Reklama

Czas letni spędzałam ze znajomymi i rodziną w Polsce lub pod gorącym słońcem Italii, czasem gdzieś pomiędzy, w drodze...Mniej więcej raz na wakacyjny miesiąc wybierałyśmy się z moją kuzynką i równocześnie najlepszą przyjaciółką w drogę, w jedną lub druga stronę, w zasadzie nieważne w którą - najważniejsza była sama podróż...

Ona kierowała, ja pełniłam rolę GPS-a z mapą w ręku i oczami wypatrującymi drogowych indykacji...Jak żyć, gdzie skręcić, gdzie zatrzymać się na odpoczynek? Na pewno każdy z nas ma taką osobę, z którą nawet cisza nie jest krępująca, zawsze jest o czym rozmawiać albo rozumieć się bez słów.

Kilometry mijały nam niepostrzeżenie pomiędzy zapierającymi dech w piersiach krajobrazami, w rytmie muzyki, którą kochałyśmy (to zadziwiające, jak Maria Callas pasuje do majestatu gór) i z prędkością, która dzisiaj, kiedy za mną siedzą dzieci, przyprawia mnie o palpitacje serca...

Ale wtedy byłyśmy gotowe ścigać się na autostradzie z motocyklistami i flirtować z nimi przez szybę w tym samym czasie. Mijałyśmy niewidzialne granice, rozdawałyśmy uśmiechy, świetnie się bawiłyśmy. I kiedy w końcu nadchodziła ta chwila, że przez okno widać było cel podróży, było nam jednak trochę smutno, że ale to już...? Do dzisiaj z rozrzewnieniem wspominany te długie godziny w małym aucie i obiecujemy sobie, że może, może jeszcze kiedyś....

Reklama
Reklama
Reklama