„Żona wpatruje się w przyjaciółkę jak w bóstwo. Sztuczna lala z ustami jak pontony miesza tej kobiecinie w głowie”

Wściekły mąż fot. Adobe Stock, JustLife
„Jak zwykle nie doszliśmy do porozumienia, ale od tej pory Marysia przycichła i przestała marudzić o poprawianiu tego i owego. Czułem, że coś się za tym kryje, bo to, że nie mówi o czymś, nie znaczy, że o tym nie myśli”.
/ 06.03.2023 16:30
Wściekły mąż fot. Adobe Stock, JustLife

Marysia nie jest gwiazdą z okładek kolorowych pism, nie przypomina znanych aktorek ani modelek, ale ja nie zamieniłbym jej na żadną z nich, choć Marysia narzeka na mały biust, nos, który według niej przypomina skocznię narciarską, i zbyt pokręcone włosy.

Dodaje zaraz, że to wszystko dałoby się poprawić, bo obecnie medycyna estetyczna robi cuda, ale dla mnie to nie do przyjęcia, bo żeniłem się z kędzierzawą dziewczyną z małymi piersiami i zadartym nosem, więc nie chcę żadnej innej, choćby nawet miała być najładniejsza i najzgrabniejsza na świecie!

Marysia mi nie wierzy; twierdzi, że po prostu żal mi pieniędzy na operacje plastyczne albo jestem nienowoczesny i wolę mieć w domu zwyczajną Marysię, niż wyjątkową Mary, bo czasami tak się przedstawia, gdy chce mnie zdenerwować.

Faktycznie, jestem tradycjonalistą

Pochodzę z normalnego domu, gdzie mama starzała się bez rozpaczania nad każdą zmarszczką i dodatkowym kilogramem, więc drobne mankamenty urody mojej żony nie są dla mnie problemem. Przyznam się, że lubię kobiety z dużym biustem, ale nigdy nie zażądałbym od Marysi, aby naraziła się na ból i ryzyko nawet najmniejszych komplikacji po to, aby mnie zadowolić. Kiedy słyszę, że mężowie lub partnerzy koleżanek Marysi fundują im takie zabiegi, jestem zdumiony i zdegustowany, bo widzę w tym egoizm i brak akceptacji dla tej, którą podobno kochają. Marysia się ze mną nie zgadza. Ona właśnie w tym odnajduje miłość i chęć zadowolenia swojej ukochanej.

– Ty nic nie rozumiesz – tłumaczy. – Właśnie tak mężczyzna okazuje, jak ważne są dla niego potrzeby i marzenia drugiej strony. A że przy okazji ma przy sobie „nową” kobietę, to tylko dobre dla związku.

– Czyli „stara” już mu się znudziła, tak? – pytam. – Wybacz, ale to nie najlepiej świadczy o obojgu…

Mam się do tego dorzucić?!

Od słowa do słowa czasami się nawet kłócimy, bo Marysia nie da się przegadać i musi mieć ostatnie słowo, więc temat poprawiania urody jest u nas iskrą, która wywołuje pożary. Dlatego wiadomość o tym, że Marysia poznała dziewczynę, której partner jest chirurgiem plastycznym, od razu wzbudziła mój niepokój. Czułem, że zaczynają się kłopoty…

Ta Matylda wcale mi się nie podobała. Wszystko w niej było sztuczne: doczepiane włosy, doklejane rzęsy, nadmuchane usta, namalowane brwi i zbyt białe i nienaturalnie równe zęby. Również wielkie, sterczące piersi nad bardzo wąską talią wyglądały dziwaczne, a jeszcze gorzej prezentowała się olbrzymia pupa z pośladkami jak poduchy.

– To teraz najmodniejszy look – zachwycała się Marysia. – Nie znasz się, dlatego krytykujesz. A ja dałabym wszystko, żeby tak wyglądać. Gdybyś mnie rozumiał, tobyś pomógł, bo niestety uroda kosztuje, a ja sama nie zarobię na takie operacje. Ale wspólnymi siłami dalibyśmy radę. Tylko ty nie chcesz, żebym była szczęśliwa!

– Nie gadaj głupot – zdenerwowałem się nie na żarty. – O jakim szczęściu mówisz? O tyłku podobnym do dmuchanego materaca? O sztucznych cyckach? Kobieto, zastanów się!

Jak zwykle nie doszliśmy do porozumienia, ale od tej pory Marysia przycichła i przestała marudzić o poprawianiu tego i owego. Czułem, że coś się za tym kryje, bo to, że nie mówi o czymś, nie znaczy, że o tym nie myśli.

Miałem rację…

Marysia załatwiła sobie pożyczkę i wspólnie z tą poprawioną koleżanką i jej narzeczonym lekarzem zaczęła się przygotowywać do operacji. Miała zacząć od korekty nosa i owalu twarzy, cokolwiek by to miało znaczyć. Byłem wstrząśnięty tym, że się nie liczy z moim zdaniem, że podejmuje takie ryzyko nie wiadomo po co. Wielokrotnie próbowałem z nią o tym rozmawiać, ale każdą próbę dyskusji ucinała w pół słowa, mówiąc, że wszystko przemyślała, że sprawdziła tę klinikę, że ma gwarancje od doktora, który ręczy, że nic się jej nie stanie. To mnie najbardziej wkurzyło.

– Co to za lekarz?! – nawet podniosłem głos, żeby Marysia oprzytomniała. – Co to za lekarz, który nie wie, że ryzyko jest zawsze, nawet przy najmniejszych zabiegach, i że wszystko się może zdarzyć? Jak on może opowiadać takie bzdury? Daje gwarancje jak na buty albo telewizor? Nie słyszał o nieprzewidzianych wypadkach? Chyba oszalałaś, że go słuchasz i jeszcze pchasz mu kasę do kieszeni!

– Oczywiście, tobie najbardziej chodzi o tę kasę – Marysia podchwyciła moje słowa. – Nie martw się, ty nie musisz do tego dokładać ani grosza! Wzięłam sama kredyt i sama go spłacę. Nie twoje zmartwienie.

Zrobiło mi się naprawdę przykro. Byliśmy razem już dobrych parę lat i do głowy mi nie przyszło, że moja żona uważa mnie za chytrusa i materialistę. To było okropne uczucie, w dodatku krzywdzące, bo nigdy jej niczego nie skąpiłem i nie odmawiałem, starałem się, żeby miała to, czego potrzebowała. Oczywiście nie mogłem jej zapewnić luksusu ani dać gwiazdki z nieba, ale na nic nie żałowałem i byłem szczęśliwy, gdy ona była zadowolona. Do czasu tej okropnej operacji tak było… Dlatego jej zarzut, że chodzi mi o pieniądze, tak bardzo mnie dotknął. Postanowiłem się nie odzywać. Trudno – pomyślałem – niech robi, co chce!

Zaczęły się u nas ciche dni

Atmosfera zrobiła się ciężka, mijaliśmy się z grobowymi  minami, spaliśmy na krawędziach łóżka, starając się nie dotknąć. Marysia popołudniami siedziała w swoim pokoju, ja oglądałem telewizję, ale nic do mnie nie docierało. To był naprawdę okropny czas.

Korciło mnie, aby zapytać, kiedy się wybiera do tej kliniki, lecz w ostatniej chwili się powstrzymywałem, choć czułem, że ten moment się zbliża. Bardzo rzadko jeździliśmy do moich i jej rodziców, utrzymywaliśmy tylko kontakt telefoniczny, więc nie wiedziałem, czy oni wiedzą, co się u nas dzieje. Nie chciałem o nic pytać, bojąc się, że Marysia potraktuje to jak zdradę jej planów i znowu na mnie napadnie ze złym słowem. Absolutnie nie przewidywałem tego, co się wydarzyło później. Był późny wieczór, ja jak zwykle udawałem, że oglądam jakiś mecz, kiedy Marysia weszła do pokoju i powiedziała:

– Wyłącz to. Musimy pogadać. Jest sprawa…

– Tak? – udawałem obojętnego, choć serce mi biło jak szalone. – Słucham.

– Masz jakąś wolną kasę? Potrzebuję, ale nie wiem, kiedy i czy w ogóle oddam, więc od razu zaznaczam, że to może być na straty.

Skrzywiłem się ironicznie.

– Czyżby zabrakło ci na kolejny pomysł do metamorfozy? Co tym razem? Usuwamy żebra? Odsysamy czy wstrzykujemy? – spytałem.

– Nie wygłupiaj się. Nie o to chodzi.

– A o co chodzi, Marysiu?

– Pamiętasz moją kumpelę Jolkę? Tę po rozwodzie, z trójką maluchów? Złapała jakąś chorobę, wylizała się, choć było bardzo ciężko, a teraz ledwo staje na nogi i potrzebuje wszechstronnej pomocy. W domu bieda aż piszczy, bo ten jej były to kawał drania i do niczego się nie poczuwa, zresztą mieszka nie wiadomo gdzie, chyba za granicą, więc nawet nie wiadomo, gdzie go szukać. Ona była kelnerką w restauracji, od miesięcy jest bez dochodów. Jej rodzice nie żyją, nie ma oszczędności ani jak dorobić – westchnęła. – Dałam jej wszystko, co miałam na tę operację, ale to mało, więc gdybyś i ty coś dorzucił, byłoby łatwiej jakoś wszystko ogarnąć. Robię zbiórkę po ludziach, ale teraz wszystkim niełatwo, choć nie powiem – coś tam użebrałam, tylko że to na długo nie wystarczy. Jeśli masz jakieś zaskórniaki, to może byś dorzucił choć parę groszy? Ona właściwie nie ma rodziny, uruchamiam pomoc społeczną, ale to potrwa, a pieniądze są potrzebne na już. To co? Mogę na ciebie liczyć?

– Naprawdę oddałaś jej wszystkie swoje pieniądze? – zapytałem. – A co z tą  kliniką i twoimi planami? Zrezygnowałaś czy odłożyłaś na później?

Mogę na ciebie liczyć?

– Daj spokój z bzdurami! – usłyszałem. – Choć właściwie to dobrze, że miałam tę kasę, bo mogłam zadziałać od razu, a pojęcia nie masz, jak to było potrzebne. Jolka się nigdy na nic nie skarżyła. Pojęcia nie miałam, jak się męczy, żeby ubrać, nakarmić i ogarnąć siebie i dzieciaki. W ogóle o niczym nie miałam pojęcia, a już najbardziej o tym, jaka byłam głupia, przejmując się moim zadartym nosem. Całe szczęście, że oprzytomniałam. I przy okazji ciebie też przepraszam, choć mogłeś być bardziej stanowczy. To jak? Mogę na ciebie liczyć?

Patrzyłem na moją żonę i wydawała mi się jeszcze piękniejsza niż zwykle. Faktycznie ma troszkę zadarty nos, włosy jak młode jagnię, biust – najwyżej dwójka, ale nie ma ładniejszej i milszej na całym świecie.

– Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziałem. – W każdej sprawie. No, może prawie w każdej…

Czytaj także:
„Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, o czym moja żona plotkuje z koleżankami. Schowałem się w szafie, a one...”
„Przez mój alkoholizm, moja żona i ojciec zmarli, córka trafiła do domu dziecka, a mama ciężko zachorowała”
„Moja żona lata po castingach i myśli, że będzie gwiazdą. Nie wierzę, że jej się uda i mam tego serdecznie dość”

Redakcja poleca

REKLAMA