Las Vegas - Miasto grzechu

Las Vegas fot. ONS
Można tu spotkać największe gwiazdy show-biznesu, wziąć szybki ślub, W minutę wygrać lub stracić fortunę i... złudzenia.
/ 26.02.2009 10:55
Las Vegas fot. ONS
Łatwo sobie wyobrazić zaskoczenie i radość amerykańskich turystów, którzy w czerwcu 2007 roku pojawili się w głównej sali kasyna Rio Hotel w Las Vegas. Przy pokerowej rozgrywce zastali Bena Afflecka, niedoszłego męża Jennifer Lopez, i Matta Damona, słynnego filmowego „hazardzistę” (pięknie ograł w karty Johna Malkovicha!).

Skupieni jak na „zawodowych” pokerzystów przystało, licytowali, nie zwracając uwagi na gapiów. Widzowie wymienili krytyczne spojrzenia, bo prasa nieraz donosiła o hazardowym uzależnieniu Bena i pokerowym talencie Matta. Równie wielkie jak radość musiało być rozczarowanie, gdy dowiedzieli się, że aktorzy wcale nie przegrywali ciężko zarobionej filmowej fortuny (Damon za drugą część przygód Bourne’a dostał 26 milionów dolarów) ani nie uczestniczyli w popularnych pośród celebrities rozgrywkach typu World Series of Poker, ale licytowali na rzecz organizacji charytatywnych, zdobywających fundusze na pomoc dla ogarniętego wojną domową Darfuru. Cóż, tego dnia turyści mieli wyjątkowego pecha, bo na co dzień w Las Vegas łatwiej spotkać gwiazdy show-biznesu bawiące się na całego niż zaangażowane w światowe problemy.

Miasto nad miastami

Las Vegas trudno porównać do jakiegokolwiek innego miasta. I nie jest to tylko slogan speców od marketingu, ale najświętsza prawda o tym najmniej świętym ze wszystkich miast. Położone w najbardziej pustynnym ze stanów – Nevadzie, jeszcze sto lat temu było wypaloną słońcem kupą cegieł, rozrzuconych w pobliżu jedynej na trasie Los Angeles–Salt Like City kępy trzciny (Las Vegas to po hiszpańsku właśnie trzciny). Te rośliny na pustyni zwiastują wodę, w tym przypadku były zapowiedzią czegoś więcej. W ciągu wieku Las Vegas zmieniło się z przeciętnej mieściny w pełną przepychu, zalaną orgią świateł i hektolitrami alkoholu świątynię hazardu. Miejsce „bardzo lekkich obyczajów”, narkotyków, wielkich pieniędzy i licznych afer towarzyskich. A wszystko to przez pewnego Żyda polskiego pochodzenia, który w 1911 roku wraz z rodziną wylądował w Nowym Świecie.

Z ziemi polskiej do włoskiej… mafii

Meyer Lansky, a właściwie Majer Suchowliński, pochodził z Grodna. Jeszcze jako nastolatek szybko dogadał się z dwoma włoskimi emigrantami z Sycylii i już we trójkę, w 1927 roku, zostali członkami największego w Stanach gangu. Kilka spektakularnych zagrań taktycznych, parę zabójstw i grupa pod dowództwem nieprzeciętnie inteligentnego Lansky’ego zawładnęła przestępczym światem Nowego Jorku. Przedsiębiorczy młodzieńcy szybko doszli do wniosku, że w ogarniętych prohibicją i zakazem hazardu Stanach nie ma co lokować z „trudem” zdobytej fortuny. Przenieśli więc interesy na Kubę, by w końcu, po rewolucji Fidela Castro, wrócić do Stanów i zainwestować w pierwszy ho- tel-kasyno z prawdziwego zdarzenia, słynne Flamingo w Las Vegas. Za tą inwestycją poszły kolejne i tak rozpoczął się dynamiczny rozwój miasta, w którym w pieniądze lokowali wszyscy: od biznesmenów po mafijnych bossów. Z czasem Lansky stał się ikoną amerykańskiego świata przestępczego – to na nim wzorowali się twórcy „Ojca Chrzestnego”. Las Vegas szybko stało się mekką wykolejeńców, marzycieli liczących na szybki i łatwy zysk, ale i gwiazd światowego show-biznesu – właśnie tutaj mogły łatwo i szybko zdobyć sławę i wielkie pieniądze.

Jak grzyby po deszczu powstawały więc ogromne hotele i kasyna. Przy jednym stole siedzieli, grali, pili i rozmawiali bossowie mafii i Frank Sinatra, Barbara Streisand (dostawali za swoje występy po 100 tysięcy dolarów tygodniowo!), Dean Martin, Nat King Cole. Miasto cieszyło się fatalną sławą, na pustynnych przedmieściach co rusz słychać było strzały mafijnych egzekucji. Paradoksalnie to nie przeszkadzało, a wręcz pomagało w promocji tego najbardziej wyzutego z jakichkolwiek ograniczeń miejsca na ziemi. Od końca II wojny światowej Vegas stało się niekwestionowaną, światową stolicą rozrywki i show-biznesu, hazardu i przestępczości. Do tego surrealistycznego miejsca, otoczonego atomowymi poligonami, na których w latach 50. dokonano aż 45 prób z bronią nuklearną, chciał przyjechać każdy. Przyjechał też król rock and rolla – Elvis Presley, który od 1969 roku stale gościł w hotelu-kasynie International, dając w słynnym Show-room Internationale w ciągu ośmiu lat ponad 800 koncertów i inkasując ponad 100 milionów.

Na pełnych obrotach

Elvis zapoczątkował nową erę miasta – hotele stały się miejscem nie tylko hazardu, ale też totalnej zabawy. Stoły z ruletką, koncerty gwiazd, pokazy magików przyciągały miliony widzów. „Nie – pruderii, nie – ograniczeniom prędkości, nie – podatkom, nie – oczekiwaniu na… termin ślubu, nie – regulacjom hazardu!” – tak brzmiało motto Vegas nowej ery. Wszystko na pełnych obrotach. Zadania „uszycia nowego, eleganckiego garnituru” dla Vegas podjął się amerykański pilot, konstruktor i miliarder Howard Hughes. Wydał na to 300 milionów dolarów, wykupując hotel po hotelu, kasyno po kasynie z rąk Syndykatu – mafijnej organizacji. Hughes miał wielkie ambicje. Chciał zmienić wizerunek Vegas – dodać mu klasy, stylu i co najważniejsze, spłukać z ulic resztkę pustynnego pyłu i krwi.

W efekcie do miasta zjeżdżało jeszcze więcej gwiazd światowego formatu, a hotele i kasyna zaczęły się przekształcać w megaresorty, serwujące rozrywkę dla każdego: od rodzin z dziećmi poprzez rasowych hazardzistów i wojskowych rekrutów, oglądających z wypiekami na twarzy słynne showgirls. Mafijnych bossów zastąpili właściciele globalnych korporacji finansowych i hotelowych oraz biznesmeni, którzy już bez obaw spoglądali w kierunku Miasta Grzechu. Po Hughesie nastał Kerkor „Kirk” Kerkorian – za 120 milionów dolarów wybudował MGM Grand, wcześniej za 13 milionów zakupił słynne Flamingo, a za 80 z hotelu International stworzył prawdziwego giganta, by za chwilę sprzedać obydwa obiekty Hiltonom – ich wkroczenie w światła Vegas pociągnęło innych hotelarzy – właścicieli Sheratona i Holiday. Dzisiaj 17 z 20 największych hoteli na świecie znajduje się w Las Vegas.

Rozrywka na megaskalę

Lata 80. przyniosły kolejny inwestycyjny boom i ucieczkę mafijnego kapitału z Vegas. Za 630 milionów dolarów w 1989 roku powstał hotel Mirage z ponad trzema tysiącami pokoi, którego główna atrakcja – wysoki na 18 me- trów wulkan ziejący ogniem przyciąga codziennie tysiące widzów. Wulkan to nic w porównaniu z atrakcjami kompleksu Luksor, gdzie znajduje się 106-metrowa replika piramidy Tutanchamona, czy hotel New York New York z repliką w skali jeden do dwóch Statuy Wolności. Całości dopełniają Circus, z największym na świecie roller coasterem pod dachem, i Venetian, hotel-kasyno z czterema tysiącami pokoi i repliką weneckiego Grand Canal, gdzie gondolierzy wożą turystów, śpiewając rzewne cansony. Jedynie względy bezpieczeństwa uniemożliwiły budowę w innym wielkim kompleksie – Paris Las Vegas – wieży Eiffla w naturalnych rozmiarach. Istniejąca replika w skali dwa do jednego jest tak idealna, że budzi zachwyt samych paryżan. Równie wielkie jak replikowane słynne budowle są fortuny zbijane przez gwiazdy. Ich publiczność to prawie 40 milionów osób odwiedzających Vegas każdego roku.

Listę najlepiej zarabiających gwiazd otwiera Barbra Straisand, która w 1999 roku zainkasowała za występ 15 milionów dolarów. Tu koncertują także Cher i Elton John. Ich kosmicznie wysokie gaże nie budzą zdziwienia. W końcu jest z czego płacić – rocznie ludzie zostawiają w Vegas ponad 6 milionów dolarów. Nic dziwnego, że w iluzjonistycznych przedstawieniach można zobaczyć superasystentkę w osobie na przykład Pameli Anderson. W ubiegłym roku 40-letnia gwiazda „Słonecznego patrolu” w Planet Hollywood Resort & Casino asystowała słynnemu iluzjoniście Hansowi Klokowi. I chociaż plotka mówi, że zgodziła się na tę pracę, ponieważ wcześniej przegrała w pokera 250 tysięcy dolarów, nikt chyba nie wątpi, że za trzy miliony dolarów, które zarobiła w ciągu lata, zostałaby asystentką samego diabła. W Las Vegas gwiazdy też tracą. Znana z tego, że jest znana, i z fortuny rodziców Paris Hilton straciła w pokera luksusowego bentleya. Obchody magicznego roku 2000 miał uświetnić koncertem w Mieście Świateł Rod Stewart. Zaliczkę zainkasował, ale koncert odwołał. Decyzją sądu musi zwrócić hotelowi Rio trzy miliony dolarów.
 

W Las Vegas jak w życiu
W Las Vegas gwiazdy zbijają fortuny i tracą je, żenią się i rozwodzą. Słynne na cały świat kaplice ślubne, w których już za 50 dolarów można zawrzeć ślub, nawet nie wysiadając z auta, reklamują się, wspierając swoją ofertę nazwiskami gwiazd, które udało się zwabić na ślubny kobierzec. Elvis Presley i Priscilla Beaulieu, Frank Sinatra i Mia Farrow, Bruce Willis i Demi Moore, Richard Gere i Cindy Crawford, Pamela Anderson i Rick Salomon czy Dennis Rodman i Carmen Electra – to tylko niektórzy, którzy nad zmianą stanu cywilnego nie zastanawiali się zbyt długo. Już bez błysku fleszy, ale zawsze szybko i bezproblemowo (wystarczy dowód osobisty) zwykłym zjadaczom chleba ślubu może tu udzielić gwiazda „Star Treka”, a nawet sam Elvis Presley – sobowtór, jeden z wielu próbujących na nazwisku króla rock and rolla zarobić na życie. Każdego roku w Las Vegas 120 tysięcy par wypowiada sakramentalne „tak”.

Ale niewielu udaje się wytrwać z sobą dłużej. Pamela i Rick nie wytrzymali ze sobą nawet dwóch miesięcy, Denis i Carmen anulowali ślub na drugi dzień. Nie ślubne kaplice, ale gotowe plenery i światła najjaśniejszego z wszystkich miast na świecie przyciągają filmowców. Do klasyki przeszedł już obraz Martina Scorsesego „Casino” z 1995 roku, z brawurową rolą Roberta de Niro i Sharone Stone, pokazujący kulisy walki mafijnych bossów o wpływy w mieście. Film był realizowany głównie we wnętrzach kasyna Riviera, w tych samych, w których kręcono w 1960 roku „Ocean’s Eleven”. Remake tego ostatniego z 2001 roku przyniósł prawdziwy boom odwiedzających kasyno i hotel Bellagio, gdzie kręcono główne sceny. Clooney, Pitt, Damon i spółka wrócili tam jeszcze raz, podczas kręcenia trzeciej części „Ocean’s…” w 2007 roku.

Gwiazdy na co dzień

Co zrobić, by chociaż na chwilę pogrzać się w blasku gwiazd odwiedzających Vegas? Można czekać, aż zaczną się zdjęcia do kolejnego filmu, lub – w ostateczności – odwiedzić muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Gwiazdy wyglądają tam prawie jak żywe! A że „prawie” robi różnicę, najlepiej wybrać się do klubów, które upodobały sobie celebrities i liczyć na łut szczęścia. Ci, którzy świętowali Nowy Rok w Pure w Caesars Palace, mieli okazję zobaczyć, jak po separacji z Kelvinem Federline’em zabawie bez żadnych „ograniczeń” oddawała się Britney Spears, podobnie jak kompletnie pijana Paris Hilton. Kilka miesięcy wcześniej swoje 21. urodziny świętowała tam – nie mniej hucznie – Lindsay Lohan. W salach kasyna Social Mouse w kompleksie Treasure Island można często spotkać Scarlett Johansson. Bez ekscesów, ale za to w otoczeniu topowych modelek można się pobawić w Studio 54, w hotelu MGM Grand.

Turyści tak bardzo chcą obcować z ulubionymi gwiazdami z rozrywkowego firmamentu, że właściciele kasyn wpadli na pomysł zarobienia jeszcze większych pieniędzy i budują kasyna „tematyczne”. Pierwszym będzie oczywiście kasyno Elvisa Presleya. Interes będzie musiał się opłacać, bo ceny ziemi w Vegas sięgnęły już 90 milionów dolarów za hektar, a w chińskim Ma- kau rośnie mocna konkurencja. W 2006 roku powstał tam kompleks rozrywkowy, który ma bić na głowę wszystko to, co wymyślono w dziedzinie hazardu i rozrywki. I bije póki co finansowe rekordy, zgarniając w ciągu roku prawie siedem miliardów dolarów więcej niż Vegas! Miasto Grzechu może być jednak spokojne o swoją przyszłość. Znajomość z Mr. Black Jackiem bardzo wciąga.
Tagi: usa, las vegas