Reklama

Kilka lat temu moja przyjaciółka, która była w owym czasie singielką, powiedziała mi, że chciałaby mieć męża. Nie specjalnie mnie to zdziwiło, bo to w sumie mało zaskakujące marzenie. Pewnie większość z nas przynajmniej raz skrycie snuła fantazje o księciu lub księżniczce z bajki. A potem powiedziała coś, co mnie zaskoczyło. „Chciałabym mieć męża, bo wtedy nikt nie zadawałby mi durnych pytań i miałabym dobrą wymówkę. Zawsze mogłabym powiedzieć, że muszę to przedyskutować z mężem”. Poczułam się jak XIX- wieczna pensjonariuszka. Jakby ostatnie 100 lat z niemałym okładem poszło w niepamięć. Czy faktycznie obrączka na placu tak wiele zmienia? Jeden rabin powie „tak”, drugi rabin powie „nie”. A ja mówię: sprawdzam.

Obrączka jako wyznacznik pozycji społecznej

Obrączka ślubna istnieje „od zarania dziejów”, czyli najprawdopodobniej pojawiła się w starożytnym Egipcie. Przynajmniej tak datują archeolodzy, którzy odczytali o niej wzmiankę na jednym z odnalezionych papirusów. Trudno stwierdzić, czy wymiana obrączek była powszechną praktyką, czy tylko „fanaberią” ówczesnej klasy uprzywilejowanej. Jednak szersze spojrzenie na kulturę, obyczaje, prawo i wierzenia wskazuje, że był to symbol przynależności, kontroli i podporządkowania. W szczególności, jeśli nosiła ją kobieta.

W Rzymie sytuacja nieco się zmienia, rośnie rola kobiet w patriarchalnym społeczeństwie. Małżonkowie wymieniają się obrączkami ślubnymi, ale o miłości nie mogło być mowy. To znak zawarcia kontraktu. Często nie tylko między samymi zainteresowanymi, ale ich familiami. To, z czego była wykonana obrączka i w jaki sposób zdobiona wskazywało na status społeczny rodzin połączonych węzłem małżeńskim.

W Średniowieczu wymiana obrączek ślubnych wciąż nie była romantycznym gestem, a małżeństwa zawierane z miłości wciąż były wyjątkiem od reguły. Obrączki, pierścienie ślubne, czy w ogóle biżuterię zaczęto postrzegać jako formalny element struktury społecznej. Chrześcijaństwo powoli zaczyna się krystalizować, papieże zaczynają nosić „Pierścienie Rybaka”, zakonnice składające ślubowanie Bogu także „przywdziewają obrączkę”. Im wyższe rangą stanowisko, tym cenniejszy kruszec. Wysoko urodzeni i możne mieszczaństwo nie tylko niechętnie patrzyło na potencjalny mezalians, ale także chciało się odciąć od „plebsu”. Stąd na przełomie Średniowiecza i Renesansu między innymi w Anglii, Francji, Wenecji, czy Florencji wprowadzono prawa jasno wskazujące na to, kto jest godzien nosić futro z perłami, smarkać w jedwabną chusteczkę i nosić złoto na palcu.

Może i chłopki nie miały internetu ani odpowiednich zasobów materialnych, ale dobrze czuły pismo nosem. Miedziane, czasem posrebrzane, a nawet srebrne obrączki noszono od święta. Złoto zazwyczaj było poza ich zasięgiem finansowym. Jednak wszystko zmienia się wraz z nadejściem rewolucji przemysłowej, a kropkę nad „i” stawia wiek XX. Ludzie zaczynają wierzyć w miłość romantyczną, a poza tym „sky is the limit”. Złoto, platyna, diamenty stają się li tylko kwestią ceny, którą coraz więcej osób jest skłonnych zapłacić. Przecież to chodzi o nasze szczęście, prawda?

Niezależnie od tego, czy idea wymieniania się obrączkami ślubnymi była znakiem rozpoznawczym warstw uprzywilejowanych, który z czasem przejął ogół, czy też koncepcja ta pojawiła się „oddolnie”, równolegle w wielu kulturach, współcześnie jest to nieodłącznym element codzienności.

Obrączka i przesądy na jej temat

W naszym kręgu kulturowym obrączka noszona na serdecznym palcu jasno wskazuje, że osoba, która ją nosi wypadła z „rynku matrymonialnego”. Jednak ten symbol nie jest przypadkowy. Koło to nieskończoność, a poza tym chroni przed siłami nieczystymi. Co więcej, w serdecznym palcu kryje się „żyła miłości”, która ma bezpośrednie połączenie z sercem. Dlatego też bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że obrączka ślubna symbolizuje dozgonną miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ślub to klasyczny wyciskacz łez, po którym następuje „i żyli długo i szczęśliwie”. Romantyzm w pełnej krasie.

Z jednej strony latamy w kosmos, a drugiej wciąż wierzymy w przesądy. Także te na temat obrączek. A jeśli nie wierzymy, to czasem się do nich stosujemy. Tak na wszelki wypadek. Może nie pomoże, ale i nie zaszkodzi. To jak z czarnym kotem, który przebiega nam przez drogę. Niby nic, ale lepiej odpukać w niemalowane. Na wszelki wypadek warto zatem znać przynajmniej kilka życiowych przesądów, które mogą uchronić nas przed potencjalnym nieszczęściem.

  • Omyłkowe założenie lub przełożenie obrączki na inny palec niż serdeczny nie wróży nic dobrego. Zdrada czai się tuż za rogiem. Niestety nie wiadomo, kto, komu i z kim przyprawi rogi.
  • Jeśli obrączka spadnie na ziemię (w to wlicza się także podłogę), parę rychło nawiedzi pech. Luźna obrączka to oznaka luźnych więzi między małżonkami, a w takim przypadku nie ma już co ratować. Całkiem możliwe, że terapia par będzie jedynie wyrzuceniem pieniędzy w błoto.
  • Pod żadnym pozorem nie przymierzaj obrączki, która nie należy do ciebie. Małżeństwo to rzecz święta, a wchodzenie „na trzeciego” między ślubnych nikomu nie służy. Jeśli użyczasz komuś obrączki – czeka cię pech, a jeśli przymierzasz cudzą, na pewno zostaniesz starą panną.
  • Zgubienie obrączki zwiastuje szybki rozwód, nagłe rozstanie małżonków lub lawinę kłopotów. Jednym słowem, nic, na co warto czekać z wytęsknieniem. Jeśli znajdziemy obrączkę, również należy zachować ostrożność. Bo strzeżonego Pan Bóg strzeże.
  • Noszenie obrączki po rodzicach lub dziadkach to przyjęcie ich błogosławieństwa. Gorzej, jeśli zamierzamy je przetopić, by wykonać inny rodzaj biżuterii. W tym przypadku istnieje ryzyko ściągnięcia na siebie pecha.

Czy to działa? Działa. Jak leki homeopatyczne. No i w razie czego zawsze można popluć trzy razy przez lewe ramię. Ten patent nigdy nie zawodzi.

Reklama
Reklama
Reklama