Sms po pomoc, czyli piszemy do Straży Miejskiej

Służby miejskie potrafią zaskakiwać. Nie tylko biurokracją, ale też "nowatorskimi" koncepcjami, mającymi sprawić, że poczujemy się bezpiecznie w naszym mieście. Nawet jeśli musimy wystukać w tym celu całkiem sporego smsa. Takiego opisującego wszystko, co właśnie się dzieje. Niebezpiecznego oczywiście.
/ 25.11.2010 20:23

Służby miejskie potrafią zaskakiwać. Nie tylko biurokracją, ale też "nowatorskimi" koncepcjami, mającymi sprawić, że poczujemy się bezpiecznie w naszym mieście. Nawet jeśli musimy wystukać w tym celu całkiem sporego smsa. Takiego opisującego wszystko, co właśnie się dzieje. Niebezpiecznego oczywiście.

Taka szlachetna inicjatywa została podobno podjęta z myślą o obywatelu. Przynajmniej tak twierdzą przedstawiciele Straży Miejskiej w Warszawie. To właśnie oni z dumą przedstawili pomysł nowatorskiego zgłaszania wszelkich niebezpieczeństw, jakie zbyt często mają miejsce w komunikacji miejskiej. Dlatego też uruchomiono specjalny, dziewięciocyfrowy numer, na który każdy, podróżujący tramwajem czy autobusem, będzie mógł pisać.

Fascynujące w tej inicjatywie jest znacznie więcej niż tylko sam numer, zbyt długi by ktoś mógł go zapamiętać, a tym samym bezużyteczny jako numer alarmowy. Największą kreatywność Straż wykazała tworząc metodę zgłaszania niebezpieczeństw. Otóż jeśli już uda nam się zapamiętać numer, należy na niego wysłać wiadomość o treści "POMOC". W smsie zwrotnym otrzymamy szablon, który należy wypełnić i ponownie odesłać do dzielnych strażników. W szablonie do wypełnienia jest nasze imię, nazwisko, numer boczny pojazdu, którym przyszło nam podróżować, oraz krótka charakterystyka niebezpieczeństwa w jakim przyszło nam uczestniczyć. Dopiero po odesłaniu całości możemy czuć się bezpiecznie. Teraz na pewno już nas szukają.

Ta rozkoszna inicjatywa nie przewiduje niestety, że potencjalny morderca/gwałciciel/złodziej/rabuś grzecznie poczeka aż skończymy pisać swojego smsa, zajmującego, kto wie, może znacznie więcej niż te statystyczne 160 znaków. W końcu charakterystyka potencjalnego zagrożenia może trochę zająć. Trudno jest uwierzyć, że w sytuacji prawdziwego niebezpieczeństwa, ktokolwiek będzie miał okazję, czy też nawet ochotę na mozolne wystukiwanie jakiejkolwiek wiadomości. Będzie uciekał. Opcjonalnie dzwonił na 112.

Pewnie zintegrowanie systemu i opracowanie szablonu kosztowało niemałe pieniądze. Poszło oczywiście z kieszeni podatnika. Kto wie, może ktoś odważy nam się za kilka miesięcy pokazać statystyki efektywności całego pomysłu. Obawiam się, że nie będą za dobre. A wy myślicie, że przez smsy będzie bezpieczniej?

Redakcja poleca

REKLAMA