Polskie komedie romantyczne są jak szarańcza, która sieje spustoszenie zarówno w naszych portfelach, jak i umysłach. To istna plaga, której nie sposób powstrzymać. Po tak kiepskich produkcjach ostatniego roku jak „Idealny facet dla mojej dziewczyny”, „Kochaj i tańcz”, „Nigdy nie mów nigdy”, „Miłość na wybiegu” przyszedł czas na „Randkę w ciemno”.
Film zapowiadał się ciekawie ze względu na fabułę, która nawiązuje do popularnego w latach 90-tych programu „Randka w ciemno”. Wyszło jednak jak zawsze, czyli .... cienko, ponieważ kiepski scenariusz, nieudolna gra aktorska oraz wszechobecny product placement potrafią położyć każdą opowieść.
- dzień najlepiej rozpocząć filiżanką małej czarnej, koniecznie zaparzonej w szalenie modnym ekspresie do kawy Krups,
- jak przesłać kwiaty to tylko Pocztą Kwiatową,
- jak podarować biżuterię to tylko firmy Apart,
- o promienny wygląd zadbają kosmetyki Avene,
- kreacje na każdą okazję można kupić w butiku Paprocki&Brzozowski, bądź sklepach Solar i Calzedonia,
- pragnienie natychmiast ugasi herbata Irving,
- warto też przy sobie mieć chusteczki Lambi.
To dopiero początek niesamowicie długiej listy produktów, które nieustannie przewijając się przez film, skutecznie odwracały uwagę od fabuły. Czułam się tak, jakbym oglądała trwający 1,5 godziny blok reklamowy, a najlepszym przykładem braku subtelności przy promowaniu różnych marek jest kilkusekundowe zbliżenie na napis SAMSUNG w momencie, w którym jest to zupełnie nieistotne.
„Randka w ciemno” jest komedią romantyczną, czyli z założenia powinna być filmem lekkim, łatwym i przyjemnym. W kinie nabawiłam się jednak niestrawności, a wszystko przez żenujący poziom aktorstwa naszych rodzimych gwiazd. Katarzyna Maciąg jak zwykle prezentowała ten sam wachlarz uczuć, malujących się na jej twarzy. Była sztywna do granic możliwości, a w niczym nie ustępował jej Lesław Żurek, grający podkochującego się w jej bohaterce, Kubę. Borys Szyc był taki jak zawsze, taki jak w innych komediach, w których się pojawił. Nie zaskoczył mnie więc niczym specjalnym, a z czasem zaczął nawet irytować. Największym plusem tego filmu była Anna Dereszowska. Dzięki niej na ekranie w końcu pojawiła się świetnie wykreowana, charyzmatyczna postać! Szkoda tylko, że nadużywała przekleństw, które do lekkiej historii o miłości pasowały niczym piernik do wiatraka. W produkcji tej nie zabrakło także Bogusława Lindy oraz Zbigniewa Zamachowskiego. Serce się jednak kraje, gdy widzi tak dobrych aktorów, grających dziś tak małe i tak liche role.
W „Randce w ciemno” brakowało zarówno wyrazistych postaci, szumnie zapowiadanych mocnych dialogów, jak i ostrego dowcipu. Nawet piękna sceneria Lazurowego Wybrzeża, w której rozgrywała się część akcji, nie była w stanie zrekompensować całej masy niedociągnięć. Nie ma sensu rozwodzić się dłużej nad tą produkcją, więc powiem krótko:
„Randki w ciemno” nie polecam oglądać ani w kinie, ani na DVD, ani nawet jak się pojawi w ramówce TV!
Fot. Filmweb.pl
Anita Boharewicz