Nieważne ile negatywnych recenzji się pojawiło, ilu fanów serialu poczuło się zawiedzionych, moim skromnym zdaniem dziewczyny powróciły w wielkim stylu! A cała sala śmiejących się co chwilę kinomaniaków jest chyba najlepszym dowodem po temu!
W pierwszej części „Seksu w wielkim mieście” dano nam jasno do zrozumienia, że film i serial to dwie różne bajki. Pierwszy z nich jest nierealny i cukierkowy do granic możliwości, drugi obfitujący w zabawne i bezpruderyjne rozmowy o seksie. Podobnie było tym razem. Duch serialu został szczelnie zamknięty w czarodziejskiej lampie i zakopany głęboko pod piaskami marokańskiej pustyni, tak aby nikt nie mógł jej odszukać i go uwolnić. W przeciwieństwie jednak do pierwszej części ekranizacji tego kultowego serialu nie można powiedzieć, że film był nudny. O nie! Poza paroma trochę nużącymi momentami, był napakowany dobrym humorem już od pierwszej sceny, czyli zabawnej retrospekcji Carrie do czasów, gdy po raz pierwszy postawiła stopę na nowojorskiej ziemi.
„Seks w wielkim mieście 2” rozpoczyna się iście bajecznym ślubem Stanforda i Anthony’ego, którego udziela im sama Liza Minnelli! Obfituje w wiele naiwnych sytuacji i jak przystało na hollywoodzką bajkę kończy się happy endem. Dziewczyny jak zawsze są modnie ubrane (nawet do pieczenia babeczek), opływają w luksusach oraz zmagają się z osobistymi problemami. Charlotte przechodzi kryzys, ponieważ nie radzi sobie z wychowaniem dwóch córek. Miranda ma problemy w pracy, bowiem szef nie chce jej słuchać. Wiecznie niezaspokojona seksualnie Samantha walczy z tym co nieuniknione w jej wieku, czyli menopauzą. Jedynie Carrie ma trochę wydumany problem. Bo czy miałybyście za złe swojemu mężowi, że mając do wyboru spędzenie czasu z żoną w zaciszu domowego ogniska, a huczną imprezę, wybiera to pierwsze?
Cudownym zbiegiem okoliczności dziewczyny zostają zaproszone na tydzień do Abu-Zabi, żeby dopełnić konwencję bajki – na koszt przypadkowo poznanego szejka. Tym samym opuszczają zatłoczone ulice Nowego Jorku na rzecz przepięknych, pustynnych krajobrazów stolicy Emiratów Arabskich. Dzięki Patricii Field prezentują całą gamę olśniewających wakacyjnych kreacji, a przez Samanthę i jej niepohamowaną żądzę seksu popadają w nie lada tarapaty. O zgrozo! Grozi im powrót do kraju klasą ekonomiczną!
„Seks w wielkim mieście 2” nie jest arcydziełem i nie pretenduje do miana kina ambitnego. Chodzi w nim przede wszystkim o rozrywkę, a ta dostarczana jest nam od pierwszych minut aż do samego końca. Kwestie Samanthy są genialne (zwłaszcza akcja z kondomami na arabskim targu), widok pijanej Charlotte bezcenny, a scena, w której Miranda gestem ręki nakazuje szefowi zamknięcie się i wysłuchanie jej znakomita! Brakowało jedynie dawnej Carrie. Sarah Jessica Parker nie błyszczała tak jak zwykle, a cały film bez dwóch zdań ukradła jej fenomenalna Kim Cattrall (może dlatego, że przygody Samanthy były najbardziej zgodne z serialowym scenariuszem?).
Tym, co szczególnie przykuło moją uwagę, jest perfekcyjnie dopracowana ścieżka dźwiękowa, zawierająca takie hity jak Empire State Of Mind Alicii Keys, Single Ladies Beyoncé (w brawurowym wykonaniu Lizy Minnelli) oraz wielki przebój Cyndi Lauper sprzed dwudziestu czterech lat True Colors (aż łezka mi się w oku zakręciła, gdy go usłyszałam). Jasne, że przedstawiony świat za bardzo ocieka lukrem, a dziewczyny są zbyt idealne. Jednak za to je kochamy. A skoro ducha serialu zakopano gdzieś głęboko pod piaskami filmowego Abu-Zabi dobrze, że obraz naładowano chociaż dużą dawką pozytywnej energii, że nie zabrakło zabawnych dialogów i cieszącej oko wielkiej mody i że zabrano nas w magiczną podróż w świat bliskowschodniego blichtru!
Fot. Filmweb.pl