Reklama

Pewnego dnia spakowałam do mojego samochodu dwoje małych dzieci, 85-letnią babcię i wyruszyłam w drogę do domu moich rodziców oddalonych o ok. 20 km. Już wyjeżdżając z parkingu coś chrupnęło, ale co tam. Samochód miał już swój wiek, więc jechał ostatnio głośno.

Podgłośniłam muzykę w radiu i cała szczęśliwa wjechałam na obwodnicę. Co rusz jakiś samochód migał mi światłami, ale myślałam, że żarówka się przepaliła. Był dzień, a i tak sama nie wymienię, więc jechałam dalej. Dopiero, gdy byłam blisko domu rodziców, jakiś samochód zaczął na mnie trąbić. Wtedy już się przestraszyłam na dobre i stanęłam na poboczu. Patrzę i oczom nie wierzę... na parkingu przed moim domem musiałam urwać tylni zderzak samochodu, który wisiał na kablu od światła i przez całą drogę wlokłam go za sobą nic nie słysząc.

No tak, ale jak mam dalej kontynuować podróż? Wymyśliłam. Wyjęłam pilniczek do paznokci i odcięłam kabelek, (który, jak okazało się później wystarczyło po prostu wyjąć z wtyczki), zderzak wsadziłam do bagażnika i pojechałam dalej!

Reklama
Reklama
Reklama