do centrum konferencyjnego już tego dnia nie wróciliśmy. Po spacerze po mieście i zwiedzeniu kilku monumentalnych kościołów wylądowaliśmy w kolejnej knajpie. Przystawki, danie główne, deser… Dyskretny kelner tylko donosił kolejne karafki wina. Zanim się zorientowałem, była dwudziesta trzecia. Oboje byliśmy już nieźle wstawieni. Rękę Franceski na moim udzie czułem już od dłuższej chwili. Wiedziałem, co oznacza. Ale ja nie mogłem się zdecydować, czy chcę zrobić kolejny krok. W końcu właściciel restauracji przyniósł nam rachunek, dając do rozumienia, że chciałby już zamykać.

Wyszliśmy na ulicę. Była piękna, ciepła noc. Nad dachami świecił wielki księżyc. Sceneria jak z melodramatu. Francesca złapała mnie za rękę, przyciągnęła do siebie i zaczęła mnie całować. Widać było, że jest przyzwyczajona, że dostaje to, czego chce. Przez chwilę byłem gotów się poddać. Przecież nikt się nie dowie… Jedna noc i nigdy więcej się nie spotkamy. Nikomu nie stanie się krzywda. Objąłem Franceskę w talii i mocno przyciągnąłem do siebie. Na pewno poczuła, że bardzo mi się podoba. I wtedy przypomniał mi się dziadek. Wręcz poczułem jego wzrok na plecach, jakby stał tuż za mną. Delikatnie, ale stanowczo odsunąłem kobietę od siebie.

– Przepraszam. Bardzo bym tego chciał, ale nie mogę. Nie mogę tego zrobić mojej żonie. Tak zostałem wychowany – powiedziałem.

Początkowe zdziwienie i niedowierzanie Franceski nagle przeszło we wściekłość. Chyba nawet zwyzywała mnie po włosku, a na koniec już po angielsku rzuciła:

– Zmarnowałam na ciebie cały dzień – i odeszła, głośno stukając obcasami.

Gdy po długim spacerze wróciłem do hotelu, zobaczyłem ją w barze. Rozmawiała z wysokim blondynem, który władczo trzymał rękę na jej biodrze. „A jednak udało jej się jeszcze uratować ten wieczór i noc. Dobra jest” – pomyślałem i poszedłem spać.

Następnego dnia udało mi się na nią nie wpaść. Mignęła mi parę razy z daleka. Raz posłała mi gniewne spojrzenie i nawet ruszyła w moim kierunku, ale szybko uciekłem do męskiej toalety. Wróciłem do domu wieczornym samolotem. Nie miałem ochoty na kolejną noc w Mediolanie.

Kochanie, już wracam

Z taksówki zadzwoniłem do Doroty.

– Zaraz będę w domu, mam wino na kolację. Nie kładź się jeszcze – poprosiłem.

Dawno jej nie mówiłem, że ją kocham. I bardzo chciałem to dzisiejszego wieczoru nadrobić, ale Dorota zareagowała dość dziwnie na mój telefon.

– OK, świetnie, to pa – zakończyła rozmowę w kilka sekund.

Po powrocie w łazience zobaczyłem, że z kosza na bieliznę wystaje pościel, którą dopiero co sam zmieniłem przed wyjazdem. „Pewnie Dorota znowu piła w łóżku czerwone wino” – pomyślałem. I jednak spała, więc jej nawet o to nie zapytałem.

Od weekendu w Mediolanie minęły prawie dwa lata. Od czasu od czasu o nim myślałem. Chyba trochę żałowałem, że nie skorzystałem z okazji, choć ciężko mi było się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Zdarzało mi się w nocy leżeć, patrzeć na żonę i zastanawiać, czy jest ostatnią kobietą w moim życiu.

Prawda wyszła na jaw

Tydzień temu urwałem się z pracy. Po miesiącu harówki skończyliśmy wreszcie ciężki projekt i uznałem, że zasłużyłem na pół dnia wolnego. Poszedłem na długi spacer nad rzekę. W budce kupiłem sobie wielkie lody. Szedłem powoli, patrzyłem na mewy, dzieci, psy i zakochane pary.
Zauważyłem kątem oka tylko plecy tej kobiety, ale od początku nie miałem żadnych wątpliwości. Na kocu na trawie Dorota całowała się z jakimś facetem. Moja żona. Zamurowało mnie.

Stałem na środku chodnika i nie wiedziałem, co zrobić. Nawet nie zauważyłem, że rozpuszczony lód spływał mi po koszuli i spodniach. Gdy mężczyzna spojrzał na mnie ponad ramieniem Doroty, odwróciłem się i odszedłem. Nie wiedziałem, czy ona się odwróciła i mnie zauważyła. Wróciłem do domu. Usiadłem na krześle w kuchni i czekałem. Po godzinie ze szkoły wrócił Kuba.

– Tato, a co ty robisz w domu? Mama gdzie? – zdziwił się. Coś tam zacząłem tłumaczyć, ale Kuba już i tak mnie nie słuchał. Złapał tylko banana i zamknął się w swoim pokoju.

Mijały kolejne godziny, a Dorota nie wracała. Byłem już pewny, że zauważyła mnie w parku. I zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wróci do domu.

Ugotowałem makaron i zjadłem z Kubą kolację. Cały czas siedział z nosem w telefonie i na szczęście nie zapytał o matkę.

Nie mogłem uwierzyć

Dorota wróciła do domu po dwudziestej drugiej. Słyszałem, jak zdejmuje w przedpokoju buty, odkłada torebkę. W końcu weszła do kuchni. Usiadła na krześle naprzeciwko.

Wiem, co chciałem usłyszeć. Że to kolega z pracy, że się zagalopowała, że to pierwszy raz i do niczego nie doszło… Wtedy opowiedziałbym jej o Francesce, ona o szefie, który ją podrywał na wyjeździe. Pośmialibyśmy się, napili wina i poszli do łóżka. Niestety, w rzeczywistości było zupełnie inaczej. 

W sumie dobrze się stało, że nas zobaczyłeś. Cieszę się, że już wiesz. Te tajemnice, to ukrywanie się – bardzo mnie to męczyło. Mężczyzna, którego widziałeś w parku, to Adrian. Znamy się od siedmiu lat. Od czterech sypiamy ze sobą – oznajmiła. – Nie kocham go. To tylko seks. Ale nie mogę powiedzieć, że ta znajomość się nie liczy. Bo to nieprawda.

Mówiła jeszcze przez kwadrans. A ja nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo nie znałem swojej żony. Okazało się, że Dorota z wiekiem zaczęła coraz bardziej lubić seks. I ten ze mną dawno przestał jej wystarczać. Adrian nie był pierwszy. Wcześniej byli koledzy z pracy na wyjazdach integracyjnych, przypadkowi goście na wakacjach, nieznajomi zaczepiani w barze w czasie damskich wypadów. Słuchałem i nie wierzyłem w to, co słyszę.

Ale dopiero z Adrianem Dorota zaczęła sypiać regularnie. W czasie przerwy na lunch, wyjazdów służbowych. Korzystała z każdej okazji, gdy tylko nie było mnie w mieście. Wtedy przypomniał mi się Mediolan. I ta wyprana pościel. Uzmysłowiłem sobie, że gdy ja resztką woli odparłem zaloty Franceski, Dorota w naszym małżeńskim łóżku baraszkowała w najlepsze z AdrianemSytuacja wydała mi się tak absurdalna, że nagle zacząłem się śmiać. Nie mogłem się opanować.

Dorota patrzyła na mnie jak na wariata.

– Nie jesteś zły? – zapytała z niedowierzaniem

– Jasne, że jestem. Nie zły, ale wściekły, rozczarowany, rozgoryczony – nagle ze śmiechu przeszedłem w krzyk. – I nie mogę uwierzyć, że jestem, że byłem takim idiotą. Naiwniakiem. Jezu, tamten weekend w Mediolanie… Wiesz, to naprawdę jest świetna historia. Opowiedz ją Adrianowi, na pewno też się uśmieje. Bo wiesz, ja…

Opowiedziałem jej o Francesce. Trochę nawet podkolorowałem tę historię. Odjąłem Francesce z dziesięć lat i pominąłem fragment o tym, jak szybko zastąpiła mnie innym facetem.

– W sumie to cię rozumiem – zakończyłem. – Życie z takim porządnickim naiwniakiem jak ja musi być śmiertelnie nudne. A ten Adrian to pewnie prawdziwy ogier, do tego łamie kobiece serca jedno za drugim. A wy, kobiety, uwielbicie przecież niegrzecznych chłopców.
Wstałem z krzesła. Poszedłem do sypialni, spakowałem kilka rzeczy. Ale musiałem wiedzieć jeszcze jedno.

– Czy Kuba wie?

– Nie. Adrian przychodził do mnie tylko wtedy, gdy Kuba nocował u kolegów. Nie zrobiłabym mu tego.

W drzwiach odwróciłem się jeszcze i popatrzyłem żonie w oczy.

– Dziś pójdę spać do Piotra. Nie wiem, co dalej. Będziemy musieli porozmawiać, to jasne. Odezwę się, jak będę gotowy.

 

Czytaj także: „Zostałam sama z brzuchem, bo tatuś nie był gotowy na dziecko. Gdy zostałam jego szefową, przypomniał sobie, że ma córkę”
„Koleżanka pomogła mi z dobrego serca, a ja napytałam jej biedy. Nie miałam innego wyjścia”
„Kiedy mąż zbijał bąki nad basenem, boski Włoch rozbudzał moje fantazje. Z wczasów wróciłam z brzuchem”

Redakcja poleca

REKLAMA