Przygotowania pięknej Włoszki do tego wydarzenia trwały kilka dni. Uczyła się też ukłonu pod nadzorem członka zespołu królewskiego dworu. Suknia była niezwykle elegancka, kupione przez Carla klejnoty godne okazji. Kiedy nadszedł wyznaczony dzień, makijaż wymagał dużych starań, szczególnie zaś fryzura – bardzo skomplikowana, wzbogacona tupetem, jak to było wówczas w modzie, czyniąca Sofię jeszcze wyższą i majestatyczną. Ostatnim akcentem była diamentowa korona, umieszczona, a raczej umocowana u szczytu fryzury. W ostatniej chwili otoczenie Sofii dowiedziało się z przerażeniem, że koronę w obecności Jej Wysokości Elżbiety Angielskiej mógł nosić tylko ktoś, kto naprawdę był królową.
Sofia opowiadała, że trzeba było wybrać: albo pójść na to prestiżowe, niepowtarzalne wydarzenie w koronie, albo zrezygnować z niego, ponieważ trzeba by było zepsuć misterną fryzurę, a to wymagało zbyt wiele czasu i spowodowałoby niedopuszczalne spóźnienie.
Nazajutrz prasa ukazała się z tytułami zajmującymi całą pierwszą stronę dzienników: wszystkie mówiły o złamanej dworskiej etykiecie i o skandalu dwóch koron. England now has two Queens – Anglia ma teraz dwie Królowe, Elżbietę i Sophię Loren, obwieszczały ironicznie tabloidy.
Maria Scicolone wspomina, że Elżbieta, z klasą godną swojej rangi, nie zirytowała się na widok diamentowej korony i przyjęła ukłon Sofi i z uprzejmym uśmiechem.
Skandal związany ze ślubem zawartym w Meksyku wciąż pozostawał w centrum zainteresowania międzynarodowej prasy. W kierunku Carla Pontiego i Sophii Loren poszybowały strzały mieszczańskich tradycjonalistów i przestało już chodzić tylko o artykuły, plotki czy złośliwe docinki, ale pojawiło się prawdziwe doniesienie o bigamii przeciwko Pontiemu, złożone przez pewną kobietę – Luisę Brambillę, która tłumaczyła swój gest, mówiąc, że poczuła się w obowiązku bronić instytucji małżeństwa, zagrożonej przez negatywny przykład, jaki dawał Włochom producent.
W wyniku tego doniesienia wszczęte zostało postępowanie sądowe.
Bigamia była przestępstwem, uwzględnionym w paragrafie 556 kodeksu karnego, który przewidywał karę więzienia od roku do pięciu lat.
Jeszcze większą przykrość, jeśli to możliwe, sprawił Sofi i list kilku kobiet z Pozzuoli, które potępiały ją moralnie. Właśnie z Pozzuoli, jej rodzinnego miasta, jej najukochańszej ziemi, pochodził głos grupy kobiet, po których spodziewałaby się solidarności w tak trudnej dla niej chwili. Były to kobiety, które być może poznała jako dziewczynka, kobiety, które jak ona cierpiały koszmar wojny, głód i strach przed bombami. Gdzie było – zastanawiała się Sofia – gdzie podziało się ich wsparcie? Gdzie podział się ich duch macierzyński, ich duch braterstwa? Ból wywołany doniesieniem i atakami w najpoczytniejszych włoskich gazetach, jak „Oggi” czy „Gente”, nie złamał Sofii, lecz dał jej siłę do walki i podniesienia głowy, gotowej z tą samą co zawsze energią podjąć rękawicę.
Rok 1953, dwa lata przed nakręceniem Chleb, miłość i..., był rokiem próby dla aktorki Sophii Loren, która spośród bardziej znanych filmów zagrała w Dwóch nocach z Kleopatrą i w ważnej koprodukcji w reżyserii Pietra Francisciego Attyla.
W roli Huna Attyli wystąpił Anthony Quinn, źródło zakulisowej opowieści, która dobrze opisuje, jak to stosunki między bohaterami filmu czasami nie są idylliczne.
W jednej ze scen, w której barbarzyńca Attyla miał uwieść piękną Rzymiankę Honoris, graną przez Sofię, ktoś z produkcji uprzedził Quinna, żeby obchodził się delikatnie z dziewczyną, bo jest ona protegowaną producenta filmu Carla Pontiego. Quinn postanowił nie brać pod uwagę tego zalecenia, które podcinało skrzydła jego sztuce aktorskiej, a wręcz zachmurzył się i powziął zemstę.
Podczas zdjęć do sceny uwodzenia, która odbywała się w trakcie uczty, miał włożyć do ust udziec jagnięcy, rozszarpać go zębami, jak przystało „biczowi bożemu”, a potem pocałować biedną Sofię. Zamiast udawać, z wielkim kawałem udźca w ustach pocałował ją naprawdę.
Sofia pokazała aktorską klasę, nie krzywiąc się ponad to, czego wymagał scenariusz. Później, po jakimś czasie, wyznała, że scena ta była jedną z najbardziej odrażających doświadczeń jej rozpoczynającej się kariery.
Sofia przebywała w Afryce, kręcąc zdjęcia do filmu Legenda zaginionego miasta(...). Męskim bohaterem był wielki John Wayne, reżyserem Henry Hathaway, a ona wcielała się w postać niewolnicy Diny.
Sofia opisuje Wayne’a jako człowieka imponującego, autorytarnego, szorstkiego, ale dobrze wychowanego. Skoncentrowanego na pracy i zakochanego w żonie Pilar. John Wayne nigdy nie nawiązał z włoską artystką przyjaźni, jaka rodzi się często między aktorami na planie, szczególnie kiedy grają w uciążliwych warunkach. A warunki w miasteczku Ghadames naprawdę nie były komfortowe.
Sofia mieszkała w bardzo skromnym motelu i mimo koców i gazowego piecyka, wstawionego przez ekipę jej do pokoju, cierpiała największe w życiu zimno, które wręcz paraliżowało jej kończyny.
Być może z obawy przed lodowatymi przeciągami, ale również dlatego, że przywykła robić tak w każdej części świata, przed położeniem się spać Sofia zamykała szczelnie drzwi i okna. Pewnej nocy, śniąc jakiś straszny koszmar, w którym zdawało się jej, że się dusi, spadła na podłogę i prawie zemdlała. Miała ściśnięte gardło i nie mogła oddychać. W tym zamkniętym pudełku, jakim był jej pokój, Sofia przeżyła śmierć osoby pochowanej żywcem w klaustrofobicznej ciemności, mając straszliwe uczucie, że nie może się poruszyć ani oddychać.
„Umieram otruta” – oto mrożąca krew w żyłach wersja, jaka na moment rozdarła zamroczony umysł aktorki, przy czym nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, żeby wezwać pomoc. Sofia odwołała się do swojej rozpaczliwej woli życia: bardzo powoli przeczołgała się w stronę drzwi, gdy tymczasem płuca paliły ją żywym ogniem. Zajęło jej to całe wieki, a tymczasem koszmar wsysał ją w wir bez ratunku.
Byłam świadoma, że umieram, ale zamiast się poddać, odezwała się we mnie jakaś cudowna siła. Była to jakby nieznana rezerwa energii, wypełniająca z mojej woli na wpół sparaliżowane ciało, które nie reagowało. Milimetr po milimetrze, centymetr po centymetrze, z nieznośną powolnością doczołgałam się do drzwi i jakąś nadludzką siłą zdołałam je otworzyć.
Nieprzytomną Sofię znalazł przechodzący korytarzem Rossano Brazzi i zaczął rozpaczliwie wzywać pomocy. Uratowało ją sztuczne oddychanie metodą usta-usta, dosłownie kilka sekund przed śmiercią. Przyczyną było ulatnianie się gazu z uszkodzonego piecyka, co stwierdził badający aktorkę lekarz, który przepisał jej serię zastrzyków. Przez cały następny tydzień Sofia cierpiała na straszliwe bóle głowy, ale musiała kontynuować zdjęcia...