Luźna interpretacja baśni Charlesa Perraulta. Historia, którą dobrze znamy, w całkiem nowej odsłonie. Zamiast szklanego pantofelka mamy głos Katie. Zamiast tradycyjnego tańca - bollywoodzkie pląsy. Zamiast pałacowych wnętrz - szkolne mury.
Katie, urocza, pewna siebie dziewczyna, po śmierci ojca staje się ofiarą okrutnej macochy oraz przyrodniego rodzeństwa. Dni mijają jej na spełnianiu zachcianek Gail i Bev oraz pilnowaniu małego diabła w owczej skórze - Victora. Katie marzy o tym, by wyrwać się ze szponów Gail, by zostać piosenkarką, lecz boi się podążyć za swoimi marzeniami. Ma zbyt wiele do stracenia. Macocha stale ją szantażuje. Pragnie, by to jej córka Bev znalazła się w świetle reflektorów a nie pasierbica Katie. Co z tego wyniknie?
Lucy Hale rozwija skrzydła. Jak widać potrafi być kimś więcej niż tylko Arią Montgomery z Pretty Little Liars. Partnerujący jej Freddie Stroma świetnie czuje się w roli księcia z bajki. Coś czuję, że wyrośnie na kolejne ciacho Hollywood. Missi Pyle po raz kolejny udowadnia, że jest stworzona do ról pokroju Gail Van Ravensway. Taka Cruella De Mon w komediowym wydaniu. Matthew Lintz świetnie spisuje się w roli inwigilującego cały dom małego rozrabiaki.
Kopciuszek: w rytmie miłości to drugi po Kopciuszku: roztańczona historia film Damona Santostefano. Można zarzucić mu wtórność. Zwłaszcza, że odtwórczyni roli Katie - Lucy Hale wizualnie przypomina grającą w Roztańczonej historii - Selenę Gomez. Od czasów High School Musical takich filmów powstaje na potęgę. Piękna, roztańczona, rozśpiewana i pewna siebie młodzież jest ucieleśnieniem american dream. Oglądając tego typu filmy czujemy, że możemy sięgnąć gwiazd. Bo taki właśnie jest przekaz tych produkcji. Podążaj za marzeniami. Nie poddawaj się. Bo nic oprócz ciebie samego nie może cię powstrzymać. Patrząc na Kopciuszka: w rytmie miłości pod tym kątem otrzymamy całkiem zgrabną, mającą optymistyczny wydźwięk opowieść, która autentycznie bawi, a nawet zaskakuje. Polecam!