Szanowne panie, dziewczęta, kobiety. Jak zareagowałybyście, gdyby brat waszego mężczyzny czy męża, brat żonaty, prosto z mostu zaproponował wam seks? Na dodatek zrobiłby to, bezceremonialnie pakując swoje ręce pod wasze bluzki? Co zrobiłybyście, gdyby na dodatek ozdobił swoją marną propozycję tekstami w stylu "mężczyzna to musi" czy też jestem biedny bo "kiedy już próbujemy, zawsze płacze dziecko"?
Ta jedna historia, wyrzucenie przyszłego szwagra za drzwi i konflikt pomiędzy braćmi, zaważyła ostatecznie na napiętych już relacjach z teściową. Komu przecież będzie wierzyć zakochana w synku mamusia? Własnemu, nadmiernie miłowanemu synowi, czy też znienawidzonej synowej, która zabrała najmłodszego syna, pokłóciła go ze starszym, a na dodatek ośmiela się mieć własne zdanie?
Rachunek prosty. I historia też, chociaż zgoła inna od tej, która wydarzyła się w rzeczywistości. Oto niecna i wyrachowana synowa postanowiła wedrzeć się w rodzinę i zniweczyć braterską miłość, nota bene przejawianą wcześniej maksymalnie dwa razy do roku. W Boże Narodzenie i w Wielkanoc, a jakże. Teściowa postanowiła zniwelować rachunek emocjonalnych strat, obwiniając niecną kobietę, która już wcześniej podpadła zabierając do siebie jej młodszego synka, wcześniej gotowego biec na każde skinienie mamusi. Tak właśnie narodziła się opowieść, której nie powstydziliby się scenarzyści "Mody na sukces". Opowieść o przybłędzie z niewiadomo skąd, z rodziny gdzie istnieją (o zgrozo) rozwody, która pewnego dnia rozpoczęła oplatać swoim trującym bluszczem szanowaną, wyznającą katolickie wartości familię. To właśnie ona zaczęła z metodyczną dokładnością przyczyniać się do rozpadu więzi, wcześniej przecież wspaniałych i niepowtarzalnych. To też ona uwiodła drugiego synka, niewinnego i wspaniałego, tylko po to aby późniejszymi kłamstwami położyć cień na jego nieskalanym charakterze. No dobrze, być może położył swoje rączki nie tam gdzie trzeba, ale przecież to ona sprowokowała go niestosownym ubiorem i zachowaniem! Mężczyźni to tylko mężczyźni, trzeba liczyć się z konsekwencjami, kiedy zachowuje się tak... tutaj niestety padają słowa, od których aktywuje się antywirus w komputerze.
I jak zawsze cierpią nie ci, którzy zawinili. Nie synowa, zwłaszcza nie ta uległa. Ona machnie w końcu ręką, wyznając zasadę, że jak jej mamusia nie lubi, to trudno. Przestanie jeździć na sztucznie wymuszone "kawki", odmówi udziału w obchodach świątecznych. Z czasem przestanie być na nie zapraszana, a teściowa przestanie się do niej w ogóle odnosić, tak jakby nigdy jej nie było a wnuk kupiony został na Allegro. Nie, w takim wypadku jak zawsze ucierpi syn, ten który ośmielił się związać z kobietą której nie zaakceptowała jego matka, która odmówiła wejścia w rolę tej złej, odpowiedzialnej za całe zło. To on stanie pomiędzy przysłowiowym młotem a kowadłem, między dwoma kobietami, które kocha, które jednak nie przypadły sobie do gustu i nie mogą przebywać w jednym pokoju. To on zmuszony będzie do samotnego odwiedzania mamusi i wysłuchiwania kazań, jak to matka jego dziecka jest przyczyną wszystkiego co złe w rodzinie. To też on przestanie w końcu zapraszać mamusię do swojego domu, nie mogąc znieść komentarzy na temat "jak ta kobieta zaniedbuje swój dom". To też niestety on, na wiadomość, że mamusia potrzebuje jego obecności, westchnie ciężko i zacznie wymyślać powody, żeby tylko się od tej wizyty wymigać.
I wszystko, jak to mężczyzna, schowa głęboko w sobie, w swojej prywatnej jaskini, jedynie od czasu do czasu dając do zrozumienia, że cierpi. Przecież są rodziny, które z powodzeniem godzą relacje teściowa - synowa, będąc w stanie szanować się wzajemnie. Może nie przyjaźnić, ale przynajmniej rozumieć potrzebę autonomii i indywidualności. I nie skakać sobie do gardeł, chociażby ze względu na to, że kochają jednego mężczyznę. Tylko tyle. Czy aż tyle?