Reklama

Wszystko zaczyna się od ugryzienia przez kleszcza zakażonego bakterią borrelia. Takich osobników jest ich 11-17 proc. spośród wszystkich tego typu pajęczaków. To niby nie tak dużo. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że ilość kleszczy każdego roku zwiększa się. Kiedyś można było spotkać je tylko w wilgotnych lasach zwłaszcza mieszanych i liściastych, teraz są wszędzie, również w parkach i na miejskich trawnikach.

Tajemnicze schorzenie

Choroba rozwija się w ciągu 1–3 tygodni od ukąszenia. W około 30 proc. przypadków pojawia się tzw. rumień wędrujący (może być podłużny lub okrągły, z obrzękniętym brzegiem), a także objawy ogólne: bóle głowy, gorączka, bóle mięśniowo-stawowe, kołatanie serca, zaburzenia czucia. Jeśli na tym etapie nie zostaną podane antybiotyki, borelioza przechodzi w fazę rozsianą. W ciągu kilku miesięcy pojawiają się tzw. objawy wtórne. Może to być zapalenie stawów, zaburzenia neurologiczne i kardiologiczne. Po około roku od zakażenia choroba przechodzi w postać przewlekłą. Lista objawów tej fazy jest długa. Pojawia się gorączka, dreszcze, bóle głowy, gardła, stawów, tiki, sztywność stawów, niedowłady.

Jak sobie pomóc?

Wykrycie boreliozy jest trudne przede wszystkim ze względu na niejednoznaczne objawy. Poza tym nie zawsze wystarczy tylko jedno badanie krwi, by ją potwierdzić. Zwykle konieczne są 2-3 testy (m.in. test ELISA, Western Blot), żeby mieć pewność, że to właśnie ta choroba. W leczeniu stosuje się dwie metody. Pierwszą jest procedura według IDSA (Amerykańskie Stowarzyszenie Chorób Zakaźnych), która jest refundowana w Polsce. Polega na podawaniu przez 3-4 tygodnie antybiotyku. Po zakończeniu leczenia uznaje się pacjenta za zdrowego. Procedura ILADS natomiast jest nierefundowana. Stosujący ją lekarze uważają, że boreliozę należy leczyć długo i kilkoma antybiotykami , a czas leczenia ustala się indywidualnie. W Polsce decydują się na nią pacjenci z przewlekłą boreliozą, u których standardowe leczenie nie przyniosło rezultatów.

Reklama
Reklama
Reklama