"Amerykanin" - We-Dwoje.pl recenzuje

Oglądając trailer „Amerykanina” można pokusić się o hipotezę, że oto zapowiadany jest nam thriller. Opcjonalnie film sensacyjny. Niestety hipoteza to błędna, gdyż całość mogłaby w najlepszym razie pretendować do miana dramatu. Może filmu obyczajowego. Na dodatek wyjątkowo rozwleczonego i mdłego. Często po prostu nudnego.
/ 04.11.2010 06:18

Oglądając trailer „Amerykanina” można pokusić się o hipotezę, że oto zapowiadany jest nam thriller. Opcjonalnie film sensacyjny. Niestety hipoteza to błędna, gdyż całość mogłaby w najlepszym razie pretendować do miana dramatu. Może filmu obyczajowego. Na dodatek wyjątkowo rozwleczonego i mdłego. Często po prostu nudnego.

Mam poważny problem z obiektywnym zaklasyfikowaniem tego filmu do określonego gatunku. Dramat? Melodramat? Film obyczajowy? Podobno reżyser wzorował się na westernie, ale strach myśleć, jakie filmy obejrzał z tego gatunku. Nie wiem też zupełnie o czym jest ten film, gdyż pierwszoplanowa rola oddana jest tutaj nie George’owi Clooney’owi ale widokom i zdjęciom Włoch. Fakt, są to ujęcia urokliwe, pocztówkowe, miejscami nawet zachwycające, ale same w sobie bardziej adekwatne do programu o turystyce czy też filmu na kanale Discovery.

Wśród tych wszystkich ujęć przyrody i architektury obecny jest George Clooney, grający Jacka, człowieka z przeszłością, która nie należy chyba do tych najbardziej chlubnych. Jack co rusz jest celem ataków kolejnych, uzbrojonych panów, których dosyć skutecznie eliminuje z tego świata. Nie może jednak osiąść w jednym miejscu, dlatego porusza się po Italii, po drodze przyjmując zlecenie na budowę karabinu. Zatrzymując się na chwilę, aby zrealizować zlecenie, ulega fascynacji miejscem, dwoma kobietami i… jednym księdzem.

Brakuje mi w tym filmie niemalże wszystkiego. Jakiejkolwiek akcji, bo wszelkie sceny interakcji są tak nieliczne, że nie stanowią chyba nawet 20 procent filmu. Przez całą resztę, Clooney (o zgrozo, także producent tego filmu) chodzi, biega, opcjonalnie jeździ po uroczych sceneriach, okazując nam najbardziej przygnębioną, ze wszystkich przygnębionych min. Jedną. Aktor, który już dawno temu udowodnił, że stać go na wielkie role, tutaj zostaje zredukowany do odtwarzania nijakiej, jednoznacznej, skrajnie melancholijnej, jeśli nawet nie depresyjnej postaci. Ta cała stagnacja, brak jakiejkolwiek mimiki sprawia, że postać Jacka staje się po prostu nużąca, jeśli nie nudna. Tak samo jak i cała historia, zwłaszcza, że scenarzyści filmu nie pokusili się o odsłonięcie nawet rąbka tajemnicy przeszłości bohatera. Być może chcieli z Jacka uczynić postać skrajnie tajemniczą, tragiczną, postawić nam pytania na które sami mamy znaleźć odpowiedzi. Może miała to być nawet sztuka. Wielka. Może. Rezultatem zamiarów (jakiekolwiek one nie były) jest jednak niemalże nieruchoma opowieść o niczym, opowieść męcząca, rozwleczona, nie dająca szans na jakiekolwiek filmowe spełnienie. Wielkie rozczarowanie. A oczekiwania były wielkie.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA