Armand znowu sprawia kłopoty w szkole. Jego ekscentryczna matka (Renate Reinsve) zostaje wezwana na spotkanie z nauczycielką. Ku jej zdziwieniu, w szkole czekają na nią również rodzice innego chłopca. Nikt z obecnych nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło.
fot. „Armand” – norweski kandydat do Oscara, geneza powstania filmu/mat. prasowe
Ten (być może) drobny incydent między chłopcami jest niczym szpila, która przebija balon napięcia pomiędzy ich matkami. Dochodzi do eskalacji konfliktu, gdzie prawda miesza się z kłamstwem, a bohaterki rozpoczynają psychologiczną walkę o uwagę i zaufanie.
Reżyser zamyka akcję w szkolnych salach i kilku godzinach, by stopniowo podnosić emocjonalną temperaturę, a jednocześnie stale zmienia tonację filmu: od dramatycznej, do komediowej.
Genialna rola Renate Reinsve, która niedawno zachwycała w „Najgorszym człowieku na świecie”, pozostaje z nami jeszcze długo po wyjściu z kina.
Halfdan Ullmann Tøndel tak wspomina, jak wpadł na pomysł filmu:
Ktoś, kto był na wycieczce ze swoją klasą, opowiedział mi pewną historię. Dzieci miały po sześć lat, a między dwoma chłopcami pojawił się konflikt. Nagle jeden z chłopców stał się bardzo agresywny i powiedział coś, o czym normalnie sześcioletni chłopiec nie powinien mieć pojęcia. Zacząłem zastanawiać się, gdzie i jak ten mały chłopiec poznał tego typu wyrażenia. Potem zacząłem rozmyślać nad tym, jacy byli jego rodzice itp. Zaintrygowało mnie to, ile mogłem wymyśleć na temat rodziców tylko na podstawie tego, co zostało powiedziane i co się stało, nie wiedziałem przecież nic ani o nich, ani o tym chłopcu. Sam również przez wiele lat pracowałem w szkole podstawowej i na własnej skórze doświadczyłem, jak odbieramy dzieci jako odbicia ich rodziców, czasem dobrze, czasem źle. Wiem z doświadczenia, że każde zachowanie (czy to dzieci, czy też rodziców), które choćby trochę odbiega od normy, od razu jest krytykowane i analizowane. W końcu zrozumiałem, że muszę o tym nakręcić film. Film, w którym opowiedziałbym coś o społeczeństwie, o rozwiązywaniu konfliktów, ale przede wszystkim, w którym przyjrzałbym się koncepcji granic i tego, jak się do nich odnosimy.
Reżyser uznał, że interesująco i zabawnie byłoby wykorzystać jako punkt wyjścia dla całej historii sytuację, kiedy coś „dorosłego” wydarzyło się między dziećmi. Był to dla niego idealny punkt wyjścia do badania granic, które są czymś bardzo obecnym we współczesnym społeczeństwie. Niemal wszystkie sceny w filmie dotyczą sytuacji o niejasnych granicach i trudnych szarych stref: prawda czy kłamstwo? ofiara czy oprawca? winny czy niewinny? zabawa czy przemoc?
fot. „Armand” – norweski kandydat do Oscara, geneza powstania filmu/mat. prasowe
Nie jest to po prostu historia o dwóch chłopcach, między którymi wywiązuje się konflikt. Film opowiada bardziej o tym, jak my – dorośli – tworzymy własne rzeczywistości, które pasują do tego, jak odbieramy samych siebie i nasze życia.
fot. „Armand” – norweski kandydat do Oscara, geneza powstania filmu/mat. prasowe
Materiał redakcyjny