Krystyna Pytlakowska: Wyglądacie na trochę nieprzytomnych.
Wojciech Skrobiszewski: Jesteśmy tak zakochani, że momentami tracimy kontakt z rzeczywistością.
Anna Ciechowska: Momentami? Powiedziałabym, że tylko momentami mamy z nią kontakt.
Wojciech Skrobiszewski: Kiedy musimy załatwiać jakieś sprawy, jesteśmy zdziwieni, że poza nami jest jeszcze coś na świecie.
– To się nazywa zaczadzenie. Jak długo się znacie?
Anna Ciechowska: Znamy się 18 miesięcy.
Wojciech Skrobiszewski: Nasza Róża urodziła się równiutko 9 miesięcy po naszym spotkaniu.
Anna Ciechowska: Tak jakby wiedziała, że ma się urodzić w tym właśnie dniu.
– Życie układa się w logiczną całość?
Anna Ciechowska: Raczej w magiczną. Byłam pewna, że już nikogo w moim życiu nie będzie. Nawet nie szukałam. Mężczyźni dla mnie nie istnieli. Żyłam dla dzieci.
– Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie?
Wojciech Skrobiszewski: Spotkaliśmy się parę razy wcześniej w Toruniu i zwróciliśmy na siebie uwagę, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać.
Anna Ciechowska: Ale udało się. Wojtek zadał bardzo magiczne pytanie, które okazało się kluczem do wielu drzwi, o których istnieniu wtedy nie wiedzieliśmy. Siedząc na ławce przegadaliśmy całą noc, a tak naprawdę unosiliśmy się w przestrzeni, odkrywając, jak wiele nas łączy. Odpłynęłam. Dopiero gdy wracałam do domu, na chwilę się ocknęłam. Dlaczego komuś, kogo nie znam, powiedziałam to wszystko? Po kilku dniach przyjechałam do Torunia z dzieciakami.
– Jakie było to magiczne pytanie?
Anna Ciechowska: To nasza tajemnica.
– Dlaczego właśnie Ani zadałeś to pytanie?
Wojciech Skrobiszewski: Bo zobaczyłem coś w jej oczach. Od samego początku spadła na nas bliskość, miłość, która dzieje się w każdej minucie i sekundzie. Wiedziałem, że jest moją kobietą.
Anna Ciechowska: Mimo że Wojtek bardzo temu zaprzeczał, zobaczyłam uśmiech i szczęście w jego oczach. Odnalazłam w nich siebie.
– Kiedy poznałaś Wojtka, byłaś w depresji?
Wojciech Skrobiszewski: Była śpiącą królewną.
Anna Ciechowska: I nie zdawałam sobie z tego sprawy, że śpię. Wydawało mi się, że jest dobrze.
– Żyłaś wspomnieniami o Grzegorzu?
Anna Ciechowska: Na pewno. Ale z drugiej strony wiedziałam, że to już rozdział zamknięty, że nie ma powrotu do tego, co było. I godziłam się z tym, nie oczekując od życia niczego. To nie była depresja, tylko takie wyciszenie, jakby rezygnacja.
– Byłaś wdową, miałaś troje dzieci. To zmniejsza szansę kobiety na nowy związek? Mężczyźni boją się cudzych dzieci?
Anna Ciechowska: Nigdy nie myślałam w ten sposób.
Wojciech Skrobiszewski: Ja się nie bałem. Mamy siedmioosobowy samochód, jest nas sześcioro, jeszcze jedna osoba się zmieści.
Anna Ciechowska: Śmiejemy się, że jest miejsce na niańkę.
– Dzieci zaakceptowały Cię od razu?
Wojciech Skrobiszewski: Tak!
Anna Ciechowska: Na pewno tak. Byliśmy zresztą przy dzieciach ostrożni. Nie chcieliśmy gwałtownie zmieniać im całego świata.
Wojciech Skrobiszewski: Same jednak widziały, co się dzieje i zaczęły zadawać nam pytania. Ania nawet była zdziwiona ich otwartym podejściem.
Anna Ciechowska: Zwłaszcza Józi, która w ogóle nie wiedziała, co to znaczy mężczyzna w domu, bo urodziła się po śmierci Grzegorza. Pamiętam, że kiedy pocałowaliśmy się na podwórku, objaśniła koleżankom: „Oni się kochają”. My nie żyjemy obok siebie, tylko cały czas razem, jakbyśmy byli jedną osobą. Dzieciaki to widzą i czują.
– Wszystko robicie razem? Wiecie, co druga osoba myśli w tym momencie?
Anna Ciechowska: Ciągle chodzimy po mieszkaniu za sobą.
Wojciech Skrobiszewski: Czerpiemy z naszej obecności ogromną radość. Kiedy przyjeżdżam, to za każdym razem jest tak, jakbym widział Anię pierwszy raz. Nie mogę być nawet w innym pokoju. Ona gotuje, a ja jestem z nią w kuchni.
Anna Ciechowska:To miłość gotuje.
– Dla ukochanego gotuje się inaczej?
Anna Ciechowska: Nawet dzieci mówią: „Zjemy nareszcie coś dobrego”. Żartuję, oczywiście. Wojtek nie jada mięsa. I mnie już też szynka nie smakuje. To tak, jak w ciąży – organizm odrzuca pewne potrawy. Róża na przykład, będąc jeszcze w brzuchu, zarządziła, że nie będziemy jeść krewetek, chociaż bardzo lubiłam owoce morza. Tak musiało być.
– Szybko zdecydowaliście się na dziecko. W wybuchu pierwszej namiętności?
Anna Ciechowska: To było takie naturalne.
Wojciech Skrobiszewski: Wiedzieliśmy, że to będzie dziewczynka i znaliśmy imię, zanim dowiedzieliśmy się o ciąży.
– Nie byłeś przestraszony, że wszystko dzieje się tak raptownie?
Wojciech Skrobiszewski: Przy Ani nie boję się niczego.
Anna Ciechowska:Trudno jest nam powiedzieć, czy to działo się raptownie. Dla nas czas płynie inaczej, nasz tydzień to kilka lat normalnego czasu. Wielka intensywność emocji.
– Czym się zajmujesz?
Wojciech Skrobiszewski: Działam w branży gastronomicznej, chociaż ostatnio bardziej w branży Annowej.
– Grzegorz jest czasem obecny między Wami?
Anna Ciechowska: Wiadomo, że jest przeszłość, że są dzieci... Ale, jak powiedziałam, zamknęłam tamte drzwi.
Wojciech Skrobiszewski: Budujemy teraz naszą historię. Nową.
– To Twoje pierwsze dziecko?
Wojciech Skrobiszewski: Tak. Ojciec, gdy mu oznajmiłem, że mam czwórkę dzieci, opuścił ręce i powiedział: „No tak, ty jednak jesteś wariatem”.
Anna Ciechowska: Moi rodzice też są szczęśliwi. Cieszą się, że mają jeszcze jedną wnuczkę.
Wojciech Skrobiszewski: Kiedy jesteśmy w Toruniu, mamy trochę spokoju, bo rodzice, kiedy tylko mogą, porywają Różę.
Anna Ciechowska: Zresztą całą gromadę traktują jak własne wnuki.
– We wszystkim się zgadzacie?
Wojciech Skrobiszewski: Czasem się ścieramy.
Anna Ciechowska: To są takie intensywne starcia, które trwają tylko moment.
Wojciech Skrobiszewski: I one są potrzebne, bo dzięki nim za każdym razem idziemy dalej w naszym uczuciu, znowu gdzieś wyżej.
Anna Ciechowska: Bardzo wysoko.
Wojciech Skrobiszewski: Nie było łatwo oduczyć mnie nawyków samotności.
Anna Ciechowska: O to się głównie kłóciliśmy. Żeby być jeszcze bliżej.
Wojciech Skrobiszewski: Miałem swoją przestrzeń, z której Ania wytargała mnie za uszy.
– Nie jesteś zazdrosny o przeszłość Ani?
Wojciech Skrobiszewski: Nie. Jestem o nią normalnie zazdrosny, jak facet o swoją kobietę.
Anna Ciechowska: Nie masz o co. Widzę tylko ciebie.
– Co będzie dalej?
Wojciech Skrobiszewski: Może być tylko wspanialej. Albo znajdą nas gdzieś zamarzniętych, w pidżamach, przytulonych do siebie.
Anna Ciechowska:Taka dwójka wariatów. To już jest szaleństwo. Szkoda, że nie wszyscy potrafią tak się kochać.
Wojciech Skrobiszewski: Idziemy. Zaczynasz filozofować.
– Coś planujecie? Nowy dom? Umeblowanie?
Anna Ciechowska: Na razie meblujemy dom sobą.
Wojciech Skrobiszewski: Kupiliśmy 20 kilogramów gliny.
Anna Ciechowska: I ulepiliśmy psa. Mamy więc swojego psa.
Wojciech Skrobiszewski: Stoi pod krzesłem.
Anna Ciechowska:Dziwnie nam wyszedł. Trochę jak smok.
– Oświadczyłeś się już?
Wojciech Skrobiszewski: Tak, zaręczyliśmy się. Ożenię się z tobą, jak mnie poprosisz.
Anna Ciechowska:Normalnie ludzie najpierw się sobie oświadczają, biorą ślub, mieszkają razem. A u nas to wszystko stało się tak jakby poza czasem.
Wojciech Skrobiszewski:Zamyśliłem się. O czym rozmawiacie?
Anna Ciechowska: A o czym myślałeś?
Wojciech Skrobiszewski: Latałem nad stołem. Już chcę być w domu i całować Anię.
Anna Ciechowska: Też się stęskniłam...
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Krzysztof Opaliński
Makijaż Wilson
Fryzury Łukasz Pycior
Scenografia Magda Araszkiewicz
Produkcja sesji Joanna Guzowska