Javier Yanes "Władca równin"

Debiutancka powieść Javiera Yanesa opowiada kilkupokoleniową historię hiszpańskiej rodziny Mencia.
/ 01.01.2011 10:03

Debiutancka powieść Javiera Yanesa opowiada kilkupokoleniową historię hiszpańskiej rodziny Mencia. Zawikłane losy swych krewnych relacjonuje czytelnikowi młody dziennikarz Curro Mencia – narrator całej powieści, a zarazem przedstawiciel najmłodszej generacji opisywanego rodu. Punktem zapalnym dalszych wydarzeń jest moment, kiedy Curro dowiaduje się, że rodzinna posiadłość, w której spędził dzieciństwo – Lux Domini – ma być wystawiona na sprzedaż. Postanawia zrobić wszystko, by odzyskać dom, z którym ściśle związane były losy jego przodków.

Curro postanawia zebrać w całość swoje wspomnienia oraz usłyszane w dzieciństwie opowieści od swojej babki, Uke. Chce wydobyć z tego informacje, które pozwoliłyby na odnalezienie dziadka Hamisha, szkockiego podróżnika i poszukiwacza przygód. Przed laty zniknął on w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając bez słowa ukochaną Uke, która właśnie spodziewała się dziecka. Młody dziennikarz opuszcza Madryt i udaje się wraz ze swą przyjaciółką do Paryża, gdzie odnajdują starego przyjaciela Hamisha, ekscentrycznego arystokratę Delsey’a. Jest on bardzo pomocny w rozwiązywaniu rodzinnych tajemnic i poszukiwaniu dziadka. Trop prowadzi ich do Afryki. Curro wraz z Delsey’em udają się w pełną przygód podróż do Kenii.

Tempo powieści rozwija się jednak nieznośnie powoli i zanim poznamy samego Curra, przedrzeć musimy się przez wiele rozdziałów opisujących losy rodziny Mencia. W drugiej części książki akcja rozwija się nieco szybciej. Bohaterowie przenoszą się do Kenii, gdzie przeprowadzają prywatne śledztwo w poszukiwaniu Hamisha. Wprowadzone zostają interesujące nowe postacie: zdziwaczały i podstarzały aktor, sympatyczny kenijski reporter czy piękna prostytutka o gołębim sercu. Ponadto ukazany jest osobliwy klimat afrykańskiej metropolii oraz tamtejsze realia życia codziennego, co według mnie jest dużą atrakcją tej powieści. W tle tych wydarzeń rozwija się dziwaczny romans Curra z przyjaciółką Monicą, która również ma swój wkład w poszukiwaniach.

Książkę zdecydowanie odradzam koneserom wartkiej akcji i lekkiej narracji. Powieść naszpikowana jest ogromną ilością wątków pobocznych, obszernych opisów, które po wyjęciu z tekstu, właściwie nie naruszałyby zbytnio fabuły. Język miejscami zbyt napuszony i stylizowany, miejscami po prostu męczący, jak choćby z powodu próby oddania łamanej hiszpańszczyzny Hamisha. Mimo wątków miłosnych nie nazwałabym tej książki romansem. Jest to powieść raczej przygodowa z pewnymi elementami historycznymi, pisana w nieco staroświeckim, rozwlekłym stylu. Taka proza ma oczywiście swój urok i znajdzie z pewnością wielu miłośników.

Tytułowy „Władca równin” to obraz zakupiony niegdyś przez ojca Uke od swego niedoszłego zięcia, Hamisha. Obraz ten stanowi interesującą klamrę całej powieści. Pojawia się całkiem niewinnie na samym początku historii, by znacznie później zagrać bardzo ważną rolę. Przyczynia się bowiem do uratowania rodzinnej posiadłości i tym samym do szczęśliwego zakończenia powieści.        

Redakcja poleca

REKLAMA