Anna Gavalda "Po prostu razem" - fragment 4 i ostatni
- Proszę wejść, proszę wejść! Ależ pan świetnie wygląda!

- Proszę wejść, proszę wejść! Ależ pan świetnie wygląda!
- Och - zaczerwienił się - to tylko słomkowy kapelusz... Należał do mojego stryjecznego dziadka i pomyślałem, że na piknik...
Camille nie wierzyła własnym oczom. Kapelusz był tylko wisienką na torcie. Pod ręką trzymał laskę ze srebrną gałką. Ubrany był w jasny garnitur z czerwoną muchą. Wręczył jej olbrzymią wiklinową skrzynię.
- To jest pański kosz?
- Tak, ale proszę zaczekać, mam jeszcze coś... Poszedł w głąb korytarza i wrócił z bukietem róż.
- Jakie to miłe...
- Wie pani, to nie są prawdziwe kwiaty...
- Słucham?
- Nie, pochodzą z Urugwaju, wydaje mi się... Wołałbym prawdziwe róże ogrodowe, ale w środku zimy to jest... to jest...
- To jest niemożliwe!
- Otóż to! To jest niemożliwe!
- Proszę, niech pan wejdzie i czuje się jak u siebie.
Był tak wysoki, że musiał od razu usiąść. Próbował znaleźć jakieś grzecznościowe słowa, ale po raz pierwszy problemem było nie jąkanie, tylko zaskoczenie.
- Tu jest... Tu jest...
- Ciasno.
- Nie, tu jest, jak by to powiedzieć... Tu jest przytulnie. Tak, całkowicie przytulnie i... malowniczo, nieprawdaż?
- Rzeczywiście bardzo malowniczo - powtórzyła, śmiejąc się, Camille.
Przez chwilę milczał.
- Naprawdę pani tu mieszka?
- No tak...
- Całkowicie?
- Całkowicie.
- Cały rok?
- Cały rok.
- Mało tu miejsca, prawda?
- Nazywam się Camille Fauque.
- Oczywiście, bardzo mi miło. Philibert Marąuet de La Durbelliere - oznajmił, wstając i uderzając głową w sufit.
- Aż tyle?
- No tak...
- Ma pan przezwisko?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
- Widział pan mój kominek?
- Słucham?
- Tu... Mój kominek...
- Ach, oto i on! Wspaniale... - dodał, siadając i wyciągając nogi w kierunku plastikowych płomieni. - Bardzo dobrze... Można się czuć jak w angielskim domku myśliwskim, nieprawdaż?
Camille była zadowolona. Nie pomyliła się. Może był stuknięty, ale za to niegłupi z niego chłopak...
- Piękny jest, prawda?
- Wspaniały! Dobrze grzeje przynajmniej?
- Bez zarzutu.
- A co z drewnem?
- Och, wie pan, przez tę burzę... Wystarczy dziś się schylić...
- Niestety, aż za dobrze to wiem... Gdyby pani widziała zagajniki moich rodziców... prawdziwa rozpacz... Ale cóż to? To dąb?
- Brawo! Uśmiechnęli się do siebie.
- Kieliszek wina może być?
- Doskonale.
Camille zachwyciła zawartość kosza. Niczego nie brakowało, talerze były porcelanowe, sztućce pozłacane, a kieliszki kryształowe. Znalazły się nawet solniczka, pieprzniczka, dzbanuszek na olej, filiżanki do kawy, do herbaty, haftowane lniane serwetki, salaterka, sosjerka, kompotierka, pojemnik na wykałaczki, cukiernica, sztućce do ryby i dzbanek do gorącej czekolady. Na wszystkim był wygrawerowany rodzinny herb jej gościa.
- Nigdy dotąd nie widziałam niczego równie ładnego...
- Rozumie pani, dlaczego nie mogłem przyjść wczoraj... Gdyby pani wiedziała, ile godzin spędziłem na czyszczeniu i polerowaniu tego wszystkiego...
- Trzeba było mi powiedzieć!
- Gdybym podał pani powód: „Nie dziś wieczorem, bo muszę odświeżyć mój kosz piknikowy”, wzięłaby mnie pani za wariata.
Camille wolała nie komentować.
(...)
- Nie będzie panu przeszkadzać, jak zapalę?
- Proszę... Natomiast ja chętnie wyciągnąłbym nogi. Czuję, że całkowicie zdrętwiały...
- Proszę się położyć na moim łóżku...
- Oczy...wiście, że nie, ja... Nie mógłbym...
Przy najmniejszym wzburzeniu zapominał słów i tracił kontenans.
- Ależ proszę się nie krępować! W sumie to jest kanapołóżko...
- W takim razie...
- Może moglibyśmy sobie mówić na ty, Philibercie? Zbladł.
- Och, nie, ja... Jeśli chodzi o mnie, nie byłbym w stanie, ale pani... Pani...
- Stop! Kończymy temat! Nic nie mówiłam! Nic nie mówiłam! A poza tym uważam, że to zwracanie się per pan i pani jest urocze i...
- Oryginalne?
- Otóż to!
Nie byli gadatliwi. Zapomnieli już, jak to jest jeść z kimś posiłek. Protokół nie został więc do końca dotrzymany i oboje mieli trudności z otrząśnięciem się ze swoich pustelniczych przyzwyczajeń... Lecz że byli ludźmi dobrze wychowanymi, robili wszystko, żeby się odpowiednio zachować. Zagadywali się, pili zdrowie, rozmawiali o dzielnicy. O kasjerkach we Franpriksie - Philibert wolał blondynkę, Camille rudą. O turystach, grze świateł na wieży Eiffla i psich kupach. Wbrew wszelkim oczekiwaniom gość wspaniale potrafił mówić, podtrzymywał nieustannie rozmowę i kierował na tysiące lekkich i przyjemnych tematów. Był pasjonatem historii Francji i zwierzył się, że gros czasu spędza w więzieniach Ludwika IX, antyszambrach Franciszka I, przy stole wieśniaków średniowiecznej Wandei lub w więzieniu Conciergerie razem z Marią Antoniną, kobietą, do której żywił prawdziwe uczucie. Rzucała jakiś temat lub wymieniała epokę, a on opowiadał jej dziesiątki pikantnych szczegółów. Stroje, intrygi dworu, wysokość podatku od soli lub drzewo genealogiczne Kapetyngów.
To było bardzo zabawne.
- Jest pan nauczycielem czy kimś w tym rodzaju?
- Nie, ja... To znaczy ja... Pracuję w muzeum...
- Jest pan konserwatorem zabytków?
- Cóż za wielkie słowo! Nie, raczej zajmuję się handlem...
- Aha... - kiwnęła głową z powagą. - To musi być pasjonujące...
- A pani?
- Och, ja... To mniej interesujące, niestety, pracuję w biurach...
Widząc jej niezadowoloną minę, taktownie nie zagłębiał się w temat. Przez chwilę milczeli. Camille próbowała nie zauważać dziurawych butów Philiberta, a on plam saletry na ścianach. Popijali sobie małymi łyczkami wódkę.
- Sam pan mieszka w Paryżu?
- Tak. W sumie to ze współlokatorem...
- Dobrze się rozumiecie?
Nie odpowiadał, więc zadała jeszcze raz pytanie:
- Nie najlepiej?
- Nie, nie... w porządku! Zresztą i tak się nigdy nie widujemy...
- Ach?
- Powiedzmy, że to nie do końca zamek Anet! - Roześmiała się.
- Pracuje?
- Tylko to robi. Pracuje, śpi, pracuje, śpi. A jak nie pracuje, to sprowadza dziewczyny. To jest dziwna osoba, która potrafi jedynie wysławiać się, szczekając. Z trudem pojmuję, co one w nim widzą. Owszem, mam swoje domysły, ale cóż...
- A co on robi?
- Jest kucharzem.
- Ach? A czy przynajmniej przygotowuje panu jakieś dobre dania?
- Nigdy. Nigdy nie widziałem go w kuchni. Oprócz poranków, gdy psuje mój biedny ekspres do kawy...
- Czy to któryś z pana znajomych?
- Och nie! Znalazłem go z ogłoszenia. Na ladzie w piekarni naprzeciwko domu przylepiona była karteczka: Młody kucharz z Vert Galant szuka pokoju, gdzie mógłby się przespać podczas przerwy obiadowej. Z początku przychodził tylko na kilka godzin dziennie, a teraz, proszę...
- Przeszkadza to panu?
- Skądże! Sam mu to zaproponowałem... Jak pani zobaczy, mieszkanie jest trochę za duże na mnie jednego... A poza tym on wszystko potrafi zrobić. Mnie to jest bardzo na rękę, bo ja nawet nie umiem żarówki zmienić... Wszystko robi sam i w sumie to straszny kutwa... Od kiedy ze mną mieszka, moje rachunki za prąd stopniały jak śnieg na słońcu...
- Majstrował przy liczniku?
- Odnoszę wrażenie, że on majstruje przy wszystkim, czego się dotknie... Nie wiem, jaki z niego kucharz, ale majsterkowicz pierwsza klasa. A ponieważ u mnie wszystko popada w ruinę... Nie... jednak go lubię... Nigdy nie miałem okazji z nim porozmawiać, ale mam wrażenie, że on... No, nie wiem... Czasem mam odczucie, że mieszkam pod tym samym dachem z mutantem...
Pożegnali się uroczyście.
- Następnym razem to pani do mnie przyjdzie...
- Z przyjemnością.
- Niestety, nie mam kominka...
- Och! Nie wszyscy mają szczęście posiadać domek letniskowy w środku Paryża...
- Camille?
- Tak.
- Będzie pani na siebie uważać, dobrze?
- Spróbuję. Ale pan również, Philibercie...
- Ja... J...
- Co?
- Muszę coś wyznać... Tak naprawdę nie pracuję w muzeum, wie pani... Raczej na zewnątrz... No, w kiosku... Ja... Ja sprzedaję kartki pocztowe...
- A ja nie pracuję tak naprawdę w biurze, wie pan... Raczej również na zewnątrz... Sprzątam...
Wymienili fatalistyczne uśmiechy i rozstali się zawstydzeni...
Zawstydzeni, ale ze spokojnym sumieniem.
Rosyjska kolacja okazała się bardzo udana.
To już ostatni fragment powieści Anny Gavaldy „Po prostu razem”, wszystkich, których zaintrygowała ta niezwykle delikatna i urocza opowieść o dziwakach zagubionych w centrum Paryża, zapraszamy do księgarń. Natomiast w przyszłym tygodniu w naszym serwisie ukaże się wywiad z autorką powieści.

