Reklama

Niedokładna nawigacja kolegi wyprowadziła nas w rumuńskie Karpaty. Jechaliśmy odcinek ok.100 km przez 7 godzin, w najwyższym punkcie byliśmy na 2100 m. To był lipiec, a my jechaliśmy zaśnieżoną drogą, były owce, kozy i pasterze a nawet osły! Sami tubylcy, niesamowite widoki i rumuńskie oscypki. Wrażenie takie, jakbyśmy jeździli serpentynami po Tatrach.

Wąska droga, przepaście, wodospady, skalne półki z drogą i kilka tuneli. Gdzieś w górach, pośrodku wielkie jezioro. Nad nim kolejka górska... W miejscach, gdzie dało się ustawić auto, Rumuni grillowali i odpoczywali. Nasza dwuletnia córeczka wykazała się niebywałą cierpliwością, auto na szczęście się spisało.W zasadzie, gdyby nie nawigacja, nigdy byśmy się tam nie znaleźli. Jak się później okazało, byliśmy w niezwykle atrakcyjnym miejscu, rzadko odwiedzanym przez obcokrajowców z racji trudnej i kiepskiej drogi.

Ale na przyszłość wolałabym precyzyjne zaplanowanie takiej trasy, zwłaszcza podróżując z małym dzieckiem. Choćby z tego powodu, że droga ta nazywana Trasą Transfagarską czynna jest tylko do godz.20. Gdybyśmy wjechali na nią trochę później, trzeba byłoby spędzić noc w górach a na to, nie byliśmy przygotowani...

Reklama
Reklama
Reklama