Żywe trupy
Niby strach przed śmiercią jest dla ludzi zupełnie naturalny. Ale czy na pewno racjonalny? Ostatecznie, jeśli się zastanowić, to umieramy tyle razy w życiu, że ten jeden kolejny właściwie nie powinien być problemem. Gdyby spojrzeć na to z innej strony, to mógłby być nawet najbardziej przyjazny...

Niby strach przed śmiercią jest dla ludzi zupełnie naturalny. Ale czy na pewno racjonalny? Ostatecznie, jeśli się zastanowić, to umieramy tyle razy w życiu, że ten jeden kolejny właściwie nie powinien być problemem. Gdyby spojrzeć na to z innej strony, to mógłby być nawet najbardziej przyjazny...
Umieramy tak często, że chyba już sami nie zdajemy sobie z tego sprawy. Przyzwyczajamy się i patrzymy na kolejne śmierci bez należnego im tragizmu. A przecież za każdym razem umiera jakaś istotna część nas samych. Żegnamy się z nią bezpowrotnie, nic o tym nie wiedząc. Bez pogrzebu. Bez mowy końcowej. Bez łez.

Ja doskonale pamiętam, kiedy po raz pierwszy umarłam. Choć z tamtego czasu mojego życia mam niewiele wspomnień, to jednak jedno popołudnie szczególnie silnie wciąż we mnie tkwi. Miałam pięć lat, a moja rodzina dopiero co przeprowadziła się w nowe miejsce. Wyszłam na dwór, żeby pobawić się z innymi dziećmi i wtedy one zaprowadziły mnie gdzieś pomiędzy stare, śmierdzące garaże, przy których zwykle rezydowali zapijaczeni, przerażający panowie z butelkami w rękach. I tam mnie zostawiły. Nie będę opisywać, jak całą tę sytuację widzi małe, bezbronne i zagubione dziecko pozostawione na nieznanym terenie, bo każdy myślący dorosły potrafi to sobie wyobrazić. Ale to wtedy umarłam po raz pierwszy.
Umarłam ze strachu.
Ale to tylko jednostkowy przypadek. Każdy z nas umierał już co najmniej raz, nawet jeśli o tym nie wiedział. Czasem traktujemy taką śmierć jako życiowy błąd, czasem jako pech, czasem jak jeszcze jeden ciężki dzień. Bo kto nie umierał ze wstydu, z nudów czy z pragnienia? Kto nie umierał nigdy z bólu? Kto nigdy nie umarł ze śmiechu? Widać nawet śmierć może być czasem przyjemna. Co więcej, bardzo często bywa motorem do działania lub wręcz weną. Mickiewicz napisał narodową epopeję, bo umierał z tęsknoty za krajem. Umierając najprzyjemniejszą śmiercią – umierając z miłości – artyści stworzyli setki utworów literackich i muzycznych.
Niektórych śmierci doświadczamy w większości tylko na niby, podczas gdy inni naprawdę umierają. Na przykład z głodu. Z kolei najgorsza śmierć każdego z nas doświadcza tak samo – śmierć z rozpaczy...
Tak oto śmierci są u nas na porządku dziennym. Kiedyś jedna z nich odbierze nam życie całkowicie. Nasze serce przestanie bić, płuca pobierać tlen, a mózg pracować. I co z tego? Może to mało przyjemne, ale przynajmniej w tym jednym przypadku możemy być pewni, że umrze w nas właśnie ciało. W każdym innym nie wiadomo, co stracimy.
A może... w tej chwili ktoś umiera przez nas?
Marta Skrzymowska