Trudne, mroczne kino nakręcone na podstawie równie mrocznej i trudnej książki. Sugestywna wizja człowieczeństwa przekona przede wszystkim tych, którzy wiedzą na co idą do kina. Większość może się jednak poczuć lekko zdezorientowana.
„Historia trojga ludzi, którzy spędzili idylliczne dzieciństwo w angielskiej szkole z internatem. Jako młodzi ludzie muszą jednak zmierzyć się z twardą rzeczywistością i mrocznym sekretem z ich wspólnej przeszłości.” Takim właśnie opisem postanowił reklamować film dystrybutor. Ktokolwiek odpowiedzialny jest za ten opis, powinien stanąć twarzą w twarz z tłumem widzów, którzy nie wiedzieli, że idąc do kina, szykują się na smutną, depresyjną wizję świata i adaptację książki Kazuo Ishiguro, słynącego z mrocznych, ciężkich, chociaż docenionych na całym świecie książek. Tak właśnie narodziły się liczne wpisy na forach internetowych, autorstwa wszystkich tych, oczekiwali brytyjskiego dramatu, ewentualnie filmu obyczajowego. I mogli się poczuć negatywnie zaskoczeni, bo na tak mocno depresyjną wizję świata warto jest się jednak przygotować.
Świat Kazuo Ishiguro przeniósł na ekran Mark Romanek, średnio znany amerykański reżyser kilku filmów. Anglia, druga połowa XX wieku. W elitarnej szkole w Hailsham uczą się Kathy, Ruth i Tommy. Wyglądają i zachowują się jak zwyczajne dzieci, jednak cel ich życia został już dawno ustalony. Cała trójka jak i reszta uczniów w szkole to klony ludzi, wyhodowane jedynie po to, aby po osiągnięciu dorosłości służyć jako dawcy organów. Nie mają praw. Nie mają przywilejów. Mają pomagać innym. Lepszym. Ale na pewno lepszym?
„Nie polecam samobójcom” – tak skomentował film jeden z internautów. Trudno jest się z nim nie zgodzić. Ta mroczna wizja świata jest niemalże nadmiernie depresyjna. Wszystko jest szare, ponure. Bohaterowie są pasywni, pogodzeni ze swoim losem. Ten ogromnie sugestywny obraz przytłacza, trzyma swoją wizją i nie odpuszcza jeszcze długo po wyjściu z kina. Może przytłoczyć i przytłacza, głównie za sprawą świetnie skomponowanych zdjęć i niepokojącej muzyki Rachel Portman. Do beznamiętnej wizji dostosowują się aktorzy, wszyscy nieźli, chociaż z wyraźnym prowadzeniem Carey Mulligan. Młodziutka dziewczyna rośnie nam powoli na jedną z największych gwiazd współczesnego kina. Jej Kathy przykuwa uwagę, generuje współczucie, a jednocześnie złość, że nie robi nic aby zmienić swoją egzystencję.
Te sprzeczne emocje towarzyszą przez cały film. Wszystko wydaje się być przesycone depresją, smutkiem, tęsknotą za czymś, co nigdy nie będzie dane. Czuć dreszcze. Ktokolwiek zdecyduje się na wizytę w kinie powinien jednak doczytać, na co idzie. Inaczej może się długo nie otrząsnąć.
Fot. Filmweb