Małżeństwo niedoskonałe - książki o miłości
Cnotę straciłam o piątej rano. Był mglisty ranek, za małym oknem wychodzącym na szary mur przeciwległego domu siąpił drobny deszczyk. Tego dnia miał być pogrzeb mojej babki ze?strony ojca.

Miałam wtedy szesnaście lat, nędzne dzieciństwo za sobą, a w perspektywie ewentualne małżeństwo. Mój przyszły mąż leżał obok mnie, przeżywając swój moralny upadek, który zwykł w potocznej mowie nazywać „depresją” albo „nurzaniem duszy w błocie”.
Musiały go widocznie irytować moje kapiące bez przerwy łzy, bo z niesmakiem odwrócił twarz w stronę okna, a do tego zamknął szczelnie skośne oczy, w których przed rokiem zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wyrzucona z kręgu zainteresowań leżącego obok mężczyzny, czułam wielką samotność, którą starałam się zabić myślami na kilkanaście tematów jednocześnie. Najbardziej niepokoił mnie fakt, że taka atrakcja, jaką jest pogrzeb w rodzinie, odbędzie się bez mego udziału i że pieszczoty są bardziej bolesne niż przyjemne. Nad taką sprawą jak to, czy leżący obok mnie mężczyzna ożeni się ze mną, nie zastanawiałam się w ogóle, uważając to za rzecz przesądzoną. Mgła za oknem przerzedziła się i na tle szyby rysowała się delikatna gałązka młodej wiśni.
„Gdybym pojechała na pogrzeb, mogłabym zobaczyć rodzinę, z którą od czasu mego narzeczeństwa nie utrzymywałam bliższego kontaktu. Mogliby podziwiać obrączkę na moim palcu, a obserwując kapelusz z brązowego aksamitu, mieliby pewność, że zrobiłam karierę...” – rozmyślałam, rozmazując jednocześnie łzy po twarzy. Nie chciały się zatrzymać. Spływały, łaskocząc szyję.
Musiało minąć kilka godzin od krytycznej chwili, gdyż zapukano do drzwi, oznajmiając, że śniadanie na stole.
Busio – tak nazywałam pieszczotliwie mego narzeczonego – ziewnął szeroko, pokazując swe niekompletne uzębienie. Popatrzył na?mnie, jakby mnie pierwszy raz zobaczył, i bez słowa zaczął się ubierać.?
Pokój był malutki, więc cały obrządek odbywał się na moich oczach. Patrzyłam z niesmakiem, jak defilował w obcisłych fioletowych kalesonach przed olbrzymim lustrem ujętym w złocone ramy. Potem długo szczotkował swoje sterczące twarde włosy koloru deserowej czekolady.
Wyskoczyłam z łóżka, chcąc się także ubrać. Miałam na sobie wypłowiałą różową koszulę, którą przerobiła mi matka ze starej markizetowej sukienki. Mężczyzna w trykotowych kalesonach odezwał się do mnie wreszcie, nie odwracając twarzy od lustra, przed którym wyczyniał przeróżne ruchy bokserskie.
– Nie pokazuj mi się nieubrana i bez szminki, bo mogę sobie zbrzydzić ciebie do reszty...
Bez słowa przykucnęłam za wysokim oparciem łóżka i tam powoli zaczęłam wciągać białe barchanowe majtki, z których mocno wyrosłam, i bardzo skromną sukienkę. Nie cierpiałam jej, gdyż zniekształcała figurę. Była z granatowego jedwabiu w białe ciapki, luźna i długa. Dla ukoronowania całości zapinała się na perłowe guziczki, jakich nikt w owym czasie nie nosił. Suknię dostałam od przyszłej świekry. Musiałam więc okazywać wielką radość, chociaż najchętniej wycierałabym nią podłogę.
Wszystkie książki Krystyny Nepomuckiej po raz pierwszy w kolekcji o życiu i miłości - pół żartem, pół serio.
Pierwszy tom, "Małżeństwo niedoskonałe" możecie już dziś kupić w kioskach, kolejnych tomów szukajcie co dwa tygodnie w czwartki lub na stronie hitksiążki.pl

