Subtelna dywersja
Po raz pierwszy na DVD ukazało się 30 arcydzieł polskiej animacji.

Po raz pierwszy na DVD ukazało się 30 arcydzieł polskiej animacji. "Antologia polskiej animacji" to rzecz absolutnie przełomowa – do tej pory bowiem mogliśmy filmy Jana Lenicy, Daniela Szczechury, Mirosława Kijowicza, Ryszarda Czekały, Piotra Dumały i innych oglądać na przeglądach lub z rzadka późną nocą w telewizji. Wreszcie jednak ujrzały światło dzienne.
Przez lata potoczne wyobrażenia o animacji kształtował landrynkowy Disney, dziś robi to Pixar wykreowanymi w komputerze "Potworami i spółką" czy Dream Works ze "Shrekiem". Zapominamy, że kino animowane może: po pierwsze, być sztuką, a po drugie, sztuką dla dorosłych, że może być fascynującym komentarzem do rzeczywistości, kapitalną anegdotą albo miniesejem filozoficznym. Właśnie jak dokonania naszych mistrzów z lat 50., 60. czy 70. Choć używali najróżniejszych technik, od tak zwanej wycinanki (Jan Lenica, Walerian Borowczyk), przez non camera (rysowanie bezpośrednio na taśmie filmowej, specjalność Juliana Antoniszczaka), po eksperymenty z fotografią (choćby Daniel Szczechura) i techniki kombinowane (Zbigniew Rybczyński), polscy animatorzy wyspecjalizowali się w czymś, co Marcin Giżycki, autor książeczki dołączonej do dwupłytowego wydania DVD, określił jako "subtelną dywersję". Polegała ona oczywiście na używaniu rozlicznych metafor. Język ezopowy stał się specjalnością na przykład Lenicy, który w rewelacyjnym "Labiryncie" (1962) pokazał prawdę o systemie totalitarnym, który czaruje, by później schwytać w pułapkę; Szczechura w świetnym, zjadliwym "Fotelu" (1963) sportretował zaciekłą walkę o władzę, polityczne były również "Klatki" (1966) Kijowicza, które sugerowały, że oprawca sam jest więźniem systemu.
Wywrotowy jest nawet "Dom" (1958) Lenicy i Borowczyka zrobiony w surrealistycznej manierze (peruka pełza po stole i wypija mleko, ulicami spacerują dinozaury itp.), całkowicie sprzecznej z socrealistyczną doktryną.
Kolekcję zamykają już zupełnie inne w stylu filmy Marka Skrobeckiego ("Ichtys", 2005) i Tomka Bagińskiego ("Katedra", 2002). Ten ostatni możecie sobie zresztą porównać z mrocznymi "Schodami" (1968) Stefana Schabenbecka zrobionymi lata wcześniej według podobnego pomysłu. Tyle że tutaj człowieka obezwładniają i pochłaniają gigantyczne schody, a nie tajemnicza katedra. Bo animacja to nie tylko słodkie dobranocki. Czasem to także złe sny.
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
DVD "Antologia polskiej animacji", Polskie Wydawnictwo Audiowizualne 2007 r.

