'Otóż nigdy w swoim kilkunastoletnim życiu nie piłam kawy. Kiedyś, jako mała dziewczynka chciałam przekonać się, jak smakuje i spróbowałam się napić. Wypiłam jeden łyk i od tamtego czasu wiedziałam, żeby ją omijać szerokim łukiem. Bo po pierwsze - okropnie smakuje, a po drugie - ten zapach pozostawia wiele do życzenia. Później przez wiele lat nie myślałam o tym, że może powinnam pić... Ale przyszedł czas w moim życiu, kiedy poczułam się inna. Wszyscy wokół piją kawę, a ja nie! W telewizji nie ma bloku reklamowego, w którym nie zachwalano by jej wspaniałego aromatu, zapachu. Jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci. Romantyczna muzyka w tle, na kanapie Ona, a On przynosi jej filiżankę tego naparu i patrzy, jak jego ukochana delektuje się jej smakiem. Urocze... Znajomi, coraz częściej zapraszali mnie na kawę. Dlaczego nie na herbatę? Herbata brzmi tak pospolicie. Myślicie, że chłopak, który chce poderwać dziewczynę powie, że zaprasza ją na herbatę? Otóż nie! Współczesny prawdziwy mężczyzna zaproponuje jej cappucino albo małą czarną. Właśnie poniekąd dlatego postanowiłam, że muszę polubić KAWĘ. Przystąpiłam do dzieła. Miałam codziennie zmusić się do wypicia jednej filiżanki. Pierwszy raz był trudny, nawet bardzo. Smak kawy był cierpki, nie mogłam się przekonać do jej smaku. Ale wiedziałam, że muszę dopić do końca. Dla Niego. Jak jego dziewczyna miałaby nie pić kawy? Myślałam o nim popijając napój i nim się spostrzegłam filiżanka była pusta. Drugiego i trzeciego dnia ten sam rytuał. Czwarty dzień mnie zaskoczył. Uzmysłowiłam sobie, że ta kawa nie jest wcale taka zła i mi smakuje.
Od tego czasu nie mogłam sobie wyobrazić, jak mogłam kiedyś bez niej normalnie funkcjonować. Tak mi zasmakowała, że zastąpiłam nią...herbatę. Jedna dziennie? To dla mnie za mało, więc zaczęłam wypijać nawet 5 jednego dnia. Wiem, że to za dużo! Bowiem naukowcy twierdzą, że bezpieczna dzienna dawka nie powinna przekraczać 600 mg (co?!), w przeliczeniu są to 2 szklanki! Ale nie potrafię już bez niej istnieć. Piłam ją tylko tydzień, a już zdążyłam się uzależnić. A dzień dzisiejszy potwierdził tylko moje teorie. Nie piłam od rana ani kropli, bo mi się skończyły saszetki (nie kupuję kawy w dużych opakowaniach, ponieważ nie lubię odmierzać odpowiedniej ilości i dodawać do tego jeszcze cukru i mleka - wolę saszetki 3 w 1- oszczędzam czas), ale postanowiłam, że nie pójdę kupić, zobaczę, jak długo bez niej wytrzymam. Skapitulowałam po kilku godzinach. Ból głowy coraz bardziej się nasilał, wiem, że to przez to, iż nie skosztowałam jej od rana. Musiałam się napić!! Myślałam tylko o tym i ech... poszłam do tego sklepu.
Mimo, że zdaję sobie sprawę z tego, że kofeina nie jest zdrowa: powoduje m.in. wrzody żołądka (mój przyjaciel się ich nabawił! Okropna sprawa a jaki ból! Jejku, może to rzeczywiście przez kawę? W pracy przecież pochłaniał hektolitry kofeiny), nadciśnienie, podrażnia śluzówkę żołądka i powoduje bezsenność (z tym ostatnim się nie zgodzę - bo przecież codziennie rano przed wyjściem z domu do pracy - stawia miliony ludzi na nogi!
Poza wadami posiada również zalety! Nawet kilka! Ha! Nie sądziłam, że hamuje odkładanie się cholesterolu, przyspiesza metabolizm (dlatego jest podstawą najbardziej radykalnej diety na świecie, zwanej kopenhashką, na którą ostatnio chciałam przejść, ale kiedy przeczytałam, że miałabym codziennie jeść befsztyk to odpadłam, bo ja przecież jestem vege!), zmniejsza zachorowalność na nowotwór pęcherza u palaczy (po co ja w takim razie rzuciłam palenie?! Hm? Ach tak, dla mojego Ukochanego - nie będzie się przecież całował z popielniczką!).
Podsumowując: jestem dumna z siebie, że zaliczam się do grona Kawoszy! Wszystko jest dla ludzi. Muszę tylko pamiętać, żeby pić z umiarem i dla mojego zdrowia nie przekraczać 4 filiżanek dziennie... bo nie oszukujmy się, ale nie jestem w stanie bardziej się ograniczyć.'
Kamila