Odpowiednikiem męskich kalesonów są damskie rajstopy (albo odwrotnie, bo panowie już w średniowieczu biegali w tzw. rajtuzach – film do obejrzenia: „Robin Hood: Faceci w rajtuzach”) lub getry, jednak one w ogóle nie kojarzą się z czymś, co kobietom mogłoby ubliżać pod względem wyglądu – wręcz dodają im dużo uroku: w końcu nastała moda rajstopowa i panie mogą przebierać wśród najróżniejszych wzorów i kolorów tego elementu ubrania, skupiając dzięki temu wzrok mężczyzn (i kobiet) na swoich nogach. A kalesony? Grube, zazwyczaj białe, wyglądające trochę jak dziecięce śpioszki, a nawet jak kobiece rajstopy właśnie, aseksualne... na co tutaj patrzeć i czym się zachwycać, nie wybuchając przy okazji śmiechem?
Dzisiejsze napiętnowanie kalesonów przez – głównie – mężczyzn wydałoby się dziwne naszym dziadkom, którzy zmuszeni byli do wdziewania na nogi flanelowych okryć, uzupełnionych o sznurki w pasie i na kostkach, co trzymało „kalesiaki” w odpowiednim miejscu. Dla amerykańskich kowbojów, którzy w siodle spędzali większość życia i często w ciężkich warunkach pogodowych, kalesony były podstawowym – tuż obok dżinsów – elementem ubrania, pozwalającym przetrwać niskie temperatury podczas pracy wśród prerii. Niezastąpione były także na wojnie, gdy zmarznięci żołnierze musieli godzinami wysiadywać w okopach, czekając na ewentualny atak lub trzymając wartę. Wtedy też złapanych jeńców, gdy już byli rozbrojeni, na znak pogardy zaczęto wypuszczać z aresztów właśnie w kalesonach – może wtedy zaczęła się właśnie kalesonowa nagonka? Na dowód można przytoczyć fakt, że dzisiaj na próżno jest szukać w wojskowych magazynach tego elementu żołnierskiego wyposażenia – dzisiaj bowiem wojsko, odwrotnie niż w czasach Napoleona, który ambitnie próbował ze swoją armią zdobywać mroźną Rosję, wydając rozkazy z naciągniętymi na nogi kalesonami (i właśnie dlatego nazywane też „napoleonkami”), nie walczą tak jak wtedy w lodowatych warunkach, przemierzając tysiące kilometrów na piechotę.
W każdym razie po ponad stu latach kariery zaczęły być wypierane z męskiej świadomości jako część męskiej bielizny niezbędna do ochrony przed zimnem nerek i innych równie ważnych narządów, a na miejscu tego zdrowotnego podejścia pojawiły się wstyd i niesmak. Każdy z mężczyzn pamięta szkolne historie, gdy wystający z nogawki spodni biały, bawełniany materiał powodował salwy śmiechu wśród kolegów i docinki na temat „kalesraków” i „synka mamusi”. Bo to właśnie rodzicielki w trosce o zdrowie swoich synów naciskały, by kalesony zostały włożone przed wyjściem do szkoły bez żadnego sprzeciwu. Zdarzało się więc, że do męskiej toalety, tuż przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, chłopcy szybko wbiegali, by zdjąć kalesony i nie narazić się na pośmiewisko innych uczniów, a tam... już było z dziesięciu chłopców, którzy właśnie ściągali „ineksprymable” spod spodni.
Kalesony to jednak rewelacyjny sposób na ogrzanie w zimie tego, co bez ciepła nie radzi sobie dobrze, mianowicie okolice męskiego ciała od pasa w dół. Świetnie w tej materii sprawdzają się te będące na wyposażeniu każdego, kto lubi chodzić po górach i bez odzieży termoaktywnej nie powinien wyściubiać nosa ze schroniska – takie kalesony są bardzo obcisłe i wykonane ze specjalnego materiału, który chroni przed mrozem i jednocześnie pozwala skórze oddychać. Powoli jednak, przynajmniej w przypadku producentów odzieży, następuje coming out kalesonów z szafy i można się co rusz natknąć na elastyczne, przylegające do ciała (im ciekawiej zbudowanego, tym lepiej), wykonane z dobrej jakości materiału i nie rażące bielą rozciągniętych barchanowych wdzianek, które niektórzy mężczyźni pamiętają z okresu szkolnego.
Kalesony ponadto mogą też ratować życie (tym bardziej zdrowie) w innym wymiarze: Katsuo Katugoru, japoński wynalazca cierpiący na lekką fobię przed utonięciem, skonstruował tzw. kalesony bezpieczeństwa, które w wyniku tsunami lub powodzi w zetknięciu z wodą wypełniają się powietrzem, unoszą ofiarę i pozwalają wydostać się na powierzchnię. Niestety, sam stał się ofiarą własnej przezorności – świeżo wynalezione kalesony nosił na sobie wszędzie, a gdy wsiadł pewnego dnia do metra, mechanizm wypełniający je powietrzem uruchomił się sam, rozerwał materiał i poranił nie tylko Katugoru, ale również innych pasażerów. Wszyscy wskutek urazów trafili do szpitala, w tym genialny wynalazca.
Noszenia kalesonów ponoć nie wstydzi się Jan Rokita, którego żona Nelli radzi wszystkim mężczyznom, by nosili je „tak jak Janek”, Tadeusz Cymański pozował właśnie w nich do sesji zdjęciowej, nawet Christina Aguillera postanowiła podczas swojej imprezy urodzinowej połączyć się w kalesonowym bólu z mężczyznami i sama pojawiła się w białych, bawełnianych „męskich śpioszkach”. Mimo tego, że znani politycy i gwiazdy nie wstydzą się zakładania kalesonów, dając tym samym przykład zdystansowania do negatywnej opinii na ich temat, to jednak wśród zwykłych mężczyzn nadal panuje przekonanie, że w „jegierach” w życiu nie wyjdą na imprezę, a już na pewno nie dadzą sobie zrobić w nich zdjęcia. Ważniejszy jest więc image czy zdrowie? Każdy mężczyzna powinien do tego dojść samemu i lepiej by nie wiązało się to z przeziębionym pęcherzem, który unieruchomi ich w domu i wyjście na zabawę odroczy się w daleką przyszłość.
Magdalena Mania