Polskie gwiazdy wygrywają z tabloidami

Hanna i Tomasz Lisowie są kolejnymi gwiazdami, które w sądzie wygrały z pomówieniami na ich temat, jakie pojawiały się na łamach jednego z tabloidów. Czy to początek ukrócenia bezkarności niektórych tytułów prasowych, lubujących się w szkalowaniu dobrego imienia ludzi show-biznesu?
/ 09.03.2010 07:56
Hanna i Tomasz Lisowie są kolejnymi gwiazdami, które w sądzie wygrały z pomówieniami na ich temat, jakie pojawiały się na łamach jednego z tabloidów. Czy to początek ukrócenia bezkarności niektórych tytułów prasowych, lubujących się w szkalowaniu dobrego imienia ludzi show-biznesu?

Polskie gwiazdy wygrywają z tabloidami
To właśnie pod tą sukienką fotoreporterzy "SE" nie dojrzeli majtek artystki

Pierwsza wojnę polskim tabloidom wypowiedziała Doda – to jej oskarżenie „Super Ekspressu”, który obwieścił na swoich łamach, że piosenkarka pojawiła się na gali Telekamer 2008 bez majtek, których brak zauważył jeden z fotoreporterów uwieczniający nagą pachwinę wyzierającą spod seksownej sukienki artystki. Doda nie była dłużna: natychmiast pozwała pismo do sądu, tłumacząc, że bezkarne szkalowanie ludzi, jakie ma miejsce na stronach tabloidu, powinno zostać raz na zawsze ukrócone, bo jest to zwyczajne okłamywanie fanów piosenkarki, którym wmawia się, że przerobione w Photoshopie zdjęcia są autentyczne. Tabloid z kolei zdecydował się na odbicie piłeczki i zarzucenie Dodzie kłamstwa, ponieważ dziennikarze tytułu byli w posiadaniu autentycznego zdjęcia z gali, na którym piosenkarka miała faktycznie nie mieć widocznej bielizny. Majtkowy skandal zaprowadził obie strony na wokandę: sąd stwierdził w końcu, że Doda włożyła na Telekamery bieliznę, ale kwota, jakiej żądała od gazety jako zadośćuczynienie została zmniejszona z 100 do 25 tysięcy złotych. Tabloid nie dawał jednak za wygraną i także złożył pozew o zniesławienie, jednak dla Dody było najważniejsze orzeczenie sądu, który podkreślił, że artykuł naruszył jej dobre imię i sferę prywatności oraz intymności artystki.

Czy majtki zniknęły po drodze z agencji fotograficznej do redakcji „SE”, czy też na komputerach grafików gazety, czy może właśnie w agencji, dla gwiazd spektakularna wygrana Dody, piosenkarki uchodzącej za postać kontrowersyjną i lubiącą skandalizować, była sygnałem na to, że dziennikarze przestają być bezkarni, a bycie osobą publiczną nikomu, tym bardziej redaktorom brukowców, nie upoważnia nikogo do deptania prywatności sław. Taką prywatność gwiazdy podeptali paparazzi także „SE”, którzy w 2006 roku mieli przystąpić do oblężenia szpitala, w którym leżała rodząca Edyta Górniak, a której tabloid co rusz zarzucał, że pali w ciąży (publikując zdjęcia piosenkarki z papierosem, ale od piersi w górę, czyli nie było wiadomo, czy są to aktualne zdjęcia) i że wyrzuciła ze swojej szpitalnej sali księdza z komunią. Samopoczucie ciężarnej Górniak oraz jej męża Darka Krupy w tym czasie zostało poważnie nadwyrężone i dlatego piosenkarka zdecydowała się wnieść sprawę do sądu, który przyznał jej rację i stwierdził wyraźnie, że życie prywatne i publiczne gwiazd gazety powinny oddzielać i jednocześnie szanować. Jak jednak widać po sprawie Dody wyrok ten nie wpłynął zbytnio na redakcję „SE”.

Polskie gwiazdy wygrywają z tabloidami

Inna ofiarą bulwarówki, ale jakby „na własną prośbę”, stał się Kazimierz Marcinkiewicz, który wszedł z „Super Ekspressem” w układ tzw. materiałów na wyłączność (udzielił wywiadu, w którym mówił otwarcie o swoich prywatnych sprawach, między innymi nowej ukochanej i rozwodzie z żoną, okraszając to na dodatek „sesją ustawkową”), wpadł w pułapkę, w jakiej może utkwić każdy, kto zgodzi się na współpracę z taką gazetą. „SE” jakoby sam wszczął wojnę, coraz bardziej rozpędzając się w swoich dociekaniach na temat rozpalającej świat show-biznesowo-polityczny sprawy romansu byłego premiera z młodziutką pracowniczką angielskiego banku, którą poznał za granicą. Marcinkiewicz, chcąc ugasić tę gorączkę gdybań gazety, zdecydował się na przedstawienie prawdy z pierwszej, a więc własnej ręki i spalił się na tym bardziej, niż mógł myśleć. Mając taki materiał, „SE” zaczął dorabiać do niego kolejne i wydumane przez redaktorów historie, a premier stwierdził, że zostały przekroczone pewne granice – także jego umiejętności przewidywania pewnych spraw: za późno zorientował się, że „z ludźmi bez honoru nie zawiera się umów”. Marcinkiewicz stał się pośmiewiskiem i przestrogą, ale jednocześnie też dał do zrozumienia, że tabloidy potrafią bezkarnie niszczyć ludzi i ich wizerunek poprze kłamstwa i przeinaczenia.

Na dniach Hanna i Tomasz Lisowie wygrali – jako kolejni – sprawę z „Super Ekspressem” związaną z publikacją na łamach gazety nieprawdziwych treści na temat małżeństwa, m.in. o artykuły zatytułowane „Lis jest kiepski w łóżku”, tekst dotyczący dentystycznych problemów dziennikarza (krzywdzące zwroty typu „zajrzeliśmy do paszczy Lisa”) lub o relację reporterów z domniemanego potrącenia samochodem ludzi przez Hannę Lis. Sąd jako zadośćuczynienie wyznaczył zapłacenie przez wydawcę „SE” 250 tysięcy złotych dla małżeństwa oraz zamieszczenie na pierwszej stronie gazety i w jej serwisie internetowym przeprosin, a także wycofania wszystkich zdjęć małżeństwa (szczególnie tych o charakterze prywatnym i wykonanych bez zgody i wiedzy dziennikarzy) z zasobów fotograficznych pisma i zakaz publikacji jakichkolwiek informacji na temat Lisów. Sąd w godzinnym uzasadnieniu wyroku podkreślił, że wolność prasy nie jest absolutna, a choć powodowie są osobami publicznymi, to i tak trzeba uszanować ich prywatność – jak każdego człowieka.

Polskie gwiazdy wygrywają z tabloidami

Jak na razie wygrana Lisów jest najbardziej spektakularnym zwycięstwem, jakie postacie związane z show-biznesem odniosły na drodze sądowej w walce z samowolką tabloidów. Czy będą kolejne sprawy? I czy będą one opłacalne dla powodów? Bo jak na razie kwoty, które muszą płacić bulwarówki jako zadośćuczynienia, są głównym powodem, dla którego gwiazdy niechętnie pojawiają się na wokandzie – nie uderzają dotkliwie w zasoby finansowe wydawców, ciągną się miesiącami, a satysfakcja z wyroku często nie rekompensuje długiego i męczącego procesu, który też nagle jest na świeczniku z racji swojej gwiazdorskiej natury.

Ale czy nie jest to lepsze niż siedzenie z założonymi rękami i zwyczajne „nicnierobienie” w kwestii ratowania własnego, zwykłego ludzkiego honoru?

Fot. MWmedia

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA