Reklama

Czym jest snus? Czy snus jest nielegalny? W jakim stopniu jest szkodliwy? Te pytania w ciągu minionego weekendu zdominowały media. Problem w tym, że dyskusja o szwedzkim wynalazku jest bezprzedmiotowa – to nie snus zobaczyliśmy na ekranie w czasie prezydenckiej debaty. Nazewnictwo jest w tym wypadku kluczowe, bo jeden produkt można legalnie kupić na terenie Unii Europejskiej, a drugi jest dopuszczony do obrotu tylko w Szwecji, Norwegii i Szwajcarii. Zacznijmy od podstaw.

Snus a bezytytoniowe saszetki nikotynowe – czym się różnią?

Popularny w Skandynawii (zwłaszcza Szwecji), snus to saszetka zawierająca tytoń, którą umieszcza się pod dziąsłem. Produkt jest legalny w trzech krajach europejskich i kilku państwach innych kontynentów (np. w Chinach czy Argentynie).

Co w takim razie mógł zażywać prezydencki kandydat? Dopuszczone do obrotu na terenie Unii Europejskiej saszetki różnią się od snusu składem, który sugeruje już ich pełna nazwa: beztytoniowe saszetki nikotynowe. Zawierają więc uzależniającą nikotynę, nie zawierają za to tytoniu. Przykładowe nikotynowe produkty dostępne na polskim rynku mogą zawierać pięć głównych składników: wodę, nikotynę, aromaty, substancje słodzące oraz materiały roślinne niezawierające tytoniu. Dawka nikotyny w saszetkach jest kontrolowana i wynosi od 4 do 20 mg.

Sposób użycia obu produktów jest podobny: umieszcza się je przy dziąśle pod górną wargą. Podobne jest też ich przeznaczenie – produkt ma trafić do nałogowców, dorosłych palaczy, którzy z różnych względów nie chcą użyć tradycyjnego papierosa. Motywacją mogą być tu zarówno zakazy palenia (np. podczas długiej podróży), jak i chęć ograniczenia skutków zdrowotnych nałogu przez rezygnację z tytoniu oraz procesu jego spalania, w którym uwalniają się najbardziej szkodliwe substancje smoliste.

Czy beztytoniowe saszetki są legalne w Polsce?

Tak, podobnie jak w całej Unii Europejskiej. Dotąd saszetki nikotynowe nie podlegały w Polsce tak surowym przepisom jak papierosy czy e-papierosy, co oznaczało luki w kontroli sprzedaży. 21 maja Sejm przyjął jednak ustawę, która wreszcie reguluje obrót tych produktów. 417 posłów głosowało m.in. za zakazem sprzedaży nieletnim, zakazem reklamy i promocji, zakazem sprzedaży wysyłkowej, ograniczeniem stężenia do 20 mg nikotyny oraz większym nadzorem nad ich składem.

Ustawa czeka na przegłosowanie w Senacie, które zdaje się tylko formalnością. Takie ograniczenia są konieczne, żeby wykluczyć używanie tego typu produktów wśród nieletnich oraz sprawić, że trafią do odpowiedniego odbiorcy – uzależnionego palacza, który szuka sposobu na ograniczenie ryzyka chorób odtytoniowych.

Po co używa się innych niż papierosy produktów z nikotyną?

Beztytoniowe saszetki nikotynowe zostały dopuszczone do obrotu w UE i w Wielkiej Brytanii ze względu na politykę tzw. harm reduction, czyli redukcji szkód. W dziedzinie zdrowia publicznego taktyka ta ograniczać konsekwencje zdrowotne u uzależnionych dorosłych, prowadząc tym samym do spadku zachorowalności na związane z nałogami choroby oraz do zmniejszenia wydatków publicznych na ich leczenie.

W przypadku nałogu nikotynowego podstawą jest oparta na badaniach naukowych teza, że każdy sposób podania nikotyny jest mniej szkodliwy niż palenie tradycyjnych papierosów, w którym dochodzi do uwalniania ekstremalnie szkodliwych substancji smolistych. Przykładowo, brytyjski odpowiednik NFZ (NHS) traktuje vaping jako jedną z metod, która krótkoterminowo ma ograniczyć zapadalność na nowotwór i inne choroby płuc, a długoterminowo – pomóc w zupełnym odstawieniu używki.

Naukowcy próbują przyporządkować nowe produkty nikotynowe na skali szkodliwości, wskazując w jakim stopniu ograniczają zagrożenie dla zdrowia palących użytkowników. Kompleksowe badania są na razie nieliczne, ale dają obiecujące wyniki. Wspólnym mianownikiem wyników jest przekonanie, że choć alternatywy są szkodliwe dla zdrowia, ich stosowanie jest „preferowane w porównaniu z tradycyjnymi papierosami, ze względu na udowodniony wpływ tych drugich na zwiększenie ryzyka chorób (np. nowotworowych), za które odpowiada wielu produktów ubocznych spalania tytoniu” [„Toxicology Reports”, vol. 13, grudzień 2024, „Beyond smoking: Risk assessment of nicotine in pouches”]. Przede wszystkim zaś – przejście uzależnionych od nikotyny na tzw. produkty bezdymne eliminuje problem biernego palenia.

Należy jednak pamiętać, że szkodliwy jest każdy produkt zawierający nikotynę. Najnowszy raport autorstwa małopolskich lekarzy wskazuje, że saszetki powodują umiarkowane ryzyko chorób układu krwionośnego, niższe niż w przypadku papierosów, nie są jednak wolne od zagrożeń związanych z samym używaniem nikotyny, np. cukrzycą typu 2, zmianami tkanek miękkich w jamie ustnej czy spadku jakości spermy.

Czy saszetki beztytoniowe są mniej szkodliwe niż snus?

Najnowszą gałęzią badań naukowych jest próba oceny ryzyka używania beztytoniowych saszetek nikotynowych, szczególnie w kontekście porównania z innymi alternatywami do palenia, jak i tradycyjnym snusem. Aktualne wyniki wskazują, że w skali szkodliwości są one najbliższe lekom stosowanym w nikotynowej terapii zastępczej (gumy, plastry etc.):

W porównaniu ze snusem, saszetki nikotynowe mają niższe poziomy 10 substancji z listy szkodliwych i potencjalnie szkodliwych oraz niewykrywalne poziomy pozostałych 13. […] Używanie saszetek wydaje się narażać użytkowników na niższe stężenia toksycznych substancji niż szwedzki snus, w przypadku którego już udowodniono redukcję szkód zdrowotnych w porównaniu z paleniem tytoniu – podsumowują autorzy pracy naukowej „Chemical characterization of tobacco-free "modern" oral nicotine pouches and their position on the toxicant and risk continuums”.

Polska badaczka prof. Halinę Car z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku wskazuje również na wolniejsze wchłanianie się nikotyny aplikowanej przydziąsłowo w porównaniu z paleniem, podkreśla jednak, że ważne jest ograniczenie zawartości nikotyny do maksymalnie 20 mg na saszetkę.

Czy dostępność saszetek i innych alternatyw wpływa na zmniejszenie liczby palaczy?

Choć badania naukowe wskazują, że snus jest bardziej szkodliwy dla zdrowia niż beztytoniowe saszetki, skandynawskie instytucje przypisują mu kluczową rolę w rekordowym ograniczeniu odsetka palaczy w społeczeństwie.

Jeszcze 15 lat temu w Szwecji paliło 15 proc. obywateli, czyli o kilka punktów procentowych mniej niż obecnie w Polsce czy innych dużych państwach Unii. Obecnie to tylko 5,6 proc., a wśród osób poniżej 30. r.ż. te różnice są jeszcze bardziej wyraźne: 3 proc. dla Szwecji, 29 proc. dla reszty Unii (dane liczbowe za raportem „The Swedish Experience: The Road Map To a Smoke Free Society”). Co najważniejsze, wskaźnik zgonów na choroby związane z paleniem jest w Szwecji niemal 40 proc. niższy niż średnia unijna.

Przypadek Szwecji dostarcza jedynych długofalowych statystyk (snus został tam wprowadzony już w latach 70.), które pozwalają ocenić wpływ dostępności nikotynowych alternatyw na zdrowie publiczne. Dane z Północy wskazują więc, że o takich nowinkach jak saszetki warto rozmawiać, ale bardziej merytorycznie i bez paniki, którą mogliśmy zaobserwować w ostatnich dniach w naszym kraju.

Niezależnie od medialnej dezinformacji, rodzi się ważne pytanie: czy uzależniający produkt z nikotyną powinien być pokazywany w paśmie telewizyjnym o najwyższej oglądalności? Przecież w myśl procedowanej aktualnie w Senacie ustawy, saszetki dołączyły do grupy produktów objętych zakazem reklamy.

Regulacje tego typu nie obejmują wprawdzie niepromocyjnych przykładów ekspozycji używek, ale dobra praktyka sprawia, że stopniowo znikają z naszych ekranów. Tradycyjne papierosy w fabułach filmów i seriali pokazywane są już tylko jako element historycznego realizmu (np. „Mad Men”) albo wstydliwy nałóg bohaterów żyjących na marginesie społeczeństwa (wątek głodu nikotynowego zagubionej życiowo bohaterki najnowszego hitu Netflixa, „Syren”). Podobnie powinniśmy traktować alternatywne wyroby nikotynowe – zamiast normalizować ich używanie na ekranie, skupmy się na edukacji grona aktywnych palaczy, dla których takie rozwiązanie może stanowić zmianę na lepsze.

Reklama
Reklama
Reklama