Bieszczadzkie przygody
Nikt nie przypuszczał, że ta wyprawa zakończy się w ten sposób!

Kilka lat temu wybraliśmy się ze znajomymi pod namioty w Bieszczady. Było cudownie - w radiu Alphaville z utworem "Forever Young", słońce świeciło mocniej, a wiatr rozwiewał włosy. Droga przed nami była pusta, a nasze głowy pełne marzeń. Pamiętam ten dzień. Mknęliśmy do celu starą skodą, która w każdej chwili mogła odmówić posłuszeństwa. Jednak były wakacje - kto by się tym przejmował?
W ostatnią noc pobytu nad jeziorem postanowiliśmy wybrać się na tańce. Okazało się nagle, że zgubiliśmy kluczyki do samochodu. Przeszukując teren i każdy bagaż stwierdziliśmy, że to na nic. Kluczyków nie było.
Rankiem zbudzono mnie i ponieważ byłam ostatnią osobą, która kluczyki miała ze sobą, zostałam zmuszona do przeszukiwania śmieci!!! Ale i to nie przyniosło skutku - klucze zapadły się pod ziemię.
Postanowiliśmy zatem uruchomić auto bez nich. Korzystając z wiedzy mechanicznej chłopców i kilku filmów akcji, w których bohater uciekając przed pościgiem, kradnie auto, odpalając je za pomocą kolorowych kabli, zabraliśmy się do pracy. Pokonując opór blokady kierownicy i łącząc kabelki udało nam się pokonać 600 km by wrócić do domu!
Pomimo tego, że po wyjeździe stara, wysłużona skoda trafiła na złom, był to najbardziej udany wyjazd i niezapomniana podróż dla nas wszystkich. Do dziś wspominamy akcję poszukiwawczą i powrót bez kluczyków do domu.

