Życie jest piękne!
To podróż, którą zapamiętam do końca życia

Niesamowitą podróż samochodem odbyłam, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Mój chłopak posiadał rozklekotane, stare auto, Golfa po wszystkich możliwych przeróbkach. Kiedy padał deszcz, dywaniki i siedzenia błyskawicznie mokły. Jadąc gdzieś, nigdy nie wiedzieliśmy, czy auto odpali w normalny sposób, czy trzeba będzie je wspomóc popychaniem.
Ten dzień pamiętam jak dziś. Nie wiem, czemu tak zapadł mi w pamięć, bo to najzwyklejszy dzień i najzwyklejsza jazda samochodem. Mój chłopak był pasjonatem wędkowania. Wróciliśmy z dwumiesięcznej, wakacyjnej pracy w Szwecji, naprawdę zmęczeni i z zapasem gotówki. Zamiast wyjechać gdzieś na wypasione, zasłużone wakacje, spakowaliśmy namiot, zgrzewkę piwa, kilka kilo kiełbasek i wyskoczyliśmy nad jezioro - powędkować i odpocząć na łonie natury.
Rano zupka chińska z małej butli gazowej z palnikiem, później kąpiel w jeziorze, na obiad kilka kiełbasek z grilla, spanie w namiocie - niby nic, ale to takie relaksujące i uspokajające, że nie zamieniłabym tego na żadne inne wczasy. I ta moja niesamowita podróż przydarzyła się właśnie wtedy, kiedy po tygodniu wracaliśmy do domu.
Słońce świeciło niesamowicie, było bardzo gorąco. My brudni, spoceni i opaleni wsiedliśmy do naszego auta i ruszyliśmy do domu. Niby nie tak daleko, bo niecałe sto kilometrów. Ale tę jazdę pamiętam do dziś - jechałam jak oszołomiona, jak pijana radością. Obok miałam faceta, którego kochałam.
Wiatr rozwiewał mi włosy, a słońce nadawało im niesamowity czerwony poblask. Gapiłam się na swoje odbicie w lusterku i niesamowicie podobało mi się to, co widzę - rozwiana fryzura, na twarzy masa piegów, zero makijażu. Piłam colę ze szklanej butelki, kupioną gdzieś na stacji benzynowej, na sobie miałam już nieco przybrudzone spodenki i górę od stroju kąpielowego. Na głos śpiewałam piosenki Gawlińskiego, który wtedy zawsze towarzyszył nam w samochodzie. Nieważne, że nie umiałam i do dziś nie umiem śpiewać. Ja naprawdę pamiętam tę krótką podróż do dziś. Tę radość, tę beztroskę, to oszołomienie. A przecież wcale nie jechaliśmy pięknym autem z zagranicznych wakacji, tylko starym wysłużonym gratem znad jeziora.
Dzisiaj nasze wakacje i powroty wyglądają nieco inaczej. Mamy synka, więc każdą podróż przerywają postoje, piwo na brzegu jeziora zamieniło się w soczek, pod namiotem towarzyszą nam pluszaki i nocnik. Co się nie zmienia - wciąż kocham tego samego chłopaka i Gawlińskiego.

