Stałam po kostki w kałuży obładowana ciężkimi tobołami i siatkami! Byłam wściekła, bo lało od rana, a kiedy poprosiłam o kluczyki od samochodu, mój mąż zrobił wielkie oczy.
– Nie widzisz, co się dzieje za oknem?!
– Widzę. Właśnie, dlatego chcę wziąć auto. Inaczej nie dam rady z zakupami.
– Nie przesadzaj. Możesz jutro wszystko pozałatwiać… W ostateczności, weź taksówkę.
– Ale mamy pustą lodówkę – argumentowałam. – Z czego zrobię obiad dla ciebie i dzieci?
– Koniec dyskusji! Powiedziałem, że nie ma mowy!
Mój mąż stoi przed lustrem. Wygładza klapy drogiej, modnej marynarki, sprawdza, czy spinki od koszuli są w porządku, rzuca okiem na wyglansowane buty…Wygląda jak model z żurnala!
Faktycznie, jak mógłby się tłoczyć w autobusie, albo moknąć na przystanku? Jest tak zadbany, elegancki, pachnący, że nie pasuje do miejskiej komunikacji i dźwigania torby z kartoflami. Od tego ma żonę… Zawsze tak było!
Cezary jest bardzo przystojny. Nie wiem, jakim cudem udało mi się go złapać na męża? Jestem zwyczajną kobietą, ginę w tłumie… On się zawsze wyróżnia. Żebym się nie wiem jak starała, nigdy mu nie dorównam.
Ginę w jego blasku!
Mamy dwoje dzieci, które chodzą już do szkoły. Cezary jest dla nich jak obcy; daje pieniądze na dom, czasami nawet pyta, jak tam lekcje, ale tak naprawdę syn i córka go nudzą. Nie ma z nimi wspólnego języka, nic o nich nie wie, wywiadówki, szkolne zebrania, odwożenie i przywożenie dzieci z basenu, z zajęć sportowych, to moja sprawa.
Poza tym od 15 lat sprzątam, gotuję, piorę, robię zakupy, utrzymuję dom na poziomie, bo mój mąż lubi, żeby było jak w zegarku! Nie pracuję zawodowo; studia przerwałam na trzecim roku. Zaszłam w ciążę i mąż mnie namówił, żebym wzięła urlop dziekański.
Nigdy nie wróciłam na uczelnię; zaraz było drugie dziecko, a potem mąż robił karierę, rozkręcał biznes, często wyjeżdżał, więc tak zostało… Mam tylko maturę. Co za pracę mogłabym znaleźć w tych czasach?
O takich jak ja mówi się kura domowa i chociaż teraz zmienili tę ksywkę na perfekcyjna pani domu, w eleganckim pudełku jest ta sama zawartość: mało efektowna, zmęczona, niepewna siebie czterdziestolatka. W telewizji wygląda to inaczej, ale nie wszystkie babki tak sobie radzą, jak powinny!
Więc stałam w tym jesiennym błocku z rękami wyciągniętymi do samej ziemi przez torby z zakupami. Przepuściłam dwa autobusy, bo nie było szans, żebym się wtłoczyła do środka… Zmieniały się światła, podjeżdżały coraz to nowe samochody, a ja tkwiłam jak kołek ochlapywana przez nieuważnych kierowców.
Nagle dostrzegłam nasze auto!
Kiedy podjechało do skrzyżowania wyraźnie zobaczyłam mojego męża roześmianego, jak nigdy w domu. Odwracał głowę w stronę swojej pasażerki… bardzo ładnej, młodej dziewczyny. Ona też na niego patrzyła, jakby poza nim nie istniał cały świat. Sprawiali wrażenie szczęśliwych i zakochanych. Ten widok walnął mnie w samo serce!
Już od jakiegoś czasu miałam dosyć swojego niewolniczego poddaństwa, ale sama siebie okłamywałam, że tak trzeba dla dobra dzieci i rodziny. Nie chciałam dopuścić myśli, że mogłoby być inaczej…
Zatrzymałam przejeżdżającą taksówkę i wygodnie podjechałam pod dom. Zostawiłam nierozpakowane zakupy. Zrobiłam sobie drinka i zaczęłam analizować swoje życie. Jak na taśmie filmowej przesuwały się miesiące i lata, a we mnie rosło pytanie: „Panie Boże, dlaczego byłam taka głupia?”.
Tego dnia na obiad dzieciaki miały zamówioną pizzę. Na kolację pojechałam z nimi na śmieciowe jedzenie i pozwoliłam, żeby zamawiały, co chcą.
– Tak będzie już zawsze? – dopytywały.
– Nie ma mowy. Macie prezent ode mnie. Raz można zaszaleć!
Mój mąż długo nie wracał… Po raz pierwszy nie czekałam na niego. Musiał się zdziwić, kiedy zobaczył kuchenny stół zawalony pudełkami i kartonami, ale jeszcze bardziej był zdumiony, że nie ma kolacji. Wsunął się do łóżka jak duch, z tą różnicą, że duchy nie śmierdzą alkoholem. On cuchnął jak gorzelnia!
Nie nastawiłam budzika. Nic mnie nie obchodziło, czy się spóźni do firmy, czy w ogóle wstanie. Wyprawiałam dzieci do szkoły i wzięłam długą kąpiel. Wtedy pojawił się w drzwiach łazienki…
– Co ty wyprawiasz? – zaczął. – Czemu nie mówisz, że już tak późno?
– Czy ja jestem zegarynka? – zapytałam. – Albo czy ty jesteś niepełnosprawny? Potrzebujesz opiekunki?
Dawno nie był taki zdumiony.
– Ale, o co ci chodzi? Jakieś nowe zwyczaje wprowadzasz?
– Owszem. Od dzisiaj za wszystko płacisz, za każdą usługę: pranie, gotowanie, opieka nad dziećmi, prowadzenie domu i tak dalej… Chcę miesięcznej pensji, jak dla wykwalifikowanej pomocy domowej. Nad kwotą jeszcze się zastanowię.
– Oszalałaś? Jesteś moją żoną!
– Właśnie, więc traktuj mnie jak żonę.
– Ty naprawdę masz kuku na muniu!
– Nie obrażaj mnie.
– Bo co? Rozwiedziesz się?
– Nie, mój drogi. Rozwód mi się nie opłaca. Ale zrobię ci takie piekło z życia, jakie ty mi zgotowałeś przez te wszystkie lata. Uwierz mi, potrafię być wredna! Od dzisiaj nie ma obiadków, czystych koszulek co dzień, pachnącej bielizny i usługiwania ci na każdym kroku. I wyprowadzasz się z sypialni. Od zaraz!
– Co cię ugryzło? Było nam tak dobrze.
– Nam?! Tobie było wygodnie, ja się nie liczyłam. Zresztą szkoda słów.
– A jeśli się nie zgodzę?
– Są sądy, są dobrzy adwokaci, są separacje i podziały majątków… Oskubię cię do żywego mięsa. Tylko spróbuj ze mną walczyć. Przegrasz!
Ani słowem nie wspomniałam o dziewczynie w samochodzie. Zresztą, to nie miało znaczenia. Czasami wystarczy jedna kropla, żeby się coś przelało, ona była taką kroplą. Sama się nie liczyła!
Na razie minęło dopiero parę dni od tej rozmowy. Mój mąż na początku się dąsał, robił miny, wzdychał i strzelał fochy! Kiedy się zorientował, że nic nie zyska, że go olewam, poszedł chyba po rozum do głowy i wrócił do domu z bukietem róż na przeprosiny.
Ten dureń myślał, że mnie kwiatkami przekabaci!
Przyjęłam bukiet i z uśmiechem wręczyłam mu listę z cennikiem za każdą domową czynność. Nie przesadzałam, to była średnia krajowa, ale i tak miesięcznie uzbierało się trochę grosza. Zapytał, czy może negocjować? Nie widziałam takiej możliwości…
Na razie wykupiłam obiady w dobrej restauracji. Raz w tygodniu przychodzi pani do sprzątania. Pranie odwożę do pralni. Zabrałam dowód rejestracyjny i kluczyki od auta, on ma służbowe, niech sobie radzi…
Szukam w internecie kursów szkolenia zawodowego. Nawet nie myślałam, że jest tyle możliwości zdobycia fajnego fachu. Na pewno coś dla siebie wykombinuję. Mam kontrolę nad własnym życiem. Jestem dumna, że się na to zdobyłam. Odzyskuję szacunek dla samej siebie. To bezcenne uczucie. Nie pozwolę go sobie odebrać.
– A jeśli on jednak stanie dęba i powie, że się wyprowadza albo poszuka innej? – pyta moja koleżanka, której opowiedziałam całą historię.
– Droga wolna – śmieję się. – Niech próbuje. Ja na pewno nie pozwolę sobie na nowo założyć jarzma na szyję. Nie ma mowy!
Czytaj także:
„Narzeczony zostawił mnie po 10 latach. Powinnam to przewidzieć, bo nie chciał brać ślubu. Zmarnowałam najlepsze lata życia”
„Karma za romans z żonatym facetem wróciła do mnie szybciej, niż myślałam. Gdy tylko urodziłam dziecko, poszłam w odstawkę”
„Z siostrą nie rozmawiam od roku, choć żadna nie pamięta, o co poszło. Teraz nadszedł czas, by zakopać wojenny topór”