Kto jeszcze rok temu wiedział dokładnie kim jest Marcin Dubieniecki? Niepozorny młody prawnik zyskał śladową uwagę mediów, kiedy stał się drugim mężem Marty Kaczyńskiej. Chwilę później media z lubością rozpisywały się o jego możliwym udziale w finansowej aferze. Jednak dopiero katastrofa smoleńska otworzyła Dubienieckiemu drogę do tego, co w tym kraju daje pieniądze i nietykalność. Do polityki.
Dzisiaj głośno już mówi się o starcie Dubienieckiego do parlamentu, oczywiście z list Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego młody adwokat już robi wszystko, aby przyciągnąć do siebie uwagę mediów a tym samym dać się zauważyć potencjalnym wyborcom. A jakże można zrobić do łatwiej niż poprzez lansowanie kolejnych teorii spiskowych o katastrofie smoleńskiej, temacie wciąż w Polakach żywym, wywołującym ostre reakcje społeczne?
- Uważam, że mogło dojść do zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego – powiedział Dubieniecki Gazecie Wyborczej, jednoznacznie pokazując na czym będzie budował kampanię wyborczą. Nie było to zresztą specjalnym zaskoczeniem, w końcu jego wpis na te listy zależy bezpośrednio od Jarosława Kaczyńskiego a ten ma tylko jedną teorię spiskową, prezentującą pogląd, że Lech Kaczyński był celem zamachu Rosjan, przede wszystkim zaś Wladimira Putina, sterującego przecież rosyjskim prezydentem Miedwiediewem. W ostatnim wywiadzie, Dubieniecki określa nawet dokładnie dlaczego zginął jego teść, w jego mniemaniu jedyny człowiek w Europie zdolny przeciwstawić się Rosjanom. „Wyeliminowanie go dawałoby Rosji swobodę w załatwianiu interesów w Europie, prowadzeniu różnych uzgodnień ze stroną niemiecka i innymi liczącymi się krajami UE ponad naszymi głowami” dodaje.
Kampania ruszyła więc na dobre. I jak na razie sukces. Mało bowiem kto nie wie już kim jest Marcin Dubieniecki. Przez następny rok stanie on zapewne przy boku prezesa i na kolejnych konferencjach będzie żądał od Rosji odpowiedzi na tysiące absurdalnych pytań. Będą kwiaty, demonstracyjnie składane przez pałacem prezydenckim 10 każdego miesiąca, będą wnioski o ekshumacje, kolejne komisje i oskarżenia rządu. Będą jednak pewnie i głosy, bo protekcja prezesa jest dzisiaj niemalże gwarancją wyboru na posła. A potem będzie kilkanaście tysięcy złotych comiesięcznej pensji i życie w dostatku, w świecie fleszy, z immunitetem i bez wysiłku. Żyć nie umierać.
Fot. mwmedia