Maciej Przepiera "Epidemia zamkniętych serc" fragment 1.

Gabrysia zakrztusiła się, prychnęła jajecznicą ze szpinakiem. Potem otarła usta i wyszła.
/ 16.03.2006 16:57
 
Gabrysia zakrztusiła się, prychnęła jajecznicą ze szpinakiem. Potem otarła usta i wyszła. To, że został bez pracy, lśniącego passata, najnowszego modelu telefonu komórkowego, notebooka i faksu, spowodowało, że przyszłość ich związku przestała być dla niej czymś realnym.
W pobliskiej szkole podstawowej rozległ się dzwonek obwieszczający koniec trzeciej lekcji. Był słoneczny, ciepły dzień. Po raz pierwszy tego roku dzieci wysypały się z budynku na szkolne boisko. Towarzyszył temu dziki wrzask i harmider. Aleks z wściekłością przyglądał się zgniłozielonym plamom na przed chwilą jeszcze nieskazitelnie białym polo. Nie miał pewności, czy zanieczyszczenia dadzą się usunąć, a wyglądało na to, że w najbliższym czasie nie będzie kupował markowych ciuchów.
– Pieprzyć to – mruknął.
Rozebrał się, rzucając rzeczy na ławę, i poszedł pod prysznic. Długo stał pod strugami gorącej wody, mając nadzieję, że zmyją ponury nastrój. Ponieważ to nie nastąpiło, postanowił się przespać. W nocy nie miał czasu na sen.
Przynajmniej pozostawiła po sobie miłe wspomnienia, pomyślał, kładąc się na łóżku.
Zapadł w niespokojną drzemkę, co chwilę się budząc, by niemal natychmiast ponownie zasypiać. Cóż, gdy powrót do życia nie wywołuje entuzjazmu, sen niewiele może pomóc.
Po kilku godzinach takiej mordęgi musiał się poddać. Leżał nieruchomo na plecach i wpatrując się w sufit, czuł nadchodzącą falę czarnych myśli. Aby jej jakoś zapobiec, zerwał się z posłania i podszedł do barku. Nalał sobie solidną porcję whisky, wypił ją duszkiem. Przełknąwszy alkohol, otrząsnął się z obrzydzeniem, bo w pośpiechu zupełnie zapomniał o lodzie. Za to poprawa samopoczucia nastąpiła niemal natychmiast.
Nie tak miało być. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie swoje urodziny. W zaistniałej sytuacji nie chciało mu się z nikim gadać. Zadzwonił po taksówkę. Postanowił pojechać do Jelitkowa, a stamtąd brzegiem morza dotrzeć do sopockiego mola.

Krótka fala pozostawiała na plaży szeroki pas ubitego piasku. Aleks szedł nim powoli, nie zwracając uwagi na licznych spacerowiczów. Zwykle zabawiał się, zaczepiając wzrokiem atrakcyjne samotne kobiety, ale teraz nie miał na to ochoty. Koncentrował się na jednostajnym szumie fal i schładzającej emocje morskiej bryzie. Chciał osiągnąć jaką taką równowagę, by dokonać bilansu, który, jak przeczuwał, rozniesie tę równowagę w pył.
Jego celem nie było molo, lecz położony niedaleko niego Grand Hotel. To właśnie tam, w nocnym klubie zamierzał poddać swoje życie uczciwej retrospekcji. Wiedział, że na zalanie się wyda fortunę, ale uznał, że to będzie najlepszy prezent urodzinowy, jaki może sobie dać. Bo wydawało mu się, że nic innego nie umożliwi mu wglądu w zgrzytający mechanizm jego ziemskiej egzystencji. A postanowił wreszcie zdiagnozować, kiedy i dlaczego coś zaczęło się w nim psuć.
Usiadł na wysokim stołku w kącie i zamówił pierwszą whisky. Pił bez pośpiechu, metodycznie. Lokal powoli się zapełniał. Późnym wieczorem wkroczyła do niego większa grupa ludzi. Towarzystwo było już nieźle rozbawione, prawdopodobnie po suto zakrapianej kolacji. Ostro pili, tańczyli i byli coraz bardziej hałaśliwi.
On zaś siedział niewzruszenie na swoim miejscu, sącząc drinka za drinkiem. Obserwujący go barman szybko uznał, że ma do czynienia z facetem, który postanowił spokojnie się upić, przeżuwając w coraz bardziej otumanionej głowie posępne myśli. Z doświadczenia wiedział, że tacy klienci są najlepsi. Wlewali w siebie mnóstwo alkoholu, jakby zachodzące w ich umysłach procesy zużywały tyle paliwa, co startująca rakieta. Jednak do samego końca zachowywali przy tym stoicki spokój. A kiedy ten koniec następował, prosili o zamówienie taksówki albo w milczeniu zsuwali się ze stołka i niepewnym krokiem opuszczali lokal. Zawsze zostawiali suty napiwek. Barman uważał, że wymiana jest uczciwa. Niekiedy cierpliwie wysłuchiwał ich historii, innym razem wystarczało, że był tuż obok, od czasu do czasu spoglądając na klienta ze współczuciem. Zresztą nie musiał się do niczego zmuszać, lubił swoją robotę.
Dochodziła północ, gdy w głowie Aleksa pojawił się przyjemny szum. Ostatni kurs do toalety był już nieco rozkołysany, co oznaczało, że jego prywatna impreza zbliża się ku końcowi. Siedział odwrócony plecami do sali, z rzadka tylko zamieniając kilka słów z barmanem. Poza tym był tam zupełnie sam. A w życiu? Też coraz bardziej sam. Tylko dlaczego?
Wydmuchiwał dym, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Płynące leniwie myśli skoncentrowały się na podobnym obrazie. Tak, to musiało stać się tamtego wieczoru. Ile to już lat upłynęło? Chyba osiem. A może dziewięć? To było krótko po tym, jak został przedstawicielem handlowym koncernu farmaceutycznego Cosmic.