Co dziwne – ubrana była w długą czarną suknię, której jednak najwidoczniej nie było jej zbyt gorąco. Od czerni sukni zdecydowanie odcinała się jej blada, pociągła twarz, z długimi, niemalże białymi włosami. Spod jasnych brwi pobłyskiwały duże, błękitne, przejrzyste i chłodne jak lód oczy.
- Można? - zapytałem, wskazując dłonią miejsce obok niej.
- Proszę – odparła cicho, niemal nie poruszając ustami.
Usiadłem więc, z ulgą wyciągając przed siebie nogi. Odetchnąwszy głęboko otworzyłem notatnik i zacząłem pisać. Po chwili wyczułem bardziej niż zauważyłem, że moja sąsiadka mi się przygląda. Podniosłem głowę i napotkałem lodowobłękitne spojrzenie. Ledwo zaczerwienione, blade usta drgnęły nieznacznie. W uśmiechu?
- Dlaczego tu usiadłeś? - padło pytanie.
- Tylko tutaj było wolne miejsce. A ja chwilowo nie miałem czasu i siły iść dalej szukając innego.
Poza tym wygodnie mi tutaj i towarzystwo całkiem przyjemne.
Jasna brew powędrowała w górę, wyrażając zdziwienie.
- Przyjemne? - powtórzyła.
- Piękna kobieta zawsze stanowi przyjemne towarzystwo.
- Piękna? - kolejne powtórzenie.
- W lustrze się nigdy nie przeglądałaś? - roześmiałem się. - Chyba nie doceniasz własnej urody!
- Cóż – jej twarz ściągnęła się w nieruchomą maskę. - Zapewne widze w nim coś zupełnie innego niż ty. Poza tym i tak nie miewam na to czasu. Zazwyczaj mam wiele pracy.
- To widać – przytaknąłem. - Blada twarz, wychudzone policzki, spracowane dłonie – przeciągnąłem palcami wzdłuż grzbietu jej ręki a ona zauważalnie drgnęła. - I tylko oczy: piękne i pełne życia...
- Pełne życia? - zaśmiała się wreszcie głośniej, choć jej śmiech zdawał się być jakiś taki... zduszony? - Ale dziękuję...
- Dużo pracujesz, prawda?
- Tak – odgarnęła włosy z czoła. - Bardzo dużo. Nawet teraz powinnam pracować, przysiadłam jedynie na chwilę. Lecz tak rzadko mam okazję porozmawiać z kimś swobodnie, że nie mogłam sobie odmówić chwili słabości.
- Dziękuję – wyciągnąłem dłoń, lekko gładząc jej palce. Ponownie silnie drgnęła, lecz ręki nie zabrała. - Czemu jednak chwila słabości? Aż tak ciężką masz pracę?
Westchnęła przeciągle. W pięknych oczach zagościł smutek.
- Bardzo ciężką. I niewdzięczną – przyznała. - Zazwyczaj ludzie na mnie złorzeczą, przeganiają jak tylko mogą, nie chcą wpuścić do domów... a przecież ja tylko wykonuję polecenia.
- Jak większość z nas – wtrąciłem. - A na czym konkretnie polega twoja praca?
- Ja... - zawahała się i mocniej chwyciła moją dłoń. - Dostarczam ludziom wezwania. I dopilnowuję, by posłuchali. Mówią, że robię to nagle, stanowczo, częstokroć drastycznie i brutalnie, bez żadnej litości. Ale to nieprawda. Ja tylko biorę za rękę i nie wolno mi uznawać odmowy.
Tknięty nagłą myślą wycofałem rękę, którą delikatnie gładziła swoimi długimi, smukłymi palcami. Zauważyła to i po raz pierwszy roześmiała się szeroko, szczerze i perliści.
- Głuptas – pochyliła się do przodu. - Nie miałam na myśli ciebie. To ty się tu dosiadłeś, pamiętasz?
Nagle jej twarz stężała. Czoło zmarszczyło się w skupieniu. Westchnęła.
- Muszę iść - szepnęła. - I tak pozwoliłam sobie na zbyt wiele...
Wiedziony nagłym impulsem, otoczyłem ją ramieniem, przyciągnąłem jej twarz do swojej i pocałowałem. Oddała pocałunek, długo, namiętnie, po czym odetchnęła głęboko.
- Zaskakujesz mnie – stwierdziła, poprawiając pospiesznie włosy. - Ale to dobrze...
Zaczęła się podnosić.
- Zaczekaj – zawołałem. - Zobaczymy się jeszcze?
- Na pewno – uśmiechnęła się tajemniczo.
Wyprostowała się, narzuciła na włosy kaptur, który dotąd zwisał na plecach jej sukni. Ocienione oblicze ukazywało teraz jedynie blade usta, podbródek i jaśniejące błękitnym lodem oczy. Odwróciła się i krocząc przed siebie dostojnie, zniknęła w oddali. Ostatnie, co widziałem, to metaliczne odbłyski słońca na jakimś cienkim przedmiocie, który ściskała w lewej dłoni...
Rafał Wieliczko