Reklama

Niesamowitą podróż samochodem odbyłam, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Mój chłopak posiadał rozklekotane, stare auto, Golfa po wszystkich możliwych przeróbkach. Kiedy padał deszcz, dywaniki i siedzenia błyskawicznie mokły. Jadąc gdzieś, nigdy nie wiedzieliśmy, czy auto odpali w normalny sposób, czy trzeba będzie je wspomóc popychaniem.

Ten dzień pamiętam jak dziś. Nie wiem, czemu tak zapadł mi w pamięć, bo to najzwyklejszy dzień i najzwyklejsza jazda samochodem. Mój chłopak był pasjonatem wędkowania. Wróciliśmy z dwumiesięcznej, wakacyjnej pracy w Szwecji, naprawdę zmęczeni i z zapasem gotówki. Zamiast wyjechać gdzieś na wypasione, zasłużone wakacje, spakowaliśmy namiot, zgrzewkę piwa, kilka kilo kiełbasek i wyskoczyliśmy nad jezioro - powędkować i odpocząć na łonie natury.

Rano zupka chińska z małej butli gazowej z palnikiem, później kąpiel w jeziorze, na obiad kilka kiełbasek z grilla, spanie w namiocie - niby nic, ale to takie relaksujące i uspokajające, że nie zamieniłabym tego na żadne inne wczasy. I ta moja niesamowita podróż przydarzyła się właśnie wtedy, kiedy po tygodniu wracaliśmy do domu.

Słońce świeciło niesamowicie, było bardzo gorąco. My brudni, spoceni i opaleni wsiedliśmy do naszego auta i ruszyliśmy do domu. Niby nie tak daleko, bo niecałe sto kilometrów. Ale tę jazdę pamiętam do dziś - jechałam jak oszołomiona, jak pijana radością. Obok miałam faceta, którego kochałam.

Wiatr rozwiewał mi włosy, a słońce nadawało im niesamowity czerwony poblask. Gapiłam się na swoje odbicie w lusterku i niesamowicie podobało mi się to, co widzę - rozwiana fryzura, na twarzy masa piegów, zero makijażu. Piłam colę ze szklanej butelki, kupioną gdzieś na stacji benzynowej, na sobie miałam już nieco przybrudzone spodenki i górę od stroju kąpielowego. Na głos śpiewałam piosenki Gawlińskiego, który wtedy zawsze towarzyszył nam w samochodzie. Nieważne, że nie umiałam i do dziś nie umiem śpiewać. Ja naprawdę pamiętam tę krótką podróż do dziś. Tę radość, tę beztroskę, to oszołomienie. A przecież wcale nie jechaliśmy pięknym autem z zagranicznych wakacji, tylko starym wysłużonym gratem znad jeziora.

Dzisiaj nasze wakacje i powroty wyglądają nieco inaczej. Mamy synka, więc każdą podróż przerywają postoje, piwo na brzegu jeziora zamieniło się w soczek, pod namiotem towarzyszą nam pluszaki i nocnik. Co się nie zmienia - wciąż kocham tego samego chłopaka i Gawlińskiego.

Reklama
Reklama
Reklama