Recenzja filmu "Elizabeth: Złoty Wiek"

Recenzja filmu "Elizabeth: Złoty Wiek" fot. UIP
Fasadowa królowa.
/ 25.01.2008 11:00
Recenzja filmu "Elizabeth: Złoty Wiek" fot. UIP
"Złoty wiek?" – chyba jednak miedziany.

Smętna kontynuacja elżbietańskiej serii (ma liczyć trzy filmy), którą dekadę temu rozpoczęła świetna i soczysta "Elizabeth". Druga część to hałaśliwy, barokowy i pusty melodramat. Elżbieta I postarzała się o kilkadziesiąt lat, okrzepła. Rządzi niepodzielnie Anglią, wciąż jednak nie może rozkazywać swojemu sercu, które bije teraz szybciej na widok podróżnika sir Waltera Raleigha. Królowa musi opanować pragnienie miłości, a także atak króla Hiszpanii najeżdżającego jej kraj.

W filmie są więc intrygi knute na dworach, tortury, namiętności, bitwa morska, inspirujące mowy władców, do tego nachalna symbolika, a nawet aluzje do współczesności (hiszpańscy katolicy to islamscy fanatycy). Jednym słowem – widowisko jak się patrzy. Patrzy, lecz nie przeżywa, bo ta piękna fasada przytłacza resztę, w tym postać monarchini. Zresztą jej słowa najtrafniej to ujmują: "Jest szyba między mną a światem". Złota myśl na miarę tego filmu.


"Elizabeth: Złoty wiek", reż. Shekhar Kapur, Francja/Wielka Brytania 2007, UIP, 114’, premiera 11 stycznia 2008 r.

Redakcja poleca

REKLAMA