"Inwazja: Bitwa o Los Angeles" - We-Dwoje.pl recenzuje

Cudowne katastroficzne kino, przeznaczone wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku. Przewidywalny scenariusz i – jak to w takich filmach bywa – doskonałe efekty specjalne zadowolą każdego, któremu najazdy kosmitów na biedną Amerykę są bliskie kinowemu sercu. Reszta może nie znieść cukierkowego amerykańskiego patosu i przewidywalnego do bólu scenariusza.
/ 28.03.2011 07:00

Cudowne katastroficzne kino, przeznaczone wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku. Przewidywalny scenariusz i – jak to w takich filmach bywa – doskonałe efekty specjalne zadowolą każdego, któremu najazdy kosmitów na biedną Amerykę są bliskie kinowemu sercu. Reszta może nie znieść cukierkowego amerykańskiego patosu i przewidywalnego do bólu scenariusza.

Ach, co by było na tym świecie, gdyby nie odważne oddziały Marines! Odważni, świetnie wyszkoleni mężczyźni, gotowi bronić własnym ciałem, nie tylko własnego kraju ale i całego świata! To Marines już nie raz uratowali nas przed filmowymi katastrofami, wydobywali z powodzi, wykopywali z ruin po trzęsieniach ziemi. Rozwiązywali zbrojne konflikty, samodzielnie pokonywali całe armie. Czym więc są dla nich jacyś tam kosmici? Nawet ci znacznie bardziej zaawansowani technologicznie, trzy razy więksi i znacznie bardziej zdeterminowani? Kiedy nad Ziemię przylatują nieznane obiekty latające, świat nie daje rady zmasowanej inwazji kosmitów. Kolejne kraje padają pod siłą nieznanej technologii. Zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych nie jest wyjątkiem. San Diego, San Francisco – kolejne miasta zostają zniszczone. Kiedy rozpoczyna się inwazja Los Angeles, wydaje się że i ono podzieli los poprzedników. Do ewakuacji cywili zostaje wysłany kilkunastoosobowy oddział Marines, który wydaje się być tak samo przerażony siłą wroga. Na szczęście tylko początkowo, bo już chwilę później, dzielni żołnierze mężnie walczą o wydobycie z terenu wroga cywili. Każdy się liczy. Nie zapomną też o odpowiedzialności za kraj, znacznie ważniejszej od ich własnego przetrwania.

Ten ociekający amerykańskim patosem film wyreżyserował Jonathan Liebesman, mało znany reżyser, odpowiedzialny między innymi za krwawą jatkę „Teksańska masakra piłą mechaniczną: Początek”. Tamten film był znośny wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku i to samo trzeba powiedzieć o „Inwazji”, która zadowoli wyłącznie tych, którzy kochają historie o atakujących nas kosmitach i bohaterskiej Ameryce, której nic nie pokona. Takie filmy to z góry przewidywalna opowieść, stworzona przede wszystkim po to, aby dać okazję do popisania się najnowszymi nowinkami technicznymi i doskonale dopracowanymi efektami specjalnymi. I te, przyznać trzeba, są bez zarzutu. Jako widzowie jesteśmy w nieustannym ruchu, a to co ma wybuchnąć, wybucha odpowiednio spektakularnie i widowiskowo. Wybuchy i strzelaniny to co najmniej 90 procent filmu, wszystko musi być więc na najwyższym poziomie. I jest na pewno, chociaż nieszczęsna ruchoma kamera dodaje poczucia chaosu. We wszechobecnych wybuchach, ucieczkach i zbrojnej obronie, czasami trudno jest rozróżnić kolejnych - ubranych dokładnie tak samo, wyposażonych w wojskowe akcesoria bohaterów. Odtwarzający ich aktorzy nie mają zbyt trudnego zadania – muszą przede wszystkim wyglądać na zmęczonych i ogromnie zmartwionych przyszłością swojego ukochanego kraju. Nie ma tutaj mowy o dramatycznych minach, a jeżeli jakaś jest – wszystko jest zamaskowane wszechobecnym brudem i kurzem. Mam silne podejrzenia, że Aaron Eckhart przyjął rolę sierżanta Nantz’a wyłącznie po to, aby udowodnić całemu światu, że oprócz zdolności do zagrania wszystkiego na świecie, umie też zagrać amerykańskiego macho i uwiarygodnić oblane amerykańskim patosem dialogi. Na Eckharta zawsze przyjemnie się patrzy i bez wątpienia uprzyjemnia on cały ten amerykański cukierkowy patos, górnolotne zwroty i amerykańskie bohaterstwo filmowe. Żaden z tych elementów nie będzie przeszkadzał tym, którzy po prostu lubią kino katastroficzne i którym nie przeszkadzają kolejne rasy kosmitów nawiedzających Amerykę. Tacy zniosą wszystko i jeszcze będą mieli z tego przyjemność. Z tego filmu tak samo. Jest przyjemnie. Ale cioci czy mamy radzę nie posyłać.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA