„6 lat wodził mnie za nos i obiecywał, że się rozwiedzie. Nasze dziecko dorastało bez ojca, bo on wolał wygodne życie”

Kobieta, która samotnie wychowuje dziecko fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Rok za rokiem mijały, Kajtek rósł i nie bardzo wiedziałam, co odpowiadać na jego pytania o tatę. Zwłaszcza że Sebastian nalegał, aby do rozwodu nikt nie wiedział, że to on jest ojcem mojego synka. Kłamałam jak z nut z nadzieją, że w końcu stworzymy rodzinę”.
/ 16.11.2021 15:21
Kobieta, która samotnie wychowuje dziecko fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Ponad sześć lat żyłam obietnicami i mrzonkami. Odliczałam dni do potajemnych spotkań i wyjazdów do ustronnych miejsc. Zdawało mi się to takie niebanalne i romantyczne. Wierzyłam, że już wkrótce wszystko się poukłada i stworzymy z Sebastianem rodzinę.

– Wizualizuj to sobie przed snem – namawiała mnie Marta, przyjaciółka od czasów przedszkolnych i matka chrzestna mojego synka. – Zobacz siebie we wspólnym mieszkaniu, jak je urządziliście, jak się budzicie, zasypiacie, przyjmujecie gości.

Jednakże ilekroć próbowałam „wyświetlić” sobie na dobranoc taki film w wyobraźni, to albo dzwonił niespodziewanie telefon, albo Kajtuś się budził lub najzwyczajniej w świecie nie wiadomo kiedy zasnęłam.

– Nijak nie wychodzi mi ta wizualizacja – żaliłam się Marcie.

– Bo się za bardzo spinasz. Trzeba do tego podejść na luzie, miękko. Przypomnij sobie, jak w szkole średniej snułyśmy marzenia, że wyjeżdżamy razem na obóz nad Morze Czarne, że wygrywamy konkurs rysunkowy czy zostajemy przyjęte na wymarzony kierunek studiów.

– Kto wie, czy to, że nie udaje mi się zwizualizować rodzinnego życia z Sebą, to nie znak od losu. Może powinnam dać sobie z nim spokój i przestać czekać na to, aż uzyska rozwód – zastanawiałam się. – Może wcale, choć mamy dziecko, niepisane jest nam założenie rodziny. No i co właściwie stoi na przeszkodzie, aby się wreszcie rozwiódł?

„Kocham cię jak nikogo na świecie – esemesował kilka razy w tygodniu. – Bez twojej obecności życie traci smak”. „Czekam, kiedy się wreszcie wyprowadzisz od rodziców i zamieszkasz w mieszkaniu, które właśnie wynająłem. Oczywiście to na początek, bo kupię coś tylko dla Ciebie, abyś miała poczucie bezpieczeństwa, póki wszystkiego formalnie nie uregulujemy” – pisał w ostatnim tygodniu.

Mimo wielu wątpliwości, chciałam wierzyć w jego słowa, ale nie byłam gotowa, by przenosić się z dzieckiem do mieszkania, którego dotąd nie widziałam. Może za długo czekałam i za dobrą monetę przyjmowałam wyjaśnienia, że Sebastian musi działać rozsądnie, aby podzielić majątek i nie wyjść ze swojego pierwszego związku w samych skarpetkach.

Ale rok za rokiem mijały, Kajtek rósł i nie bardzo wiedziałam, co odpowiadać na jego pytania o tatę. Zwłaszcza że Sebastian nalegał, aby do rozwodu nikt nie wiedział, że to on jest ojcem mojego synka. Nawet moi rodzice. We wszystko wtajemniczona była tylko Marta.

O mojej przyszłości zadecydował przypadek

– To mi śmierdzi, dziewczyno – powtarzała wiele razy. – On coś kręci. Nie jest wobec ciebie szczery. Z jakiegoś powodu cię zwodzi. Gdyby wystąpił o rozwód, kiedy urodził się Kajetan, dawno już to jego małżeństwo byłoby rozwiązane. Zwłaszcza, jeśli faktycznie jest z żoną w separacji. Dajesz mu się robić w balona, i tyle. Jesteś naiwna jak dziecko – irytowała się.

Miałam 36 lat, czteroletniego synka i mieszkałam z rodzicami, czekając, aż ojciec dziecka się rozwiedzie. Rodzice oddali mi poddasze… Marzyłam o tym, żeby się wyprowadzić i zamieszkać z moimi mężczyznami. Miałam dość tajemnic, ukrywanych spotkań i dogadywania starszej o 10 lat siostry, że jak rzep psiego ogona trzymam się maminej spódnicy. Ale teraz nie urządzała mnie przeprowadzka do wynajętego mieszkania.

– Marnujesz życie, czekając na tego palanta – piekliła się przyjaciółka. – Ani się obejrzysz, jak przybędzie ci latek i zmarszczek.

Zbywałam ją, ale wątpliwości podcinały mi skrzydła

Dobrze, że mały zdrowo się chował. Rodzice mi pomagali. Mogłam realizować się zawodowo. Gnębiło mnie jednak to, że synek nie wie, kto jest jego tatą. Niedawno przyjaciółka wpadła do mnie i już od progu zamiast „dobry wieczór” usłyszałam:

– Jesteś na sto procent pewna, że ten twój Sebuś cię nie robi w konia?

– Skąd to pytanie? – zdziwiłam się.

– Bo wracam właśnie z kolacji z klientem na Koszykach i zamiast do domu przyjechałam prosto do ciebie. Widziałam go z wylaszczoną blondi! Siedzieli w boksie we dwoje, tak zapatrzeni w siebie, że nic dookoła nie dostrzegali. Mój stolik usytuowany był na środku sali i miałam doskonały widok właśnie na nich. Widziałam jak Sebastian gładził jej dłonie, jak całował, a właściwie oblizywał, każdy jej palec. To spotkanie nie miało znamion biznesowej kolacji. Na Boga! Otrząśnij ty się wreszcie, Sylwia! Nie daj się dłużej zwodzić temu palantowi!

No i zafundowała mi nieprzespaną noc. Znałam Martę od najmłodszych lat. Byłam z nią bliżej niż ze swoją starszą siostrą. Wiedziałam, że nie kłamała, tylko chciała mi otworzyć oczy. Rano zadzwoniłam do niej.

– Zdecydowałam się wynająć detektywa – powiedziałam. – Niech sprawdzi, co to za baba. Co ich łączy.

– No, nareszcie jakaś rozsądna decyzja – odezwała się po chwili. – Znam nawet niezłego. Nie jest drogi, a skuteczny. Moje znajome celebrytki chwalą go sobie.

Parę dni później wiedziałam już, jak się nazywa osóbka, z którą Marta widziała Sebę, co robi i gdzie pracuje, oraz, że spotykają się często. Umówiłyśmy się z Martą, że w piątek po południu razem podjedziemy pod biurowiec, w którym ta dama pracuje. Kiedy po wyjściu z firmy znalazła się już na ulicy, podeszłyśmy do niej. Sądziła, że chcemy o coś zapytać, ale Marta zaprosiła ją na rozmowę do kawiarenki w pobliżu.

Kobieta była zaskoczona, lecz poszła z nami. Rozmowa potoczyła się spokojnie. Poinformowałam ją, że jestem matką synka Sebastiana, który niezmiennie zapewnia mnie o swoim uczuciu. Nawet w dniu, kiedy był z nią na kolacji. Na dowód pokazałam jej esemesy od niego.

– A to świnia – poczerwieniała z oburzenia.

I wyjęła z torebki swoją komórkę. Po chwili ujrzałam na ekranie podobne wyznania adresowane do niej. W trakcie rozmowy okazało się, że państwo poznali się na Tinderze i już po paru spotkaniach Sebastian przekonywał wybrankę, że powinni mieć wspólne dziecko, bo to najmocniej wiąże partnerów. Jej małżeństwo rozpadło się właśnie dlatego, że były mąż uważał, iż jeszcze mają czas na pieluchy, a ona, że nagli ją zegar biologiczny. Wyszła z tego i rozwodu mocno poobijana psychicznie. Jednak, mimo że marzyła o macierzyństwie, nie była gotowa na dziecko z niedawno poznanym facetem.

Okazało się, że spotykali się z Sebą od trzech miesięcy. Nawet opowiedział jej o mnie i o Kajetanie, ale występowałam w tej narracji jako bezwzględna egoistka, co to zafundowała sobie dziecko i nie pozwala się Sebastianowi z nim kontaktować. Potraktować go miałam instrumentalnie, wyłącznie jako dawcę nasienia. Rozważał nawet, aby walczyć o synka sądownie, bo żona gotowa była na to, żeby go zaadoptowali. Byli nowoczesnym małżeństwem, dawali sobie zawsze dużo przestrzeni, ale ostatnio coś się między nimi popsuło. Dlatego szukał kobiety, która go zrozumie, jak ona właśnie…

We mnie wszystko się aż zagotowało, gdy to usłyszałam, ale wzięłam kilka głębszych oddechów i opanowałam się na tyle, by pokazać jej zdjęcia z zoo, gdzie niedawno byłam z małym. Seba też na nich widniał jako mój kolega, który znalazł się tam przypadkiem (to była oficjalna wersja dla znajomych i dziecka). Trzymał Kajtka na rękach, aby dzieciak zobaczyło z góry bawiące się małe pawiany. Nasza rozmówczyni zamilkła na chwilę, a potem wysapała:

– To nie świnia, to cynik i manipulant!

Spojrzała na ekran, odczytała datę i wyjąkała:

– Ten łajdak spędził potem całą noc ze mną.

Mówił, że mnie kocha, a na boku miał kolejną?

Umówiłyśmy się, że nazajutrz „przypadkiem” wpadniemy na siebie o czternastej w księgarni na Koszykach. Oczywiście ja będę z synkiem, a ona z jego tatusiem. Widocznie ten pomysł spodobał się na Górze, bo nawet deszcz nie przeszkodził, byśmy dotarli tam punktualnie.
Kiedy my wchodziliśmy do księgarni, oni wychodzili.

– O! Wujek! – wykrzyknął mój synek i podbiegł do Seby, którego twarz przybrała odcień dojrzałego pomidora.

– Co za spotkanie – zdziwiłam się obłudnie. – Przecież miałeś być w delegacji.

– Może nas przedstawisz – odezwała się kobieta, teraz opanowana i spokojna.

Twarz Sebastiana z pomidorowej zrobiła się kredowo blada. Zazwyczaj elokwentny i błyskotliwy, zaczął się jąkać, krztusić… Ten widok był – jak mawiała moja babcia – wart wszystkich pieniędzy. Na mnie podziałał jak zimny prysznic, dzięki któremu w jednej chwili spadły mi klapki z oczu.

Spojrzałam na Kajtusia, otrząsnęłam się gwałtownie jak z kropli deszczu i chwyciwszy dziecko za rękę, pobiegłam do samochodu. Kiedy pół godziny później wspinaliśmy się na nasze poddasze, miałam wrażenie, że zrzuciłam z ramion ciężkie brzemię. Będzie to, co los przyniesie – pomyślałam. – Po to zamykają się jedne drzwi, by inne mogły się otworzyć.

Czytaj także:
„Mąż zamykał mnie w domu i głodził, póki nie zgodziłam się porzucić pracy i rodziny. Zrozumiałam, że taki już mój los”
„Mało co i dałabym się uwieść Casanovie. Opłakiwał śmierć żony, a ona... przyjechała do sanatorium i sprała mu głowę”
„Baśka mnie zdradzała i w końcu wpadła. Teraz oczekuje zadośćuczynienia za >>zmarnowane życie<<. Chce 250 tys. zł”

Redakcja poleca

REKLAMA