Reklama

Długie włosy, filigranowa sylwetka, mnóstwo bransoletek z rzemyków na opalonych rękach, Beata Pawlikowska właśnie wróciła z Peru. Trudno ją złapać, bo niemal ciągle jest w podróży. Mocno ściska dłoń na powitanie, szybko skraca dystans, w rozmowie bezpośrednia i dowcipna. Podróżniczka, pisarka, dziennikarka, organizatorka egzotycznych podróży, napisała ponad 40 książek, które sprzedały się w ponad milionie egzemplarzy. Czytelnicy uwielbiają ją, bo w tych bestsellerach nie tylko opisuje swoje podróże, ale dzieli się swoimi doświadczeniami, jak zdrowo i świadomie żyć. Choć znajdziemy tam tysiące fantastycznych rad, ona sama niczego nam nie narzuca, tylko na swoim przykładzie pokazuje, jak szukać drogi do siebie i pokonywać słabości. Jej ostatnia książka „Blondynka nad Gangesem” to opis magicznej i niezwykłej podróży do Indii.

Polki.pl magazyn: Czy wyobraża sobie Pani życie bez podróży?

Beata Pawlikowska: Tak. W życiu nie chodzi przecież o to, żeby być niewolnikiem czegokolwiek - marzenia, planu czy przyzwyczajeń. Wszystko jest możliwe. Wszystko można zmienić. Wszystko można rozpocząć na nowo jeśli się tylko tego naprawdę chce.

Przyznaje Pani, że lubi samotność, także w podróży – ludzie na ogół boją się jej, czy Pani miała w sobie kiedyś taki lęk?

- Chyba nigdy nie bałam się samotności, bo podświadomie czułam, że tylko w samotności można naprawdę poznać i zrozumieć samego siebie, odkryć prawdę o samym sobie i wiedziałam, że to jest najważniejsze. Z chęcią więc zanurzałam się w samotności, nawet jeśli czasami kiedyś to bywało bolesne.

Czy kobiecie trudno podróżować samej, do czego się już Pani przyzwyczaiła, a z czym bywa ciężko?

- Nie wydaje mi się, żeby kobiecie było trudniej. Odwaga, umiejętność uczenia się i świadomego podejmowania decyzji jest niezależna od płci, to jest raczej cecha duszy. Co bywa najtrudniejsze? Trudno jest wtedy, kiedy na przykład leje deszcz, jest bardzo zimno, jesteś głodny, zmęczony, ale musisz iść dalej.

Czy zdarza się, że ma Pani ochotę na podróż w większej grupie?

- Czasem organizuję otwarte wyprawy, na które można się zapisać. Wtedy jadę w grupie osób, których nie znam, ale szybko podczas takiej wyprawy się zaprzyjaźniamy.

Co najbardziej pomaga w momentach stresu, bezradności?

- Dbam o moją wewnętrzną siłę i z niej czerpię. Prowadzę zdrowy tryb życia, zdrowo myślę, zdrowo jem - to właśnie buduje wewnętrzną moc, z której można potem czerpać w sytuacjach krytycznych.

Pierwotnie miała Pani jechać do Bangladeszu, została jednak w Indiach, tak zadecydował los. Wcześniej były niepokojące sny, czy słucha Pani swojej intuicji?

- Sny to coś innego niż intuicja. Sny to pewien sygnał, zaszyfrowana wiadomość, którą czasem niełatwo odczytać. Intuicja to bardzo jasne uczucie, które podpowiada w którą kierować się stronę. Zawsze pytam moją intuicję, co sądzi o danej sprawie.

Czy intuicja nigdy Pani nie zawodzi?

- Chyba nie. Zawsze czułam, co jest dobre, a co złe. Zawsze słyszałam w duszy głos, który podpowiadał mi, co powinnam zrobić i z czasem nauczyłam się mu ufać.

TRASA PODRÓŻY BEATY PAWLIKOWSKIEJ OPISANA W KSIĄŻCE "BLONDYNKA NAD GANGESEM"

W trakcie została zmodyfikowana ze względu na miesięczne oczekiwanie na wizę do Bangladeszu, dlatego autorka zatrzymała się w Indiach, w Kalkucie, aby dotrzeć do Varanassi, do ośrodka medytacji.

Video placeholder

Czy znalazła Pani klucz, żeby zrozumieć Indie – wielu ludzi odwiedzających ten kraj żywi sprzeczne uczucia i impresje: zachwyt, ale i strach, czasem nawet wstręt, jak to wszystko pogodzić?

- Patrzę sercem. Nie muszę rozumieć rozumem. Nie muszę wszystkiego akceptować i umieć wyjaśnić. Indie to jeden z najbardziej fascynujących krajów na świecie. Zanurzam się w nim i pozwalam, żeby mnie prowadził. Nie oceniam tego z mojego europejskiego punktu widzenia, ale raczej staram się nauczyć czegoś nowego od ludzi, których spotykam po drodze.

Co uważa Pani za najcenniejszą rzecz, która zostaje po każdej podróży?

- Najbardziej niezwykłe jest to, co przywożę we własnych myślach. Zawsze odkrywam coś nowego. Wędrowanie po miejscach, które są tak bardzo różne od świata, w których się wychowałam, pozwala spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na wszystko - na życie, na poglądy, na ludzi, na plany. To fantastyczne uczucie.

Video placeholder

Ta perspektywa daje Pani też inne spojrzenie na naszą cywilizację, czy rzeczywiście jest ona tak destrukcyjna i szalona, jak podkreśla Pani w swoich książkach?

- Kłamstwa, którymi codziennie karmi nas na śniadanie, obiad i kolację. Kłamstwo o tym, że jeśli boli cię wątroba, wystarczy wziąć pigułkę i dalej możesz jeść tłuste kotlety i majonezy - podczas gdy prawda jest taka, że jeśli chcesz mieć zdrową wątrobę, to musisz o nią dbać, czyli jeść zdrowo i unikać alkoholu. Reklamy wykorzystują wynajętych aktorów, którzy udają troskliwych lekarzy, babcie i mamy, i poprzez manipulację emocjami namawiają widzów do kupowania czegoś, co wcale nie jest im potrzebne. To śmieszne i straszne zarazem.

Szukamy iluzji, szczęścia na siłę, ale nie chce się nam pracować nad sobą, żeby to szczęście znaleźć? Dużo czasu zajęło Pani dojście do tego punktu?

- Kilkanaście lat, ale dlatego, że szukałam po omacku. Najpierw musiałam na własnej skórze przekonać się, że to, co podsuwa nasza zachodnia cywilizacja dla rozrywki i polepszenia nastroju, to właśnie iluzja, krótka chwila zapomnienia, która niczego nie zmienia na lepsze, a często jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Alkohol, marihuana, pornografia, seks traktowany jako narzędzie do przyjemności - to właśnie sposób, żeby stworzyć pozór bycia kimś, kim się w rzeczywistości nie jest, a kiedy przyzwyczaisz się do takiego stanu, po pewnym czasie tracisz poczucie tożsamości i nie wiesz już kim jesteś ani kim chciałbyś być. Wtedy zaczynasz się miotać jak w potrzasku, czujesz się niewolnikiem, i wtedy zaczynają się depresje, anoreksje, przemoc, agresja i inne patologie.

W książkach mówi Pani otwarcie o problemach, które sama przeżyła, między innymi zaburzenia odżywiania, uzależnieniach, nie wiele osób mówi o tym głośno, skąd taka odwaga?

- Opowiadam o tym dlatego, żeby powiedzieć, jak sobie z tym poradziłam. Chcę pokazać, że znam te choroby z bliska, z własnego doświadczenia, dlatego tak dobrze rozumiem skąd się biorą i jak można sobie z nimi skutecznie poradzić. Chcę pokazać na moim własnym przykładzie jak można wyzdrowieć, odzyskać wiarę w siebie, radość i szczęście.

Czytelnicy traktują Pani książki jako koło ratunkowe…

- Myślę, że pisanie książek jest równie dobrym sposobem jak rozmawianie z przyjacielem. Może nawet lepsze, bo książkę można przeczytać sto razy i za każdym razem znaleźć w niej coś nowego, coś, czego podświadomość nie chciała zobaczyć wcześniej. Słowa zapisane w książce cierpliwie czekają, żeby trafić do osoby, która ich potrzebuje.

Video placeholder

Często powtarza Pani, że przede wszystkim trzeba polubić samego siebie, w jaki sposób najlepiej zaopiekować się sobą?

- Wystarczy dbać o siebie równie serdecznie, jak o innych ludzi. Chodzi tylko o to, żeby być dla siebie dobrym przyjacielem. Dać sobie wsparcie w trudnej chwili, pochwalić się za coś, co pięknie zrobiłam, wybaczyć sobie potknięcie. Kiedy żyjesz w przyjaźni z samym sobą, wszystko staje się łatwe. I moim zdaniem tylko wtedy, kiedy jesteś w stanie kochać samego siebie, będziesz naprawdę umiał kochać też innych.

W najnowszej książce opisuje Pani niemal kryminalną historię kursu medytacji, który wybrała, jednak została tam uwięziona. Jak udało się przetrzymać to przymusowe odosobnienie?

- Najtrudniejsze było znaleźć w moim sercu akceptację dla tego, przeciwko czemu buntowała się część mojej duszy. Człowiek ma odruch, żeby rządzić i żądać, żeby było tak, jak on sobie życzy. Ale przecież życie uczy nas mądrości właśnie w taki sposób, że wrzuca nas w sytuacje, na które w ogóle nie mamy ochoty i wtedy obserwuje nasze myśli i reakcje. I o to właśnie chodzi! Chodzi o to, żeby zobaczyć samego siebie w takiej właśnie niewygodnej, niechcianej sytuacji, zobaczyć swoje własne myśli i emocje, i świadomie zdecydować o tym jak chcę się zachować.

Kiedy znajduje Pani czas na pisanie?

- W czasie podróży robię dużo notatek, na bieżąco zapisuję spostrzeżenia, wnioski, nazwy miejsc albo składniki potraw, ale książki piszę tylko w Polsce, na spokojnie, przy moim biurku.

Jest Pani minimalistką, co wystarcza Pani do życia, a bez czego nie mogłaby się Pani obejść?

- Lubię mieć swój rytm. Działać bez pośpiechu, ze skupieniem i natchnieniem. Lubię proste rzeczy. Spokojnie mogę żyć bez telewizji, makijażu, butów na obcasie, biżuterii, wykwintnych dań. Jestem wdzięczna za to, że mam łóżko, na którym mogę wygodnie spać i pęczek warzyw, z których ugotuję pyszną zupę z kaszą jaglaną.

Od dawna nie pali Pani papierosów, nie pije alkoholu, zdrowo się odżywia, czy od razu zaczęła Pani odczuwać efekty takiego stylu życia?

- Bardzo szybko. Najbardziej niezwykłe było to, że wszystko wtedy zaczęło inaczej działać, tak jakby moje ciało obudziło się z długiego snu. Przebudził się wtedy też mój umysł i moja dusza. Teraz łatwiej mi zrozumieć i zapamiętać wiele rzeczy, łatwiej kojarzę fakty, szybciej się uczę. A jednocześnie więcej czuję, łatwiej rozpoznaję moje emocje i rozumiem co czują inni. To niesamowite. Jest tak, jakbym zaczęła żyć na nowo, w dużo pełniejszy, lepszy, bardziej kompletny sposób. Mam cudowne uczucie, że mój organizm ze mną współpracuje. Przestałam chorować i mam fantastyczne samopoczucie.

Rozmawiała: Monika Głuska-Bagan

Video placeholder
Reklama
Reklama
Reklama