Reklama

Pewnie wiele z was pamięta moment zrywania boków ze śmiechu, kiedy to po raz pierwszy wymieniałyście żarówkę lub asystowałyście rodzicom w tym jakże ważnym procederze. Wówczas biegłyście do schowka, piwnicy po cenną, delikatną żarówkę. Musiałyście mieć nie mniej niż 6 lat i umiałyście już czytać. Napis OSRAM iskrzył się wtedy niczym jarzeniówka i jestem pewna, że w każdym polskim domu przynajmniej raz kpiąco zaśmiewano się na widok tych pięciu liter. Dobrze, że nie czterech!

6 typów kobiet, przed którymi na imprezie faceci uciekają w podskokach

Światło to OSRAM - brzmi hasło niemieckiej firmy, która dekadę temu obchodziła 110-lecie. Nazwa została opatentowana w Berlinie, a dyrek­tor gene­ralny posta­no­wił nie robić dla nas wyjątku i tak legen­darny "Osram" zago­ścił w Polsce. Sukcesu sąsiadom pozazdrościły również polskie firmy i postanowiły zarobić na zachodniej inspiracji. Tak powstały: "Sika Poland" (konkurencyjna marka), potem także czeskie Elektroodbyty Praha, w luksusowej perfumerii znajdziemy kosmetyki PUPA (o ironio), a w wielu marketach i sklepach z półek przy kasach puszczają do nas oko "apetyczne" batoniki Duplo. Niepolski rodowód może tłumaczyć fakt, ze założyciele nie rozumieją o co tyle śmiechu. Ale i Polakom nie brak finezji. Oto przykłady.

Nazewnictwo w złym guście

Jak Polska długa i szeroka, tak w niemal każdym województwie możemy napotkać na smaczki regionalne. Delikatesy zoologiczne "Pod psem" czy sklep zoologiczny "Zoofilek" to nic. Źle jest, gdy nazwa odpycha od produktu, jak np. w przypadku masarni "Stolec", której nazwa to nie psikus, a związek z miejscem: mieści się ona w Stolcu/Ząbkowicach Śląskich. Ale to nie tłumaczy pomysłodawcy...

Mylące, dwuznaczne nazwy są często nie tyle śmieszne, jak "Kiełbabistan" czy wspomniany "Stolec", a niezręczne. Przykład zakładu pogrzebowego "Larwa" czy "Game Over" jest raczej kiepskim pomysłem.

Popularna cząstka anal- dodawana w nazwach firm związanych z wszelkiego rodzaju analityką, przynajmniej połowie może kojarzyć się z seksem analnym. Nazwa Analmed dla laboratorium? Zły wybór. Ewidentnie pejoratywne skojarzenia, które budzą Wytwórnia Wyrobów Gastronomicznych "Kupska" czy nieco obraźliwie nazwany bar wege­ta­riań­ski "Glonojad" nie mają szans na rynku. Skończmy na Poligraficznej Spódzielni Inwalidów o krótkiej i przejrzystej nazwie... "Zryw".

Narażeni na śmieszność

Póki nazwa nikogo nie obraża, można mówić o 5% sukcesie. Uff! Restauracja "Willa pod złotym ziemniakiem", firma "Sutex" (ofiara mody na końcówkę -ex) produkująca bieliznę czy prace na wysokościach "Jebudu" (jakby ktoś nie wiedział - synonim bezpieczeństwa jakości...) budzą śmieszność. Stworzenie nazwy "Skór-wiel" wymagało niemałej odwagi, ale przedsiębiorstwo wykazało się refleksem i w porę się opamiętało: dlatego mamy do czynienia teraz ze Skórami Wieluń, a nie z wulgarnym podtekstem. Niektórzy celowo stosują takie manewry. Przykładem jest marka Yeah Bunny - przeczytajcie na głos, usłyszycie.

25% nazw firm z pierw­szej setki naj­więk­szych marek świata, ma poni­żej 4 liter. Śred­nia dłu­gość nazw firm z pierw­szej dzie­siątki wynosi równo 6 liter.

Ułańska fantazja, czyli i śmiesznie, i zabawnie

Na pocieszenie dodamy, że przemierzając ulice można natknąć się na całkiem zabawne i błyskotliwe nazewnictwo. W lekar­skim kli­ma­cie: pod Kra­ko­wem jest "Lekoland", w Bia­łym­stoku działa apteka "Placebo". Wesołe nazwy firm mają też duże sieci. Gra słów to najskuteczniejszy sposób na nieprzeciętną nazwę. Słowotwórcze namingi sugerują błyskotliwość właścicieli i stymulują nasze szare komórki. W Polsce do takich nazw należą Słoń Torbalski, Kuchnia Kurna, Ho No Tu, Valdonas (pizzeria w Gdańsku-Wrzeszczu), 310 (knajpa w Krakowie przy Czystej 10), KupCiuszek, Shop Pracz (sklep z chemią gospodarczą), Łap Ciuch w Zabrzu, Szoł Room w Toruniu czy Ich Stroje (lumpeksy).

Nowa moda w Polsce - moje ulubione

W nazywaniu firm też panują trendy. Star­sze nazwy pow­stawały czę­sto od danych oso­bo­wych założy­cieli czy udzi­ałow­ców. Wystarczy zestawić ze sobą elementy takie jak, -pol, -ex, -ix, -ek z pierwsza sylabą imienia np. Mar-, lub pierwszą nazwiska np. Kow- i gotowe! Jest dziwnie, jest z iksem, trochę obcojęzycznie, mamy to.

Te czasy już minęły. Nowym trendem jest nadawanie nazw "z nadwyżką" znaczenia. Zaczęło się od supermarketów i nazywania ich "galeriami handlowymi". Potem przeniosło się to na salony odnowy i punkty kosmetyczne. I o ile "Aleja piękna", "Atelier urody" jeszcze jest do zniesienia, o tyle "Kuźnia Paznokcia' czy "Poligon Piękna i Urody" brzmią co najmniej idiotycznie. Bardzo modne są teraz słowa o industrialnej proweniencji: manufaktura, fabryka, huta lub brzmiące dostojnie, np. "Ministerstwo Dobrego Mydła". Wszelkie medykalizmy też są wcenie, ale trzeba umiejętnie się nimi posługiwać: zakład szewski o nazwie "Klinika obuwia" to o wiele wdzięczniejsze rozwiązanie, niż "Laboratorium włosów".

Jeśli już wybierzecie się na przejażdżkę szlakiem polskich shame-nazw, to koniecznie wybierzcie się autobusem Versace, zatrzymując się na drożdżówce w pą-check lub na solidnego gyrosa w Kebabistanie. I nie zapomnijcie o pamiątkach np. ze sklepu "Kolczyk & Kolczyk i korale tesz". A wyprawę... nazwijcie jak chcecie.

Felieton na Polki.pl: Męski punkt siedzenia: 5 rzeczy, których twój facet mógłby nauczyć się od geja

Reklama
Reklama
Reklama