"Wyspa Strachu" - We-Dwoje.pl recenzuje

Bardzo przyjemny produkt klasy B, nieźle zrobiony, przyjemnie poprowadzony. Może stanowić idealną rozrywkę na wieczorne kino domowe. Obejrzeć można. Przyjemność nie będzie może z tych największych, ale o rozczarowaniu na pewno mówić nie można. Idealne kino do wypuszczenia prosto na DVD.
/ 01.03.2011 12:37

Bardzo przyjemny produkt klasy B, nieźle zrobiony, przyjemnie poprowadzony. Może stanowić idealną rozrywkę na wieczorne kino domowe. Obejrzeć można. Przyjemność nie będzie może z tych największych, ale o rozczarowaniu na pewno mówić nie można. Idealne kino do wypuszczenia prosto na DVD.

Cliff i Sydney, świeżo upieczeni małżonkowie spędzają swój miesiąc miodowy przedzierając się przez dzikie części hawajskich wysp. Odurzeni swoim szczęściem, nie przejmują się specjalnie tym co dzieje się dookoła nich. Nawet brutalne morderstwo pary nowożeńców nie jest w stanie przekonać ich do zaprzestania swojej wycieczki.

Ta przestaje zresztą być samotna, kiedy spotykają jeszcze jedną parę. Nick i Gina wydają się być idealnymi towarzyszami podróży, a w czwórkę zawsze raźniej, zwłaszcza kiedy za Cliffem i Sydney wydaje się podążać dziwaczna para Kale i Cleo. Co jednak wtedy, jeśli pozory mylą, a oczywiste wcale nie jest takie oczywiste?

David Twothy, autor scenariusza do „Ściganego” czy też do „Pitch Black” wie doskonale jak zrobić porządny, sensowny film sensacyjny. Półtoragodzinny film ani na chwilę nie traci na swojej wartkości, przez większość czasu stawiając pytania, żeby na samym końcu udzielić dość satysfakcjonujących odpowiedzi. Twothy co rusz podsyca naszą niepewność co do prawdziwej tożsamości mordercy, pozostawia przyjemne niedopowiedzenia, daje nam snuć własne domysły. Także aktorzy stają na wysokości zadania. Ozdoba całego filmu Milla Jovovivch jest jak zwykle stosownie urocza i niezła w swojej roli, ale postacią musi jednak ustąpić znacznie bardziej urokliwej Kiele Sanchez. Także panowie staczają ze sobą niezłą filmową bitwę postacie, w końcowym rozrachunku ze wskazaniem na Steva Zahna nad Timothym Olyphantem. To urokliwy pojedynek nieźle napisanych postaci, umiejscowionych w całkiem sensownym thrillerze. Takim z niezłymi, nieprzesadzonymi zdjęciami. Z przyjemną, nieprzeciętną fabułą. Można to z powodzeniem obejrzeć, chociaż raczej nie trzeba żałować, że film nigdy nie trafił do naszych kin. Jako rozrywka domowa sprawdza się doskonale. Jako kinowa mógłby już nie dać rady.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA