Traumatyczne przeżycie dla każdego powyżej 12 roku życia, zwłaszcza dla tych, którzy oczekują jakości znanej z filmów z Brucem Willisem. A tymczasem porażka na całej linii. Dziwne, że ten film to dzieło tak spostrzegawczego i doskonale komentującego rzeczywistość Kevina Smitha.
Oglądanie tego idiotycznego filmu jest obrazą dla widza, który przyciągnięty został przede wszystkim nazwiskiem Bruca Willisa i oczekiwaniem dobrej sensacji. Jest też obrazą dla niego i reszty aktorów, zmuszonych przez idiotyczny scenariusz do pseudo komediowych wygibasów i póz oraz wypowiadania prawdziwie kretyńskich tekstów.
Chciałoby się traktować to jako parodię, może pastiż, ale trudno jest bardzo - wygląda na to, że to po prostu bardzo nieudany, całkowicie pozbawiony humoru film. No dobrze, w imię sprawiedliwości przyznam, że jest jeden tekst, który potrafi rozbawić. Dostajemy go jednak w pierwszych dziesięciu minutach tego, pseudo filmowego przedsięwzięcia. Potem najlepszym wyjściem jest natychmiastowe wyłączenie wszelkich odbiorników, dźwięku i wizji, tak aby w żadnym wypadku nie docierało do naszych uszu nic z tego kretyńskiego przekazu.
Przyznać trzeba, że z opisu filmu ciężko się zorientować, że nie warto tego gniota oglądać. Zwłaszcza, że policyjne filmy z Brucem Willisem w roli głównej zdają się mieć w świecie filmowym niemalże zagwarantowaną renomę. A tutaj taka przykra niespodzianka. Willis gra policjanta Jimmego Monroe, który wraz partnerem Paulem Hodgesem zostaje za nieudaną akcję zawieszony na miesiąc w obowiązkach. Wstrzymanie pensji jest mu wyjątkowo nie na rękę - wkrótce za mąż wychodzi jego córka a Jimmy chce zapłacić za wystawne wesele. Z bólem serca postanawia więc sprzedać unikatową kartę kolekcjonerską. Pech chce, że kiedy zanosi ją do sprzedawcy, ten pada ofiarą napadu. Karta przepada. Jimmy i Paul muszą ją odnaleźć zanim ukochana jedynaczka stanie przed ołtarzem.
Nad tym filmem można najwyżej płakać. Tylu beznadziejnych, całkowicie niedorzecznie nagromadzonych, bezsensownie seksistowskich tekstów nie było dawno. Na dodatek całkowicie pozbawionych humoru, co dyskwalifikuje film całkowicie. Nie wierzę, że ten pseudo film jest w stanie rozbawić kogokolwiek powyżej nastoletnich lat życia. Aż trudno uwierzyć, że to "dzieło" wyszło spod ręki Kevina Smitha, reżysera seksistowskich, ale jednocześnie śmiesznych komedii, takich jak kultowi już dzisiaj "Clerks" czy też chociażby "Zack i Miri kręcą porno". Zawodzą tutaj sztucznie upozowani aktorzy, nudzi historia, co chwilę czuć wstyd, że przyszło to oglądać. To żenujące przeżycie ma też wyjątkowo idiotycznie przetłumaczony tytuł. Po raz pierwszy jednak zgadzam się - w drodze wyjątku - że ten jest adekwatny do poziomu jaki reprezentuje sobą film. Żenujące, upadlające widowisko i przeżycie. Mam nadzieję, iż rola Willisa była skutkiem przegranego zakładu a nie świadomego wyboru. Inaczej powinien zwolnić swojego agenta.
Fujar (tfu!) nie zobaczymy (na szczęście) w naszych kinach. Mało zachęcające wyniki z zachodu i druzgoczące recenzje zmusiły dystrybutora do wypuszczenia filmu prosto na DVD. Premiera pod koniec września. Szczerze radzę omijać wypożyczalnie.