Reklama

– Jest tak gorąco. Nie spodziewałam się, że w szkockich górach będzie aż tak upalnie – rzekła Alice.
– Tak czasem bywa – odpowiedział Jeremy, doganiając ją.

Reklama

Był ubrany w niebieską bawełnianą koszulę, rozpiętą pod szyją, tak błękitną jak niebo nad nimi. Pachniał świeżością, wodą po goleniu i męskim potem. Ciężki, złoty pasek od zegarka odbijał się na tle świeżej opalenizny. Mocne postanowienie Alice zaczynało się chwiać.
– Co pomyślałaś sobie o drobnym podstępie majora? – kontynuował Jeremy. – To niezupełnie maniery oficera czy dżentelmena, jak zauważyłaby lady Jane.
– Myślę, że to zrozumiałe – powiedziała Alice. – Pokusa, aby skłamać, musiała być bardzo silna. Pomyśl tylko o tym, jak ludzie nawijają o swoich samochodach, koniach czy łodziach. Na pewno kłamstwo leży bardziej w naturze dżentelmena, kiedy chodzi o sport.

Spojrzała na Jeremy’ego z lekką pogardą. Lepsza strona Alice próbowała go przepędzić. Jeremy poczuł, że przestała darzyć go sympatią, i był nieco urażony.
–A ty nie skłamałaś? – zadrwił. – Nasza plotkara zarzuciła ci kłamstwo na temat ryby, którą podobno złowiłaś.

Łzy napłynęły Alice do oczu.
– Myślę, że jesteś ohydny. Jak możesz oskarżać mnie o coś takiego?
– Hej, uspokój się! – Jeremy złapał ją za ramię. – Nie ma powodu, by się tak denerwować.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – powiedziała Alice, ocierając łzy wierzchem dłoni. – Myślę, że to przez tę kobietę, przez lady Jane.

Ona zawsze napomyka o czymś w tak złośliwy sposób.
– Wiesz – powiedział Jeremy, ściskając ciepło dłoń Alice – nie wydaje mi się, byśmy ją jeszcze kiedyś zobaczyli. Myślę, że zrozumiała aluzję i wyjechała. Nikt nie może być aż tak gruboskórny. Na pewno dotarło do niej, że nikt jej tu nie trawi.
Znów uścisnął jej dłoń. Nastrój Alice polepszył się, a jej postanowienie, by zapomnieć o Jeremym, się rozwiało.

Po około mili wspinaczki, Amy Roth jasno i wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie zrobi ani kroku więcej. John w końcu litościwie się zatrzymał.
– Poniżej znajduje się Keeper’s Pool – zawołał. – Bądźcie bardzo cicho.
Gmatwanina leśnego podszycia ustępowała z tej strony sadzawki, gdzie nad wodą wisiał występ skalny z płaskich kamieni. W zbiorniku wrzało i bulgotało niczym w kociołku czarownicy.

Oglądanie Johna zarzucającego wędkę było czystą przyjemnością. Wykonał rzut rolowany w poprzek sadzawki, lekko sadzając muchę na powierzchni wody. Owładnęła nim gorączka wędkarska i niemal zapomniał o swojej grupie. Nagle łosoś wyskoczył wysoko w powietrze z błyskiem srebrnych łusek. Alice z podekscytowania klasnęła w dłonie, a wszyscy zganili ją: – Cicho!

Teraz cała klasa była równie skupiona, jak ich nauczyciel. Podczas gdy John wyławiał rybę, Charlie pośliznął się i prawie wpadł do wody. Heather krzyknęła: – Uwaga! i złapała go za ramię. John odwrócił się, aby sprawdzić, czy chłopak jest bezpieczny, zostawiając żyłkę wędki bezładnie obracającą się w wodzie.

Odwrócił się z powrotem, gdy tylko zobaczył, że Charliemu nic się nie stało. Szarpnął linką, a jego wędka zaczęła się uginać.
– Złapałeś coś – wymamrotał major.
– Sam nie wiem… To chyba kamień – szepnął John.
Chwycił wędkę pod innym kątem i próbował zwinąć żyłkę. Na jej końcu było coś ciężkiego, coś, co szarpało się i obracało.

Serce zaczęło mu walić. Oczywiście, jeśli nie był to kamień, to równie dobrze mogła to być zatopiona gałąź, porwana w kotłujący się wir wody. Wędkarz wycofał się do kamienistej plaży, gdzie stali kursanci. Pod skalną półką woda była cicha i przejrzysta jak oaza spokoju tuż obok kotłującego się nurtu.

Reklama

Ponownie zwinął żyłkę na kołowrotek, czując, że opuszcza go entuzjazm, podczas gdy to, co złapał, wypłynęło ze wzburzonej wody na nieruchomą płyciznę. Kłoda – pomyślał. I wtedy Daphne Gore – ta zwykle chłodna i niedająca wytrącić się z równowagi Daphne – zaczęła krzyczeć i jej ostry, przerażony głos rozdzierał sielski obrazek pięknych lasów, ćwierkających ptaków i wzburzonej wody.

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...