"Lincz"

"Lincz" fot. M.Makowski/Kino Świat
Najbardziej poruszający polski film od czasu "Długu". Zainspirowany głośnymi wydarzeniami we Włodowie thriller o zbrodni, która wstrząsnęła polskimi mediami i wymiarem sprawiedliwości.
/ 13.05.2011 14:40
"Lincz" fot. M.Makowski/Kino Świat
„Lincz", porównywany przez krytykę z „Długiem” i „Domem złym", uhonorowany został Grand Prix Festiwalu „Młodzi i Film” w Koszalinie oraz nagrodą dla Leszka Lichoty za najlepszy debiut w głównej roli męskiej.

Zainspirowany głośnymi wydarzeniami we Włodowie thriller o zbrodni, która wstrząsnęła polskimi mediami i wymiarem sprawiedliwości. W niewielkiej mazurskiej miejscowości dochodzi do krwawego morderstwa, którego sprawcą może być niemal każdy z okolicznych mieszkańców. Okazuje się, że ofiara - 60-letni recydywista - od lat okrutnie znęcała się nad sąsiadami. Rozpoczyna się śledztwo, w którym na jaw wyjdą skrzętnie ukrywane tajemnice miejscowych.

Recenzje:
“Kino, jakiego w Polsce brakuje - drapieżne, gęste od emocji.”
Dariusz Kuźma, Stopklatka

"Lincz to najmocniejszy i najbardziej poruszający polski film jaki widziałem w ostatnich latach. Idźcie do kina i pomyślicie, jak wy zachowalibyście się w podobnej sytuacji, bo taka historia może przytrafić się każdemu z was."
Sławomir Sikora, pierwowzór jednego z bohaterów filmu "Dług"


Fakty
Dnia 1 lipca 2005 roku we Włodowie, wiosce leżącej około 35 km od Olsztyna, znaleziono ciało Józefa C., lat 60, z oznakami ciężkiego pobicia. Józef C., który spędził 34 lata w zakładach karnych, terroryzował mieszkańców okolicznych wsi, grożąc pobiciem i szantażując starsze kobiety. Został pobity przez pięciu mężczyzn po sprowokowanym przez siebie zajściu w jednym z gospodarstw. Wieczorem policja znalazła go martwego w pobliskim zagajniku. Po dwóch dniach śledztwa aresztowano pięciu mężczyzn - braci Tomasza, Mirosława i Krzysztofa W., Rafała W., Stanisława M. oraz Wiesława K.
Braciom W. prokurator postawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i zażądał wyroku 10 lat więzienia, Rafał W. został oskarżony o pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia (wyrok do 1 roku więzienia), zaś na Stanisławie M. i Wiesławie K. ciążyło oskarżenie o zbezczeszczenie zwłok i żądanie wyroku 6 miesięcy więzienia. Po interwencji ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobro, w dniu 7 listopada 2005 roku oskarżeni zostali zwolnieni z aresztu.
23 października 2007 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał braci W. na karę 2 lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na trzy lata, Rafał W. został skazany na rok więzienia z zawieszeniem na trzy lata, zaś Stanisław M. i Wiesław K. na sześć miesięcy z zawieszeniem na trzy lata. Prokurator zaskarżył wyrok, niezgadzając się z klasyfikacją czynu i wysokością kary.
27 marca 2008 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchylił wyrok I instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia, dostrzegając błędy w ustaleniach faktów, m.in. miejsca znalezienia zwłok i stanu zmarłego po pobiciu przez braci.
15 stycznia 2009 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie po ponownym procesie wydał następujące wyroki: bracia Krzysztof, Mirosław i Tomasz W., otrzymali kary 4 lat pozbawienia wolności za zabójstwo (przy zastosowaniu nadzwyczajnego złagodzenia kary); Rafał W. został skazany na rok więzienia z warunkowym zawieszeniem za udział w pobiciu; Stanisław M. i Wiesław K. otrzymali po 6 miesięcy pozbawienia wolności
z zawieszeniem za zbezczeszczenie zwłok.
19 czerwca 2009 roku Sąd Apelacyjny utrzymał ten wyrok.
18 grudnia 2009 roku prezydent Lech Kaczyński podpisał akt łaski wobec braci W. skazanych za zabójstwo, ustanawiając dla każdego 10-letni okres próby.
1 września 2010 Sąd Najwyższy oddalił kasacje obrońców skazanych, którzy wnosili
o przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania przez sąd I instancji.

17 marca 2006 roku Sąd Rejonowy w Olsztynie uznał dwóch policjantów z Dobrego Miasta winnymi niedopełniania obowiązków służbowych. Jeden z nich nie przyjął zgłoszenia o przestępstwie składanego przez Tomasza W., ranionego nożem przez Józefa C. Drugi nie wysłał patrolu policji do Włodowa, mimo telefonicznego zgłoszenia
o niebezpiecznym zachowaniu recydywisty. Pierwszy został skazany na rok, drugi na 10 miesięcy więzienia z zawieszeniem na 3 lata. Obaj zostali usunięci ze służby.

W filmie występują:
Adam Grad - LESZEK LICHOTA
Renata Grad, jego żona - AGNIESZKA PODSIADLIK
Zaranek - WIESŁAW KOMASA
Marcin Grad - MACIEJ MIKOŁAJCZAK
Dariusz Grad - ŁUKASZ SIMLAT
Jagoda Słota - IZABELA KUNA
Policjant Jurecki - ZBIGNIEW STRYJ
Prokurator - KRZYSZTOF FRANIECZEK
Mecenas Łubieńska - TAMARA ARCIUCH
Charewicz, ojciec Renaty - IRENEUSZ KOZIOŁ
Charewiczowa, matka Renaty - MAGDALENA KUTA
Dochodzeniowy - JACEK PLUTA

Przeczytaj wywiad z reżyserem filmu "Lincz" Krzysztofem Łukaszewiczem


"Lincz", Scenariusz i reżyseria - Krzysztof Łukaszewicz, Produkcja: Polska 2010, Czas trwania: 81 minut, Dystrybucja: Kino Świat, Premiera: 13 maja 2011
WYWIAD Z KRZYSZTOFEM ŁUKASZEWICZEM, REŻYSEREM

- Lincz we Włodowie to jedna z tych głośnych spraw, na których temat każdy ma swoje zdanie, choć mało kto wnika, co było jej przyczyną. Pański film przypomina głośny „Dług” Krzysztofa Krauzego – w obu chodzi o konsekwencje przekroczenia granic obrony koniecznej.


- Jeżeli „Dług” był  inspiracją, to przede wszystkim w sposobie budowania bohatera negatywnego, jakim jest Zaranek w wykonaniu Wiesława Komasy. Widząc Andrzeja Chyrę jako Gerarda, który domaga się spłaty fikcyjnego długu, widzowi dość łatwo przychodziło identyfikować się przeciw niemu. To są te skrajne emocje, które, wywołane w widzu sprawiają, że film się zapamiętuje. Tu ciekawostka - podczas pokazu na festiwalu w Kijowie, podczas sceny linczowania Zaranka, widzowie ukraińscy bili brawo.

- Oba filmy, „Lincz” i „Dług”, mówią o słabości państwa, które nie potrafi zapewnić obywatelowi właściwej ochrony. Wydaje mi się jednak, że Krzysztof Krauze dążył na nakreślenia metafory, pan natomiast dąży do dokumentalnego wręcz zapisu rzeczywistości.

- Na pewno ważne było wierne odtworzenie okoliczności, poprzedzających lincz we Włodowie, po to aby potraktować temat w sposób uczciwy. Dlatego rozmawiałem z uczestnikami zdarzeń, a także wertowałem akta sprawy. Punktem wyjścia była rekonstrukcja zdarzeń, ale w trakcie pisania scenariusza dostrzegłem inne kluczowe okoliczności. Lincz we Włodowie obnaża bowiem wstydliwe zjawisko, charakterystyczne nie tylko dla naszego społeczeństwa. Chodzi o sytuację, kiedy człowiek ze wsi zwraca się do nas, ludzi z miasta, z prośbą o pomoc. Niby jesteśmy gotowi go wysłuchać, ale nie mamy do tego dość cierpliwości, drażni nas jego ubiór, zapach, czasem odór alkoholu. Do tego ludzie ze wsi wydają się nam niedouczeni, niedzisiejsi, nieobyci.
I szybko się od nich uwalniamy, otwierając okno, by po nich, w przenośni „wywietrzyć”.
W tym grzechu zaniechania mieszkańców miast wobec wsi widzę przyzwolenie na zachodzące tam patologie. Ludzie ze wsi nie chcą zgłosić na policji czy w opiece społecznej, że sąsiad molestuje swoje dziecko, bo boją się, że nikt im nie uwierzy.
A barierę komunikacyjną pogłębia dodatkowo respekt do urzędu, instytucji państwowej – dla wsi to środowisko znacznie bardziej obce niż dla ludzi z miasta.
I to zjawisko, ukazane w „Linczu” wypada uznać za nadrzędne. Kiedy poszkodowany
w bójce mężczyzna zgłasza się na policję, zamiast go wysłuchać, dyżurny każe mu wypełnić plik papierów, kiedy bohaterka zgłasza się do lekarza z prośbą o obdukcję, ten zbywa ją, bo czuje od niej alkohol. Nie zakłada, że napiła się, aby odreagować stres po napadzie recydywisty. O tym opowiada „Lincz”.

- Lincz we Włodowie i jego konsekwencje był swego czasu gorącym tematem medialnym, dziś jednak trudno znaleźć materiał, który uporządkowałby wszystkie aspekty tej sprawy. Dopiero pański film uzmysławia grozę tamtej sytuacji.


- Dzięki kreacji Wiesława Komasy udało się nam spersonifikować zło.

- To autentycznie wybitna kreacja.

- Już w trakcie pisania scenariusza zakładałem, że to właśnie on zagra Zaranka. Szczęśliwie nie odmówił, ale i tak przygotowanie roli zabrało nam sporo czasu. To taka postać, której odtworzenie wymaga odcięcia się niemal od wszystkiego, co tkwi głęboko w aktorze jako człowieku. Sam Komasa miał zresztą obawy, czy potrafi wydobyć
z siebie te pokłady bestialstwa „na zimno”. Dlatego tak ważne było dla niego wsparcie ze strony partnerów, zwłaszcza pani Mirosławy Maludzińskiej, która zagrała jedną z jego ofiar. Ta scena wymagała dużej precyzji, budowy, spojrzenie po spojrzeniu, gest po geście…

- Cały zespół aktorski zasługuje na wyrazy uznania...


- Najtrudniejsze było idealne odtworzenie bohaterów, należących do świata wsi. Aktorzy zazwyczaj mieszkają w wielkich miastach i najczęściej grywają w serialach bohaterów
z wielkich miast. Trzeba było ich szczególnie przygotować do zmiany emploi.
Chodziło o to, by zaczęli mówić nie do końca czystą polszczyzną, łamiąc intonację i szyk zdania, by w ten sposób zbliżyli się do postaci żywcem wyjętych z prowincji. Zastanawialiśmy się z Wiesławem Komasą, wykładowcą sztuki aktorskiej, co zrobić, żeby to wszystko zabrzmiało bardziej po „wiejsku”. Próbowaliśmy przez chwilę nawet gwary, ale to wypadało sztucznie. Aktor zaczął więc łamać akcent, szyk zdań, dołożył do głosu nieco chrypliwości i w końcu osiągnęliśmy pożądany efekt. Okazało się, że aby uzyskać wiarygodność, trzeba było sięgnąć po kilka technik raczej „antyaktorskich” niż scenicznych - nie recytować, ale mówić pod nosem, ustawiać się trochę bokiem, trochę tyłem, nie wprost, patrzeć w bok, unikać spojrzeń. A do wymowy i specyficznego akcentowania dochodził jeszcze sposób poruszania, co najbardziej widać w nerwowym, nieregularnym chodzie Izy Kuny, która genialnie łamała dialogi i tak już napisane jako „złamane”, z przestawnym szykiem, arytmią interpunkcji…

- „Lincz” jest poruszającą historią, naznaczoną specyfiką miejsca.


- Zależało mi, by nadać tej historii walor uniwersalny. Wiemy, jak wygląda polska wieś, zdecydowaliśmy się na zdjęcia na autentycznej mazurskiej wsi, we wnętrzach naturalnych, włożyliśmy wiele wysiłku, by usunąć ze świadomości aktorów wielkomiejskie nawyki.
Najważniejsze jednak, że ta historia mogła się wydarzyć praktycznie wszędzie. Bo cywilizacyjne zacofanie wsi to nie tylko polska specyfika. Dopóki prowincja będzie cywilizacyjnie odstawać od miasta, zostanie pozostawiona sama sobie z tymi patologiami. Do tego dochodzi kwestia braku edukacji, barier komunikacyjnych, nie tylko w sensie rzeczowym, ale też psychologicznym. Warto spojrzeć na prowincję z tego punktu widzenia. Ludzie ze wsi, pozostawieni sami sobie, będą podejmować zupełnie inne decyzje niż ludzie z miasta, bo ich postrzeganie rzeczywistości jest bardziej ambiwalentne. Nie ma miejsca na relatywizm, dobro jest dobrem, zło złem. I te decyzje, podejmowane  w sytuacjach skrajnych mają często drastyczny wymiar. Niepojęty dla ludzi z wielkich miast.
W podsumowaniu - „Lincz” traktuje o grzechu zaniechania. Zaniechania cywilizacyjnego obowiązku dbania miasta o wieś, co sprowadza się do faktycznego pozostawienia tej wsi samej sobie i przyzwolenia na patologie, jakie rodzą się na prowincji.

Redakcja poleca

REKLAMA